Filozofię i sztukę łączy umiejętność zadawania pytań. Jednak jest różnica: przynajmniej dla mnie, filozofia to testowanie wciąż nowych wariantów odpowiedzi i wracanie do punktu wyjścia – układanie puzzli, które rozsypią się po odjęciu już najmniejszego elementu - z Danielem Wiśniewskim rozmawia Wiesław Kowalski w portalu Teatr dla Wszystkich.
W naszej poprzedniej rozmowie trochę uciekałeś od odpowiedzi na moje pytania, dlatego, tym razem, odwołując się do Twoich słów: „Wybrałem przyjazd do Krakowa i recenzowanie dyplomantów. Uznałem, że w taki sposób chcę się z nimi solidaryzować”, pomyślałem, że może tym razem pójdzie łatwiej i namówię Cię na zwierzenie na temat studenckich dyplomów, choćby ich funkcji i celów, jakie powinny spełniać.
Dziś już nie o Grzegorzku, który jednak nie uprzedził, że pewnego dnia „zaatakuje” zdjęciem Więcławka w stringach? Poważnie: klasyczny rachunek zdań przestrzega, że dla przejrzystości wywodu powinieneś unikać okresów warunkowych. A kubek termiczny z logiem Flixbusa – że nie przyniosłeś drogiego wina.
(śmiech)
(śmiech) Chwalę się: niedawno ukończyłem duży artykuł z epidemiologii chorób zakaźnych!
COVID-19?
Żebyś też pod kolejnym nazwiskiem w Internecie grzebał?
Drugim?
Może. Szanujący się marksiści mają po kilka. Też: pseudonimów i samokrytyk „na okazje”. Słabo się szanuję. Francuska rodzina – niepocieszona.
Więc, czy poza artykułem jakieś plany zawodowe?
Z dawnym profesorem planuję książkę o tym, czy nadal „jest sobą” człowiek w obliczu choroby pozbawiającej zdolności zapamiętywania, mówienia, kontroli bodźców seksualnych i jak to wpływa na nasze zobowiązania wobec niego – czy nie obiecywaliśmy komuś, kogo już „nie ma”. Wprawdzie temat „bycia sobą” jest znany w filozofii, słabo radzi sobie z nim medycyna. Co prawda, mówi się o depersonalizacji, ale w zupełnie innym kontekście – psychozy.
To również artystyczny temat…
Filozofię i sztukę łączy umiejętność zadawania pytań. Jednak jest różnica: przynajmniej dla mnie, filozofia to testowanie wciąż nowych wariantów odpowiedzi i wracanie do punktu wyjścia – układanie puzzli, które rozsypią się po odjęciu już najmniejszego elementu. Pytasz „czemu?” i lepiej rozumiesz założenia, na których wspierała się konstrukcja. Hermeneutyka to tylko jedna z metod. Kiedy zastanawiałem się nad #MeToo, mniej niż kolejne – „wprawdzie” wstrząsające – świadectwa ofiar, interesował mnie cel, jakiemu miały służyć. Środek nie równa się celowi – miałem wrażenie błędu przesunięcia kategorialnego. Zdarza się w darkoomie: dotykasz „jednego”, naprzeciwko stoi „inny”. Zapala się światło. Surprise – wiesz, że przez pół roku nie wrócisz. Poza książką cykl reportaży dla studentów aktorstwa. „Pod poduszkę”.
Babcia była aktorką?
Ona akurat nie. Wolta do planów: „wzmożenie” u śpiewaków operowych szturmujących mój profil, aktorów, którzy uznali, że jednak mogę znać Delona (nie mylić z Delągiem), zamieszanie w jednym z warszawskich szpitali – w konsekwencji wywiadu – zbiegło się z mejlami od kilku psychologów. W wolnym czasie planujemy badania i może pomoc terapeutyczną. Prędzej więc Katowice, później – Łódź i Warszawa. Mam nadzieję, że udostępnisz link do ankiety? Działamy niezależnie od szkół – nie zapytają „kto Wam powiedział?”.
A dostanę wyniki?
Może (śmiech)
(śmiech) Dlaczego jeździsz i oglądasz dyplomy w Krakowie, a nie przyjeżdżasz do Warszawy? W tym roku warto było zobaczyć choćby spektakle Anny Wieczur-Bluszcz („Ludzie, rzeczy i miejsca”) czy Anny Sroki-Hryń („Prawiek i inne czasy” wg Olgi Tokarczuk)
Wszystkich zawiedzionych studentów zapraszam na mój profil. Plotki o moich sukcesach w podbojach homoerotycznych są bezzasadne – ale nadal zawstydzeni koledzy niech o pośrednictwo proszą koleżanki. Nie odmówię.
Nie lubisz Warszawy?
Uwielbiam! Wprawdzie często mam melancholię, w Warszawie przynajmniej nikt nie pyta, czy matka aby na pewno mieszkała pod Wawelem, a ojciec był z Podhala. Poważnie: jest pewien kompleks krakowski, syndrom „oblężonej twierdzy”. To tak, jakby „tu” ostało się jeszcze dawne genius locci – wartości, których trzeba bronić, kiedy powoli to już chyba tylko nadmuchany balon…
Przeszkadza Ci to?
Przekłuwanie balonów? Przeciwnie! W socjologii prowadzi się badania na temat społecznego konstruowania prestiżu. Wyobraź sobie grupę ludzi nawzajem przekonujących się o swojej wyjątkowości, a „spoiwem” jest przekonanie o konieczności obrony wartości jakoby niedostępnych „zwykłym” śmiertelnikom – dawno wypłowiałych, których realizacji dziś chyba nikt nie umiałby wykazać. „Jeszcze” narcyzm czy „już” mesjanizm? Ale, czy temu „kółku wzajemnej adoracji” świat ma do zaproponowania coś poza zakwestionowaniem utrwalonych hierarchii i odebraniem „religii krakowskiej”?
A ma?
Ty sugerujesz, że ma – „w tym roku warto było…”. Ja wiem „tylko”, że trwanie na posterunku czegoś, co pewnie dawno nie istnieje, to zły pomysł.
Żałuję bardzo, że nie widziałeś realizacji Duncana Macmillana, który zajął się takimi schorzeniami jak narkomania i schizofrenia.
Ja też żałuję, że wciąż muszę myśleć, że żałuję. Również: ale, czy „u nas”, aż tak dobrze grają psychotyków? Gdy dla schizofrenii typowe są omamy słuchowe, wiecznie ktoś coś/ kogoś „widzi”. Inaczej w Krakowie – z osobowością paranoidalną Iwaszkiewicz może „przekombinował”, ale nadal tak dobrze pokazał urojenia ksobne, że ledwo powstrzymałem się od udzielania pomocy (śmiech).
Ach, ten Iwaszkiewicz (śmiech)
Chciałem powiedzieć, że „też mi przykro” (śmiech)
Jak ważne miejsce w przygotowaniu przedstawień dyplomowych powinien mieć wybór literatury? Chyba przyznasz, że nie zawsze wybory reżyserów dają możliwość pokazania młodym adeptom sztuki aktorskiej tego, czego się w szkole nauczyli czy nawet zauważyć ich talenty.
Najbardziej nie polecam mojej – im poważniej zabieram się za pisanie dramatów, tym słabsze wychodzą. Reportaże to już kawałek dobrej literatury – zachęcam. Ale, czy przedstawienia dyplomowe służą „pokazaniu” kogoś i czy „sensownie” jest synonimem „po równo”?
Na ile w dyplomie, mającym zaprezentować przede wszystkim umiejętności przyszłych aktorów, reżyser ma prawo realizować swoje własne ambicje jako inscenizator budujący swój świat teatralnych metafor?
„Mającym” – pytanie z tezą. Pytasz, czy już odpowiadasz? Praca ze studentami to jedna z najtrudniejszych – sprowadzanie własnego ego do wielkości planktonu. Musi boleć. Jednak, gdybym miał wybierać – trochę jak między dżumą a cholerą – akurat jako reżysera dyplomu bardziej niż autystyka widziałbym sadomasochistę.
Jak przeżywasz rozczarowania takimi spektaklami? W Warszawie, sięgając tylko do ostatnich dyplomów, nie przysłużył się studentom Adam Nalepa, realizując unurzanego w polityczno-ideologicznych odniesieniach „Edypa-Antygonę”, czy Cezary Kosiński, wybierając dramat Iwana Wyrypajewa „DREAM WORKS”, który przerósł i tematem, i formą możliwości młodych wykonawców. Nie do końca też mógłbym wskazać jakichś wyróżniających się aktorów w „Stramerze”, wyreżyserowanym przez Marcina Hycnara, który postanowił na scenie streścić powieść Mikołaja Łozińskiego.
Pytanie z tezą. Musisz być optymistą, jeśli liczysz, że podpiszę się pod cudzymi opiniami, użyję w publicznej dyskusji i jeszcze wezmę za nie odpowiedzialność – nie widziałem spektakli.
Czy nie wydaje Ci się, że teksty wybierane na spektakle dyplomowe powinny się cechować jakąś szczególną empatią?
Znów: pytanie z tezą. I czemu „szczególną”? Nudno tu! Suchar: a czy szczególnie Barbry powinny nazywać się Streisand?
A czy reżyserzy pracujący z młodymi aktorami mają, według Ciebie, prawo do tworzenia spektakli progresywnych czy, na przykład, poprawnych politycznie albo moralizujących?
Pytanie, co rozumiesz jako „poprawne politycznie” itd. Czy, gdy zwykle moralizujący Korczak mawiał, że dzieci tym różnią się od dorosłych, że mają mniej okazji do okazywania podłości, jeszcze był „poprawny politycznie”? A Foucault, który na długo przez College de France uciekł z Warszawy, bo komuna tropiła jego kochanków – wciąż „poprawny politycznie”? „Wywrotka” z progresywnością: zapewne wiesz, że uczelnie, które u swego zarania były WSPÓLNOTĄ wykładowców i studentów, dziś to głównie przez Twoje, „progresywne” środowisko „uprawiane” są jak organizacja patriarchalna. Porównując: już pisma średniowiecznych mnichów-scholastyków były bardziej progresywne.
Co najbardziej Cię ujmuje w grze młodych aktorów? Rzemiosło? Pasja? Prawda sceniczna? Wrażliwość? Autentyczność?
To, że ktoś, kto nie ma nic, musi grać va banque. Dyplomanci wypadają dużo ciekawiej od Cieleckiej.
Kiedy, wg Ciebie, można powiedzieć, że egzamin z aktorstwa został zdany, i jaki wpływ na ostateczny efekt ma sam reżyser i wszyscy pozostali twórcy?
Gdy zapominam, że istnieje coś takiego jak „akcent proparoksytoniczny”, „głoski szeregu syczącego”, „tor przeponowy” czy „pod dźwiękiem”. Bardzo spodobała mi się studentka z „rozhuśtanymi” zwartoszczelinówkami – miała charyzmę. Natomiast już odpowiedź na drugą część pytania byłaby tak banalna, że obraziłaby Twoją inteligencję.
No i powiedz jeszcze coś o tej solidarności z młodymi adeptami sztuki aktorskiej. Dlaczego to dla Ciebie takie ważne?
„Przepraszam aktorki, że dotykam” – nie zwierzałem się, że już na widok zdjęć Telegi na Instagramie wiedziałem, że „odstawi” mocną dramę?
Daniel Wiśniewski - dr nauk społecznych (Uniwersytet Śląski w Katowicach). Dotąd pracował w: Uniwersytecie Wrocławskim, im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i Zielonogórskim. Współpracownik Polskiej Akademii Nauk i Cleveland State University.