EN

6.02.2023, 10:32 Wersja do druku

W mackach teatru

„Komediantka” Władysława Reymonta w reż. Anity Sokołowskiej w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Aram Stern w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Natalia Kabanow/mat. teatru

W oczach aktorek i aktorów wielu pomniejszych teatrów widać raz po raz, że jestestwo kiczu, w jakim zmuszani są grywać i scenicznych knotów, jakie wspólnie tworzą, aby zadowolić publiczność żądną rozrywki, by dziś także usatysfakcjonować bezguścia włodarzy trzymających kasę – przyprawia ich o płacz i zgrzytanie zębów. O tym zjawisku pisał już dawno nasz noblista i choć autor swą powieść wydał prawie 130 lat temu, to jego klasyka literatury nawet w dwudziestoleciu XXI wieku nie rozczarowuje i przywraca ciągle aktualne słowa pana Reymonta spisane w Komediantce. Nie w lekturze, ale przeniesione na scenę Teatru Polskiego w Bydgoszczy przez dwie zdolne kobiety: dramaturżkę Marię Wojtyszko i reżyserkę Anitę Sokołowską.

Rola pierwszoplanowa w tym dramacie przypadnie także kobiecie. Córkę zawiadowcy stacji w Bukowcu, Jankę Orłowską (Anna Bieżyńska / Katarzyna Pawłowska), przyciągnie Warszawa, zwabi ją teatr, teatr silnie balansujący pomiędzy grą sceniczną a realnym życiem, w którym zatrą się zachodzące między nimi granice i stwarzanie pozorów stanie się wewnętrznym JA głównej bohaterki. W spektaklu przedpremierowym Anna Bieżyńska pragnienie Janki o staniu się prawdziwą aktorką ukazała niezwykle ciekawymi środkami, „przebijając ściany” teatru młodzieńczą wrażliwością i subtelnym powiewem prawdy życia. Trudno będzie Jance w taki bieg zdarzeń uwierzyć, niełatwo też się w nim odnaleźć. Teatr tworzą bowiem ludzie i każda próba „dostrojenia się” do ich zamkniętego świata, spotka się z wieloznacznościami.

Nawracające rywalizacje, niesnaski, zakulisowe zazdrości tak zwanego „towarzystwa aktorskiego” w objazdowym teatrze Jana Cabińskiego (świetny Jakub Ulewicz), jego „bezdyskusyjnej” żony, Dyrektorowej Cabińskiej  (pierwszorzędna Dagmara Mrowiec-Matuszak) czy zrezygnowanych aktorów: Meli Majkowskiej (ambrozyjska Emilia Piech) i Władka Niedzielskiego (doskonały Karol Franek Nowiński) szybko staną się dla Janki całym światem, z którego ani uciec nie sposób, ani w nim tkwić nie warto. Wszak wszyscy marzą o tworzeniu ambitnego teatru i zarabianiu prawdziwych pieniędzy, przy czym największym fantastą z tego towarzystwa okaże się reżyser, Morys Topolski (Damian Kwiatkowski), antagonizujący z kierownikiem chóru Halt’em (Marcin Zawodziński), twardo stąpającym po scenie (albo zatrzymującym się w sypialniach chórzystek).

fot. Natalia Kabanow/mat. teatru

Aby stać się aktorką, Janka poświęciła wiele w ogólnym odczuciu moralności XIX wieku, w którym wciąż pokutowała archaiczna wykładnia kobiety przyzwoitej, posłusznej ojcu i wskazanej tylko do zamążpójścia z zamożnym adoratorem z sąsiedztwa, Grzesikiewiczem (Paweł L. Gilewski). Dla niej odcięcie się od ojca i porzucenie świata, w którym się wychowała, wzięcie z nim rozbratu dla gry w teatrze, stało się jedyną racją istnienia prowadzoną w stronę, wydawałoby się, najjaśniejszego światła otwierającego jej drogę na scenę niczym smukła, neonowa lampa w stylu Art Deco w scenografii Wojciecha Farugi. Już nie semafor ze stacji w Bukowcu wyznacza mozół codzienności, ale staną się nim męczące, transowe próby zespołu, zamknięte w kręgu i rytmicznie poddawane ambientowej muzyce Krzysztofa Kaliskiego, do tego w niebywale „hinotyzującej” widza choreografii Magdy Jędry. To zamknięty, niedostępny efemerycznie świat (w tle sączy się jeden z Nokturnów Chopina), otoczony pluszowymi kotarami, świat wydawałoby się bez wyjścia: Janka Orłowska dostrzeże tylko słabą lampkę wskazującą drogę ewakuacji, lecz na razie nieprzydatną, gdyż dzięki własnym pieniądzom może jeszcze pozwolić sobie na samodzielność i na odrzucanie sponsorów-opiekunów. Do czasu…

Anita Sokołowska w swym reżyserskim debiucie z wielkim wyczuciem i finezją ukazuje okoliczności pracy w teatrze, znane jej z autopsji (przez dekadę była etatową aktorką Teatru Polskiego w Bydgoszczy) i dziś pozostaje również wierna autorowi (Władysław S. Reymont sam był aktorem w wędrownych grupach teatralnych), jego dziełu oraz epoce i to nie tylko przy pomocy  odzianych w eklektyczne kostiumy (Wojciech Faruga) bohaterów. Wraz z dramaturżką znakomicie odkrywa w powieści kluczowe perspektywy, niepokoi wieloznacznością  i sprzecznościami.

fot. Natalia Kabanow/mat. teatru

Widoczne są one najsilniej w fenomenalnych kreacjach aktorskich Damiana Kwiatkowskiego (reżyser Morys Topolski) i Małgorzaty Witkowskiej w roli teatralnej krawcowej, Sowińskiej. Ta ostania po samobójczej śmierci syna nadal pracuje w teatrze, choć w głębi serca nienawidzi tej instytucji. Podobnie zresztą jak Topolski, ekspresyjnie rozmarzony żywiołowym transem twórczym, nie zauważa paradoksu tworzenia teatru eksperymentalnego w sztuce Chamy w tym to właśnie objazdowym teatrze i w zderzeniu z niechęcią widzów oraz złośliwymi słowami krytyków – musi się poddać. W swym przywidzeniu zdoła jeszcze tylko przestrzec Jankę, by strzegła się wody.

Najwięcej wieloznaczności powieściopisarza znajdziemy jednakże w scenie finałowej, niedomkniętej i bezkresnej jak Wisła, nad którą zrozpaczona i głodująca Janka spotka jeszcze Rybaka (Zhenia Doliak). Ich rozmową reżyserka postawi w swym spektaklu wielokropek: Janka musi strzec się wirów wody czy może bardziej cieni teatru? A może powinna wybaczyć innym, sobie i jednak wrócić do blasku realnego życia? A może my powinniśmy obejrzeć spektakl jeszcze nie jeden raz?

Tytuł oryginalny

W mackach teatru

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Aram Stern

Data publikacji oryginału:

05.02.2023