EN

8.01.2024, 16:43 Wersja do druku

Usunąć… nie znaczy zażegnać niebezpieczeństwo

„Usuń ze znajomych” Stevena Moffata w reż. Marcina Sławińskiego w Teatrze Kwadrat w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.

mat. teatru

Ewa Pilawska w wywiadzie udzielonym Jackowi Cieślakowi w Rzeczpospolitej na temat Polskiego Centrum Komedii, egzystującego przy Teatrze Powszechnym w Łodzi, powiedziała m. in: <Uważam, że spektakl komediowy (tak samo jak każdy inny spektakl) może być zarówno wybitny, jak i nieinteresujący. W sztuce liczy się jakość, a nie gatunek. Gatunek nie determinuje jakości artystycznej. Nie zgadzam się ze sztucznymi podziałami na ambitny teatr artystyczny i teatr komediowy. Ten krzywdzący podział mówi jednak coś o skłonności środowiska do przyprawiania komedii „gęby”>. Przytaczam te słowa co prawda w kontekście ostatniej premiery warszawskiego Teatru Kwadrat, który sięgnął po tekst angielskiej komedii, ale przygotował to przedstawienie z całym szacunkiem dla komediowego gatunku, jego rygorów i stylu gry w nim obowiązującego. Nawet jeśli uznamy, że brytyjski dramaturg, Steven Moffat, w dramacie „Usuń ze znajomych” nie unika stereotypów, sztanc czy frazesów i banałów, w spektaklu Marcina Sławińskiego zastosowana została precyzja i dyscyplina, zarówno jeśli chodzi o wykonawstwo, jak i wręcz matematyczne zaprogramowanie w budowaniu scenicznych działań i ich rytmu. Jest to efekt solennego podejścia reżysera do wszystkich gatunkowych wymogów, co czyni tę komedię widowiskiem jasnym, lekkim i przejrzystym.

Komedia nie jest wcale gatunkiem do zrealizowania łatwym, tak samo jak i nieprostym w próbie opisania teatralnego jej wystawienia. Zwrócił na to uwagę już Andrzej Wanat, który w jednej z recenzji napisał, że prościej jest omawiać klasykę: „zawsze wtedy można pochwalić się erudycją, intelektualną wnikliwością, pospierać o rzeczywistość…”. Tymczasem jak postępować w przypadku repertuaru komediowo-farsowego? Jakoś krytycy nie bardzo chcą się nad tym pochylać, a język, którym posługiwali się wcześniejsi komentatorzy życia teatralnego w tym „błahym” zakresie wydawać się dziś może już mocno staroświecki i przebrzmiały. Stąd najczęściej dzisiaj mamy do czynienia z reguły ze streszczeniami podpartymi jednosłownymi epitetami na temat reżyserii, dekoracji czy poszczególnych postaci i ról.

W krótkim prologu poznajemy głównych bohaterów spektaklu podczas wakacyjnego rejsu. Od początku zwraca uwagę postać Elsy, pełna temperamentu wdowa, osobliwością zachowań mogąca wzbudzać zdziwienie Amerykanka z Denver, która próbuje przed zbliżającym się rozstaniem przedłużyć znajomość z poznanym na statku brytyjskim małżeństwem. Kolejne sceny rozgrywają się już w mieszkaniu Petera i Debbie, których po długiej korespondencji mailowej Elsa postanawia odwiedzić. Ich nieoczekiwane spotkanie pokazuje w całej ostrości kontrast między ludźmi próbującymi prowadzić uporządkowany tryb życia (co nie znaczy, że udaje się im nad wszystkim co się dzieje w ich domu i wokół zapanować – konflikty z synem i córką, natrętny sąsiad), a kobietą, która swoją ekscentrycznością i niekonwencjonalnym podejściem do relacji międzyludzkich niejednego może wprowadzić w zakłopotanie. Peter i Debbie zupełnie sobie z tym nie radzą, tym bardziej, że w internecie znaleźli wiadomość na temat tajemniczej przeszłości ich gościni, w przeciwieństwie do ich dzieci, które od początku znajdują porozumienie z jej niełatwym do okiełznania żywiołem. Tyle że one nie wiedzą jakie oskarżenia ciążą na tej, która zmieni ich postrzeganie świata, rodziców i dotychczasowych przyzwyczajeń. Widać, że autor dramatu bardzo dobrze te sytuacje podpatrzył, umiejętnie żongluje komediowymi schematami, a Klaudyna Rozhin w swoim tłumaczeniu z tym samym powodzeniem przekłada to na język dialogów, który pomaga aktorom nakreślać wyraziste, wiarygodne postaci, bez szukania podpórek w przerysowaniach czy psychologicznych jaskrawościach. Radzą z tym sobie doskonale również młodzi aktorzy występujący w rolach córki i syna, czyli Weronika Malik i Jan Butruk.

Sławińskiemu udało się stworzyć przedstawienie w dobrym guście i nienaganne pod względem wykorzystania komediowego rzemiosła aktorów. Można powiedzieć, że jeśli chodzi o osiągniętą precyzję w eksploatowaniu gatunkowych mechanizmów, ilość zaskakujących działań i timing jest to spektakl, którego podstawą jest gra zespołowa, co widać w sposobach traktowania partnerów i osiąganiu scenicznej prawdy. Oczywiście na pierwszy plan wysuwa się najmocniej okonturowana postać Elsy w interpretacji zjawiskowej Lucyny Malec, ale nie mniej wyraziste postaci, przez cały spektakl utrzymane w ryzach dobrego smaku i w jednorodnej stylistyce, tworzą Ilona Chojnowska (Debbie) i Michał Lewandowski (Peter). Pewnym kontrapunktem, ale bardzo zabawnym w prowadzonej grze z własnym wizerunkiem ról stwarzanych dotąd w komediowym repertuarze nie tylko teatralnym, jest postać sąsiada wykreowana przez Pawła Wawrzeckiego, do którego będzie należał finał, choć nie wypowie w nim ani jednego słowa.

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła