EN

16.10.2020, 14:04 Wersja do druku

Sykofantka jako wzorzec osobowy

W pierwszym odcinku pisanego dla "Raptularza" cyklu "Z archiwów" postać Bożeny Krzywobłockiej wspomina Joanna Godlewska. 

Na krańcach internetu można czasem znaleźć ciekawe rzeczy. Portal „Lewica.pl”, wiek XXI: „W latach 70-tych próbę opisania Dzierżyńskiego jako żywego człowieka i humanisty podjęła Bożena Krzywobłocka, nie szczędząc gorzkich (…) słów krytyki pod adresem tych, którzy uczynili z Dzierżyńskiego rodzaj straszaka dla antykomunistów”. Portal „Władza Rad” z kolei wychwala autorkę za plastyczne opisywanie owego „człowieka z sercem pełnym buntu przeciwko niesprawiedliwości i żelazną wolą walki ze złem”. 

„Opowieści o Feliksie” członkini PZPR docent doktor Bożena Krzywobłocka wydała sześć, w Młodzieżowej Agencji Wydawniczej, założonej specjalnie w celu kształtowania socjalistycznych postaw młodych obywateli PRL.

Parę lat później, zimą 1982 roku, w restauracji „Sofia” na Placu Powstańców Warszawy, inspektor Gruda z Wydziału III Komendy Stołecznej MO (zwalczanie opozycji) spotkał się z Krzywobłocką, swoim kontaktem operacyjnym „B.K.”. Podczas spotkania „na konsumpcję” wydał 170 zł i wręczył „książki antykwaryczne”: „tom poezji Jana Kochanowskiego w skórze za sumę 700 zł” i „Historię sztuki K. Estrajchera [sic] za sumę 500 zł”. W dowód szacunku dla obdarowanej „odstąpiono od pobrania pokwitowania”.

Ci, którzy w latach siedemdziesiątych studiowali w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej (dziś AT), pewnie doskonale pamiętają Krzywobłocką.

Była potężną pryncypialną kobietą, odpowiedzialną za komunistyczną edukację studentów wszystkich wyższych szkół artystycznych Warszawy (kierowała tak zwanym Międzyuczelnianym Studium Nauk Społeczno-Politycznych). Zadawała do domu obmyślanie scenariuszy świeckich wersji obrzędów kościelnych i tłumaczyła pięknoduchom z Wiedzy o Teatrze, że nie mają szans zachowania czystych rączek, bo będą musieli z czasem stanąć na pierwszej linii frontu ideologicznego. 

Jak wyznała później SB, „jako wzór ideologa uznaje prof. Henryka Jabłońskiego” (był to członek centralnych władz PRL, ponadto generał). Studentom wydawała się postacią z farsy, ale w rzeczywistości była groźna.

Nie podchodziła bezkrytycznie do „linii partii”, szczególnie atakowała Gierka, który rozłożył gospodarkę i dopuścił do rozluźnienia ideologicznego oraz zmącenia rewolucyjnej czystości obyczajów. Należała do Stowarzyszenia Patriotycznego „Grunwald” i klubu „Warszawa 80”, zrzeszających zwolenników komunizmu narodowego, pisywała do tygodnika „Rzeczywistość”, nieformalnego biuletynu „Grunwaldu”.

Po sierpniu 1980 zaczęły się dla Krzywobłockiej ciężkie czasy. W PWST wrzało, większość kadry i studentów rwała się do zmian, także w znienawidzonym powszechnie Studium Nauk Politycznych. Rzecz jasna, likwidacja tej jednostki była niemożliwa, jednak domagano się transformacji i Krzywobłocka straciła stanowisko dyrektora. Rozgoryczona, pełna żądzy odwetu na uczelnianych antykomunistach i w dodatku, jak oceniał to inspektor Gruda, „pozytywnie ustosunkowana do SB”, rozpoczęła współpracę. Była dla Służby Bezpieczeństwa cennym nabytkiem; funkcjonariusze, szczególnie od powstania WoT w 1975, uparcie, choć bez wielkich sukcesów, szukali w Szkole delatora.

Świeżo pozyskany kontakt operacyjny wprost tryskał informacjami. Krzywobłocka uważała, że straciła posadę przez prorektora Jerzego Koeniga, który reprezentował „niski poziom moralny i ostatnio rozwiódł się z żoną, w wyniku czego uzyskał drugie mieszkanie”. To były jednak drobiazgi w porównaniu z misją, jakiej oddawał się wówczas Koenig – mianowicie „stanowił pomost między Moskwą a Londynem w kontaktach Żydów”. Towarzysze ideowi pomścili Krzywobłocką; „Rzeczywistość” opisała prawdziwe oblicze Koeniga i przegrał on wybory na rektora PWST.

Krzywobłocka uważała, że SB „winna wymóc” rozwiązanie WoT, bo przecież, poza Koenigiem, „procesem dydaktycznym zajmują się [tam] ludzie, którzy chcieliby widzieć Polskę w odmiennym ustroju” - czyli Stefan Meller, Marta Fik i rektor Andrzej Łapicki, wspomagani przez dyrektora administracyjnego Tadeusza Fabera. W dodatku była pewna, że wszyscy pracownicy PWST dopuszczają się malwersacji. Warto wspomnieć, że dużo także opowiadała swojemu oficerowi prowadzącemu o Akademii Muzycznej, gdzie, jak uważała, rząd dusz sprawowała banda złowrogich lesbijek.

Przy okazji próbowała skłonić SB, by pomogła jej odzyskać posadę. Znacząco powoływała się na swoje wpływy u Najważniejszych Osobistości; po utracie stanowiska „miała wizytę członka Ambasady Radzieckiej z upominkiem książkowym, który interesował się jej osobą”, a „Komisarz Wojskowy przy Ministerstwie Kultury i Sztuki, płk Antonow” z uwagą wysłuchiwał jej propozycji zreformowania PWST.

Ale do PWST już nie wróciła; jako „wysokiej klasy pedagog” (według oceny SB), zaczęła w 1983 pracę na Wieczorowym Uniwersytecie Marksizmu-Leninizmu przy KC PZPR, która to „uczelnia” szkoliła aktywistów partyjnych. Można powiedzieć, że znalazła Krzywobłocka dla siebie właściwe miejsce. Dla SB przestała jednak być interesująca i współpracę rozwiązano.

Po 1989 roku (zmarła w 2004) próbowała bezskutecznie dostać się do sejmu z list Samoobrony, potem wróciła do źródeł – pracy w propagandzie komunistycznej. Zatrudniła się w Instytucie Naukowym Związku Żołnierzy LWP, który to instytut zaciekle dowodził, że wojsko ludowe doskonale służyło interesom narodowym.

Należy uznać, że jej wytężona praca nie poszła na marne, przecież do dziś zapładnia umysły czcicieli czerwonej idei. 

Cytaty pochodzą z przechowywanych w Instytucie Pamięci Narodowej akt K.o. „B.K”.

Źródło:

Materiał własny