„Zła dziewczynka” Marii Wojtyszko w reż. Jakuba Krofty z Wrocławskiego Teatru Lalek na Festiwalu Małych Prapremier w Wałbrzychu. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.
Po zakończeniu spektaklu „Zła dziewczynka” w wałbrzyskim Teatrze Szaniawskiego długo siedziałem w milczeniu. Nie z powodu braku słów, lecz dlatego, że potrzebowałem czasu, by uporządkować myśli i emocje, które ten spektakl we mnie wzbudził.
Tekst Marii Wojtyszko to coś więcej niż zwykła opowieść o szkolnych perypetiach. To głęboka, pełna empatii i jednocześnie pełna humoru refleksja nad tym, jak radzimy sobie z różnorodnością, jak definiujemy „normalność” i co się dzieje, gdy ktoś odbiega od społecznych oczekiwań. Główna bohaterka, Zajarka, to dziecko, które nie potrafi (a może nie chce?) kryć swoich myśli i emocji, które bywają dla otoczenia niezrozumiałe, a czasem wręcz trudne do zniesienia. Jej szczerość i brak filtra sprawiają, że staje się łatwym celem drwin i wykluczenia.
Przez pryzmat Zajarki obserwujemy klasę pełną wyjątkowych postaci – każda z nich zmaga się z własnymi trudnościami, a jednak próbuje odnaleźć swoje miejsce w grupie. Nikłoś, nieśmiały chłopiec jąkający się i wykluczany przez rówieśników, Idealka – perfekcjonistka, która chce zawsze być najlepsza, czy Oczarek z problemami z koncentracją. To zbiorowy portret dzieciństwa, które nigdy nie jest łatwe, zwłaszcza gdy dochodzą do tego różnice, które czasem wydają się trudne do zaakceptowania.
Co niezwykle ważne, spektakl nie epatuje dramatycznymi sytuacjami ani nie stawia bohaterów w roli ofiar. Zamiast tego proponuje widzom spotkanie z prawdziwym, często chaotycznym i nieidealnym światem emocji, w którym są miejsce na złość, nieporozumienia, ale też na przyjaźń, akceptację i rozwój. Widzimy, jak grupa stopniowo uczy się radzić sobie z odmiennością, jak uczą się, że to, co inne, nie musi oznaczać gorsze czy złe.
Aktorsko „Zła dziewczynka” stoi na bardzo wysokim poziomie. Natalia Herman jako Zajarka wnosi na scenę ogromną autentyczność i siłę, jednocześnie zachowując delikatność, która pozwala widzowi wejść w jej świat i zobaczyć to, co dla niej najważniejsze – potrzebę bycia zrozumianą. Również reszta zespołu tworzy pełne życia i dobrze zbalansowane postacie, które wspólnie budują wiarygodną, pełną niuansów społeczność dziecięcej klasy.
Scenografia i kostiumy autorstwa Matyldy Kotlińskiej to prawdziwy majstersztyk. Bez nadmiaru detali, za to z wyraźnym symbolicznym przekazem, tworzą przestrzeń, która pozwala skupić się na relacjach i emocjach bohaterów, ale też zaprasza do zanurzenia się w świat przedstawienia. To sceniczna przestrzeń, która – choć ograniczona – jest pełna znaczeń i otwarta na wyobraźnię widza.
Nie mogę też nie wspomnieć o muzyce Grzegorza Mazonia, która zaskakuje różnorodnością gatunków. Od bluesa, przez rap, po rytmy przypominające dziecięce zabawy – wszystko to razem tworzy niezwykły klimat, podkreślając dynamikę i emocjonalne zwroty akcji. Muzyka jest tu nie tylko tłem, ale aktywnym uczestnikiem opowieści, potęgującym doświadczenie widza.
„Zła dziewczynka” to spektakl, który stawia ważne pytania nie tylko dzieciom, ale także dorosłym – jak traktujemy osoby odbiegające od społecznych norm? Czy szczerość zawsze jest dobra, a jeśli nie, to gdzie wyznaczyć granicę? Jak radzić sobie z agresją i złością u dzieci, które nie potrafią się inaczej wyrazić? I przede wszystkim – czy potrafimy zrobić miejsce dla tych, którzy są inni, w swoich szkołach, rodzinach i społecznościach?
To nie jest łatwa sztuka. Nie proponuje prostych rozwiązań ani szczęśliwego zakończenia „na już”. To raczej zaproszenie do rozmowy, refleksji i próby zrozumienia. I właśnie dzięki temu „Zła dziewczynka” pozostaje w pamięci długo po opadnięciu kurtyny.
Warto też podkreślić, że spektakl powstał w nurcie „nic o nas bez nas”, co oznacza, że przy jego tworzeniu brano pod uwagę opinie i doświadczenia dzieci neuroróżnorodnych. To pokazuje, że teatr może i powinien być miejscem dialogu, w którym każdy głos jest ważny.