EN

12.06.2023, 12:34 Wersja do druku

„Pustostany" to rewelacyjny monodram pełen groteski, podszyty nostalgią i smutkiem

„Pustostany” wg książki Doroty Kotas w reż. Waldemara Wolańskiego w Białostockim Teatrze Lalek. Pisze Urszula Śleszyńska w „Kurierze Porannym”.

fot. Krzysztof Bieliński

Łucja Grzeszczyk przez półtorej godziny trzyma uwagę widzów i sprawia, że czeka się na to, co będzie dalej. Jest w stanie rozbawić, ale też i wzruszyć. Jej łzy są prawdziwe, a emocje - początkowo trzymane nieco na wodzy w finale nabierają ogromnej siły. To sprawia, że „Pustostany" w Białostockim Teatrze Lalek trzeba obejrzeć.

„Ogólnie życie nie jest takie złe, kiedy się je ogranicza. Kiedy się z nim nie przesadza". Zdanie te determinuje cały spektakl. Bo i jego narratorka się go trzyma, wierzy w jego prawdziwość. I nie przesadza. Nie ma tu egzaltacji w sposobie opowiadania. Ale nie ma też i nudy. Brak przydługich sekwencji i mimo, że słów jest dużo, a rozmyślań jeszcze więcej - nie ma się uczucia przytłoczenia tym wszystkim.

Świetna Łucja Grzeszczyk, która jest sercem tego monodramu
Duża w tym zasługa Łucji Grzeszczyk, głównodowodzącej tym monodramem wg książki Doroty Kotas i w reżyserii Waldemara Wolańskiego. Jest świetna. Wyrazista, ale i subtelna zarazem. Niczym prawdziwa bajarka opowiada nam o świecie kogoś, kogo nie znamy. A kto zdaje się tak do nas podobny, że prawie widzimy go w lustrze. Bo to historia po trochu o każdym z nas. O naszych lękach, potrzebach i wymysłach. O nerwicy natręctw, która gdzieś tam może się w nas kryje i o przyzwyczajeniach. Opowieść o tym, jak często boimy się drugiego człowieka i jak wyczerpująca może być wyprawa na pocztę.

Opowieść o niespełnionych marzeniach i niemożności wykonania planu, jaki sami sobie narzuciliśmy. Tak jak narratorka „Pustostanów". Nie może napisać książki, bo nie ma pracowni. Nie może tego zrobić również dlatego, bo nie ma życia. A przynajmniej tak twierdzi - opowiadając nam przy tym o owym życiu w najmniejszych szczegółach. Życiu innych ludzi, które w niezauważalny wręcz sposób staje się naszym. I które - wraz z postępem spektaklu - jest coraz bardziej jej. Postaci kreowanej przez Łucję. A może też jej samej. W końcu łzy, które roni na scenie są nad wyraz wprost prawdziwe.

Teatr pełen emocji i uczuć
To taki teatr, który jest najciekawszy. Aktorka przekazuje nam ogromny ładunek emocjonalny, który i jej nie pozostawia obojętną. To ile tekstu opanowała wprost nie mieści się w głowie. Tu nie ma kim się podeprzeć, nie ma za kim się schować. Grzeszczyk ciągnie ten spektakl sama. Przez półtorej godziny bawiąc nas i wzruszając. I udowadniając swój warsztat aktorski.

Dużo daje tu też scenografia pomysłu Joanny Hrk. Jest mobilna, niby prosta i ascetyczna, a jednak niesamowicie złożona i rozbudowana. Pozwalająca kreować różne światy. W nieco komiksowym stylu, z subtelnym rysunkiem i zaskakującymi rozwiązaniami technicznymi. Dużą rolę odgrywają tu też płaskie lalki, które przywodzą na myśl sąsiadów, panią z monopolowego, czy tę z poczty - tę która zawsze jest niemiła.

Muzyka Marcina Nagnajewicza z kolei podkreśla nastrój i akcentuje to, co powinno być zaakcentowane. Jest dodatkowym bohaterem spektaklu, który podbija nastrój i brzmi w głowie na długo po opuszczeniu teatru.

„Pustostany" to świetny monodram. Twórcy dali radę. Warto spektakl zobaczyć.

 

 

Tytuł oryginalny

"Pustostany" to rewelacyjny monodram pełen groteski, podszyty nostalgią i smutkiem. Pokazuje życie każdego z nas w lekko krzywym zwierciadle

Źródło:

„Kurier Poranny”

Link do źródła

Autor:

Urszula Śleszyńska

Data publikacji oryginału:

10.06.2023