EN

6.03.2023, 13:45 Wersja do druku

Przedwiośnie aktywistów

„Przedwiośnie” na podstawie powieści Stefana Żeromskiego w reż. Pawła Łysaka w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Rafał Węgrzyniak w portalu Teatrologia.info.

fot. Magda Hueckel

Przedwiośnie w Teatrze Powszechnym w Warszawie zaczyna się dość niespodziewanie, bo na widowni wstaje, siedzący w jednym z tylnych rzędów, młody mężczyzna i wygłasza patetyczne przemówienie w imieniu swego ugrupowania, nie ujawniając jednak jego nazwy ani celów politycznych. Dopiero po spektaklu zdołałem ustalić, że był to Sebastian Słowiński, aktywista Studenckiego Komitetu Antyfaszystowskiego z Uniwersytetu Warszawskiego. Stowarzyszenie powstało w roku 2017, aby walczyć z rasizmem, homofobią i seksizmem. Rozgłos zdobyło blokadami marszy członków Obozu Narodowo-Radykalnego czy okupacją dziedzińca siedziby prymasa Polski w celu zmuszenia Kościoła katolickiego do przyznania wszystkim kobietom prawa do dokonywania aborcji.

Słowińskiego, wraz z dwoma innymi aktywistkami – Zuzanną Karcz z ruchów szkolnych i działaczką ekologiczną Janiną Świerżewską – zaproszono do współtworzenia spektaklu w Powszechnym po ubiegłorocznym Forum Przyszłości Kultury pod hasłem Młodzi, zmęczeni, wkurwieni. W prologu spektaklu w imieniu członków swego stowarzyszenia i innych partii z kręgu radykalnej lewicy wyraża przekonanie, że oni mają zawsze rację – chociaż nie zdradza ich programu – więc nie zamierzają rezygnować z narzucania swych projektów ideologicznych reszcie społeczeństwa.

Słowiński tak sugestywnie demonstruje totalitarny fanatyzm progresywnych działaczy, iż z powodzeniem mógłby zagrać komunistę Antoniego Lulka z powieści Stefana Żeromskiego, z zagadkowych powodów usuniętą w trakcie końcowych prób – gdyż już po zredagowaniu programu – z jej scenicznej adaptacji. Czyżby nie udawało się zniekształcić wydźwięku politycznych dialogów z Przedwiośnia, które z rewolucyjnymi hasłami naszych dzisiejszych aktywistów nie mają wiele wspólnego?

W każdym razie w adaptacji właściwie w ogóle nie ma trzeciej i najważniejszej części powieści, Wiatru od Wschodu, w której dochodzi do debaty o stanie Polski i sposobach jej modernizowania. Zamiast niej jest apologia zbudowanych w Dwudziestoleciu nowoczesnych osiedli mieszkaniowych na Żoliborzu (za sprawą spółdzielni „Szklane domy”, nawiązującej oczywiście nazwą do Przedwiośnia) i na Rakowcu. Pojawia się nawet wzmianka o Teatrze im. Żeromskiego założonym w żoliborskiej kotłowni przez Irenę Solską, z pomocą władz sanacyjnych. Oczywiście ten aspekt jest pominięty, ale mimo wszystko wydawać by się mogło, że twórcy przedstawienia przyznają rację budowniczym i reformatorom międzywojennej Polski, w rodzaju ministerialnego urzędnika Szymona Gajowca. Przypomniane też zostaje przyznanie w 1918 roku kobietom praw wyborczych przez naczelnika Józefa Piłsudskiego. Na ekranach dwukrotnie przesuwa się lista wybitnych kobiet, które odegrały znaczącą rolę w międzywojennej Polsce. Z kręgu teatru figurują na niej Irena Solska, Stanisława Wysocka, Antonina Sokolicz i Irena Filozofówna, późniejsza Schillerowa.

Wcześniej, w sekwencjach toczących się w Baku, z powodu ludobójstwa zdyskredytowana została bolszewicka rewolucja, celowo pomieszana w spektaklu z rzezią Ormian. Zaś w sposób ambiwalentny, jako zryw narodowy i zarazem przejaw nowoczesnego militaryzmu zobrazowanego filmami z plastikowymi żołnierzykami, jest przedstawiona wojna Polaków z komunistyczną Rosją z roku 1920.

Jednak widmo brutalnej rewolucji krąży po spektaklu z Teatru Powszechnego. Szczególnie mocno wyeksponowane zostało skierowane w Nawłoci do ziemianina Hipolita Wielosławskiego ostrzeżenie Cezarego Baryki, że z powodu posiadania srebrnej cukiernicy może zostać zamordowany przez lokaja Maciejunia (Michał Jarmicki) i pozostałą służbę. W głębi sceny wyświetlany jest wtedy obraz płonącego dworu.

Dochodzi do owego pożaru i zabójstwa jakoby w ramach Prześnionej rewolucji, opisanej w studium historycznym przez znawcę psychoanalizy Jacques’a Lacana – Andrzeja Ledera. Ten modny obecnie motyw chłopskiej krzywdy i zemsty za nią odgrywa w spektaklu istotną rolę, mimo iż w latach 1944-45 polscy chłopi bynajmniej masowo nie mordowali ziemian i nie grabili ich dobytku, jak się to działo od 1917 w Rosji. Identycznie jak w roku 1920, nie ulegli prowokacjom komunistycznych agitatorów i mniej się angażowali we współpracę z sowieckim najeźdźcą niż inteligencja z miast, zwłaszcza ta artystyczna.

W epilogu charakter spektaklu się zmienia zasadniczo. Śpiewany jest wiersz Jana Lechonia Herostrates, przywołujący w tytule antycznego podpalacza, ponieważ na progu niepodległości odrzuca podporządkowanie życia martyrologicznemu wzorcowi polskości. Wykonuje go współczesna młoda kobieta (Magdalena Celmer, grająca wcześniej zamordowaną Ormiankę, a w Nawłoci – otrutą Karolinę Szarłakowiczównę) jako podszyty wściekłością protest song.

W partiach scenariusza bowiem, napisanych przez dramaturga Pawła Sztarbowskiego z pomocą Słowińskiego, pojawiają się motywy ze współczesnych kampanii lewicowych zarówno lokalnych, jak i globalnych. Stojącemu na scenie i pogrążonemu w apatii odtwórcy Cezarego Baryki (Michał Czachor) pozostali aktorzy zmieniają tylko tablice z politycznymi hasłami i komentarzami, zwłaszcza w duchu radykalnego feminizmu, odmawiającymi Żeromskiemu, jako mizoginowi, prawa do pisania o kobietach i łączących jego osobę z Jarosławem Kaczyńskim, który w domyśle ma „wy….” („Kot może zostać”).

Całość zaś kończy się wezwaniem do rozbijania brukiem ulicznym szyb w ministerstwach i marszu na Belweder, jako siedziby prezydenta. Jest to o tyle absurdalne, że Przedwiośnie, napisane w roku 1924 w Konstancinie, jest przecież apelem, aby nie dopuścić do wybuchu rewolucji w niepodległej Polsce. Autokomentarze Żeromskiego, wywołane kontrowersjami i sporami wokół powieści, były jednoznaczne – całkowicie odżegnywał się od rewolucyjnej wymowy swej powieści, a sceny marszu na Belweder „pisał ze łzami w oczach”, całkowicie takiej akcji nie akceptując. Jednak w PRL-u skutecznie fałszowano wymowę Przedwiośnia, czyniąc z niego niemal utwór prokomunistyczny, prezentujący jako wzór do naśladowania Lenina. Umożliwiała owe manipulacje wybiórcza prezentacja dorobku Żeromskiego, z którego poprzez zakaz publikowania reportażu o wojnie z 1920 Na probostwie w Wyszkowie czy wystawiania dramatu Ponad śnieg bielszym się stanę (kończącego się mordowaniem przez bolszewików mieszkańców polskiego dworu na wschodzie), wyeliminowano antykomunistyczne przekonania pisarza.

Adaptacja Sztarbowskiego i Słowińskiego przypomina więc owe egzegezy Przedwiośnia z PRL-u. Jest nie tylko mętna lub wewnętrznie sprzeczna, lecz jakby celowo nieporadna i dyletancka. Zgodnie z formułą teatru postdramatycznego wypełniona została przede wszystkim fragmentami narracji albo monologami wewnętrznymi, nie zaś dialogami. Pełno w niej zupełnie nieistotnych i ciągnących się scen, jak jazda bryczką ze stacji kolejowej do dworu. Mają one zapewne wywoływać znużenie i irytację powieścią Żeromskiego, graną niekiedy na granicy parodii, jak w epizodach erotycznych z Laurą Kościeniecką (Aleksandra Bożek).

fot. Magda Hueckel

Sztarbowski wprowadził dodatkowo teksty spoza powieści, jak opisy dworu w Soplicowie albo obowiązków kawiarki zaczerpnięte z Pana Tadeusza Adama Mickiewicza i śpiewane jako pastisz operetki, czy wiersz Andrzeja Bursy Zgaśnij księżycu. Ten zamysł miał zapewne służyć ujednoznacznieniu i wzmocnieniu „antyziemiańskiej” wymowy powieści, której w niej na taka skalę nie ma. Scenariusz zawiera ponadto sekwencje całkowicie zbędne, jak infantylne tłumaczenie na początku czym jest teatr, w ślad za performansem Simona Stone’a z roku 2011 What is Theatre Capable Of? Budzi to mieszane emocje u publiczności i z tego zabiegu nic nie wynika, wydłuża tylko spektakl, który trwa aż dwie i pół godziny.

Widz, który nie czytał powieści, gubi się w jej realiach, szczególnie że siedmioro aktorów gra po kilka ról, nawet pierwszoplanowych, na dodatek we współczesnych strojach. Klara Bielawka jest najpierw pochodząca z Siedlec oddaną matką Jadwigą Barykową, a potem ograniczoną, rozbudzoną seksualnie i zazdrosną Wandą Okszyńską z Częstochowy.

Arkadiusz Brykalski przeistacza się w ojca Seweryna Barykę, po niszczącym udziale w pierwszej wojnie opowiadającego synowi i grupie rodaków o wznoszonych w Polsce szklanych domach, następnie w oficera i ziemianina Hipolita Wielosławskiego, a miał być jeszcze Gajowcem, jak świadczy wydrukowana obsada.

Paweł Łysak jako reżyser skupił się niemal wyłącznie na stronie technicznej spektaklu, która urosła do rangi jego podstawowego atrybutu. Aktorzy bowiem cały czas grają dla publiczności siedzącej na widowni i zarazem wobec statycznych bądź ruchomych kamer. Ich powiększone zbliżenia są widoczne na bocznych ekranach lub na tiulowej kurtynie zasłaniającej scenę. Często w tle wyświetlane są filmowe projekcje ukazujące masowe groby, polną drogę albo ciemny las. Przedstawienie jest bardziej metafilmowe niż metateatralne, ponieważ twórcy jawnie ustawiają green screeny na scenie i na podłodze.

Jeśli ma to jakoś wpłynąć na odbiór przesłania Przedwiośnia, jest to zabieg chybiony. Widz, zwłaszcza młody, po obejrzeniu spektaklu, dla szkół granego specjalnie rano, na pewno nie jest w stanie pojąć znaczenia Przedwiośnia w dziejach Polski – przede wszystkim wskutek wykreślenia całej jego końcowej partii – a co dopiero nabrać do niego dystansu, dzięki jawnie obnażonej technicznej ekwilibrystyce, dość powszechnie już dziś stosowanej.

Samo przypomnienie powieści Żeromskiego byłoby godne pochwały, gdyby nową lewicę zaangażowaną w wojnę kulturową i skupioną na kwestiach obyczajowych, więcej łączyło z opisanymi w Przedwiośniu socjaldemokratami, walczącymi o sprawiedliwość społeczną i prawa pracownicze. Jednak naszych młodych aktywistów wyraźnie nie obchodzą tego typu programy socjalne i modernizacyjne, skoro kontestują realizujący je obecnie rząd z powodu zarzucanej mu obrony patriarchatu, którego ofiarami są nawet mężczyźni w typie Cezarego Baryki. Skądinąd nauczycielka i mentorka Sztarbowskiego, Krystyna Duniec, jako dramaturg nadzorowała w grudniu 2022 w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach dość podobne przedsięwzięcie. Była to, zmierzająca oczywiście do zakwestionowania patriarchalnego porządku, sceniczna dekonstrukcja w duchu feministycznym dramatu Żeromskiego Uciekła mi przepióreczka, dopełniona wypowiedziami trzech współczesnych nauczycielek. Nie zdziwiłbym się, gdyby tamta realizacja była inspiracją dla twórców warszawskiego Przedwiośnia.

Łysak i Sztarbowski, być może mimowolnie, nawiązali też do tradycji sceny, którą wspólnie kierują. Przedwiośnie zostało wprawdzie po raz pierwszy wystawione w Teatrze im. Osterwy w Lublinie 21 września 1959 w adaptacji zatytułowanej Cezary Baryka. Kolejną opracował jednak historyk literatury, a później działacz komunistyczny, Jerzy Adamski i została zainscenizowana 27 października 1964 właśnie w Powszechnym w Warszawie przez Adama Hanuszkiewicza, który wcielił się zarazem w Cezarego Barykę. W epilogu wygłaszał on przesłanie do zmarłej matki, przekonując ją, że zawsze będzie po stronie pokrzywdzonych, a rewolucja jest nieuchronną koniecznością. Wcześniej w spektaklu, by jeszcze bardziej zdyskredytować międzywojenną Polskę, w konwencji teatru faktu został ukazany proces brzeski przywódców centrolewicowej opozycji, toczący się w latach 1931-1932. W PRL-u Przedwiośnie miało aż dwadzieścia wystawień. Po 1989 wprawdzie doczekało się nieudanej ekranizacji w reżyserii Filipa Bajona, który chciał do niej wprowadzić w roli Żeromskiego pisarza Gustawa Herlinga-Grudzińskiego jako ostatniego niepodległościowego socjalistę, ale nie zainteresowało twórców teatralnych. Zostało zaledwie raz wystawione w 2015 w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Jest to o tyle dziwne, że powstająca po upadku komunizmu Polska wywoływała dość powszechne rozczarowanie, podobne do zademonstrowanego przez Żeromskiego w Przedwiośniu.

Lewicowość naszych twórców jednak sprowadza się zazwyczaj do spraw obyczajowych, a problemy ekonomiczne są ciekawe dla nich o tyle, o ile można ich użyć w walce ideologicznej. Powieści bowiem aż dwukrotnie po 1989 groziło znalezienie się na indeksie cenzorskim, właśnie z powodów obyczajowych i poprawnościowych. Najpierw w roku 2009 Bożena Umińska-Keff oskarżyła Żeromskiego o antysemityzm, poparła ją zaś Maria Janion. Twórcy warszawskiej premiery również skwapliwie i z lubością eksponują polski i kościelny antysemityzm. W spektaklu Powszechnego ksiądz Anastazy (Grzegorz Artman), z powodu czarnej brody przypominający raczej prawosławnego popa, komentuje w Nawłoci polskie zwycięstwo nad bolszewikami skierowaną do Cezarego i Hipolita kwestią: „Aleście też spuścili lanie tym Żydom!”.

fot. Magda Hueckel

Skądinąd jest ona zgodna z ówczesną propagandą, nadającą czerwonoarmistom oblicze Lwa Trockiego. W narracji rozbrzmiewa też wzmianka, że na przedwiośniu „bladozielone Żydki wyściubiły niebieskawe nosy z piwnic”. Tymczasem najbardziej drastyczne, z punktu widzenia dzisiejszej politycznej poprawności, dotyczące Żydów obserwacje Cezarego Baryki podczas przechadzki po północnej dzielnicy Warszawy, w adaptacji Sztarbowski jednak pominął. Może dlatego, że w ogóle cała trzecia część zniknęła. W publikowanym w programie do spektaklu tekście z 2015 roku, drukowanym na łamach „Krytyki Politycznej”, Eliza Szybowicz zdeprecjonowała z kolei Przedwiośnie jeszcze dodatkowo z pozycji feministycznych jako przejaw mizoginizmu. Tutaj twórcy warszawskiej premiery okazali się jednak dość bezradni, ponieważ aktorki z jednej strony z chęcią grają wyraziste role żeńskie na granicy parodii, a z drugiej równie chętnie podnoszą zaciśnięte pięści w geście wielkiej niezgody.

Powieść wyciągnięta została z lamusa wyłącznie jako punkt odniesienia w obecnie toczonych debatach o konieczności obalenia państwa polskiego powstałego po roku 1989. Jak bowiem utrzymuje aktywistka Zuzanna Karcz, w wyjątkowo demagogicznym szkicu opublikowanym w programie, „potransformacyjna Polska stworzona w dużej mierze przez współczesnych Gajowców jest mało odporna na przejawy autorytaryzmu, chętnie natomiast stosuje przemoc wobec swoich obywateli i obywatelek”. Dlatego „bunt wobec słabo funkcjonującego i opresyjnego państwa” musi być „głębszy i bardziej inkluzywny niż ten opisany przez Żeromskiego” w scenie marszu na Belweder całkowicie opacznie interpretowanego. Ale być może aktywistka Karcz przywołuje w tym momencie zebranie komunistów z udziałem Baryki, od którego Żeromski się równie mocno dystansował. W każdym razie w obliczu wojny Rosji (z nieoficjalnym udziałem Białorusi) z Ukrainą tylko osoby niemające jakiegokolwiek pojęcia o racji stanu mogą nawoływać do destrukcji polskiego państwa. Aktywistów można jeszcze wytłumaczyć ograniczonymi doświadczeniami politycznymi i brakiem identyfikacji z państwem, ale dlaczego ich poczynania bezkrytycznie popierają obaj dyrektorzy Powszechnego, będący w dojrzałym już wieku?

Przedwiośnie jest na pewno kolejnym świadectwem politycznej dezorientacji czy wręcz zagubienia nowej lewicy, szczególnie zaś środowiska skupionego wokół Teatru Powszechnego. Jego twórcy deklarują poparcie dla Ukraińców, od roku z pomocą Polski i całego Zachodu broniących się przed agresją rosyjską, aktorzy wychodzą po odegraniu Przedwiośnia do ukłonów z żółto-niebieskimi flagami, a jednocześnie na kameralnej scenie Powszechnego nadal jest grana Odpowiedzialność, zarzucająca państwu i społeczeństwu polskiemu wrogi stosunek do imigrantów usiłujących się przedostać nielegalnie do Unii Europejskiej z terenu Rosji i Białorusi oraz prowokujące katolików Radio Mariia przygotowane przez Ukrainki z Charkowa tuż przed jego zbombardowaniem.

Tytuł oryginalny

PRZEDWIOŚNIE AKTYWISTÓW

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Rafał Węgrzyniak

Data publikacji oryginału:

02.03.2023