„Ucho” Piret Raud w reż. Katarzyny Hory z Teatru Dzieci Zagłębia im. Jana Dormana w Będzinie na 3. Festiwalu Plastyki Teatrów Lalek i Formy w Słupsku. Pisze Marek Waszkiel na swoim blogu.
Teatr Dormana sięgnął po oryginalną konwencję, realizując przedstawienie Ucho oparte na książeczce dla dzieci popularnej estońskiej pisarki Piret Raud. Surrealistyczna opowieść, inspirowana uciętym uchem Vincenta van Gogha i odnosząca się do jego historii, jest podstawą do rozważań o samotności, poszukiwaniu przyjaźni, nieustającej pomocy, której potrzebują inni i w końcu odkrywaniu samego siebie.
Wiem, że klamra spektaklu odnosząca się do van Gogha (wielka, płaska głowa artysty z doczepionym uchem w pierwszej scenie i ostatnia z projekcją jego obrazu na kurtynie) wynika z bezpośredniej inspiracji książką Raud. Myślę jednak, że to element całkowicie zbędny w przedstawieniu, w pewnym sensie okrutny dla młodego widza i niepotrzebnie zawężający interpretację. Adrianna Bieżan grająca Ucho odrywa je od planszy i zaczyna się aberracyjna, zabawna, także w sensie budowanych sensów gra pełna rozmaitych przygód. Oderwane od głowy Ucho, pewnie metrowej wielkości obiekt, zakrywający animatorkę, pokonuje długą drogę: od niepewności, że może czegoś nie dosłyszało o czym mówiła głowa i stąd jego samotność, poprzez poznawanie spotykanych postaci (Żaba, Słoń, Ślimak, Żółw, wreszcie Pająk), których potrafi wysłuchać i pomóc, odnajduje własne miejsce na świecie.
Zasada pars pro toto wykorzystana w będzińskim spektaklu łączy go z surrealistycznymi przedstawieniami, których wszak w polskim lalkarstwie było niewiele, jeśli w ogóle. Aktorzy grający poszczególne role są obecni w żywym planie, ale pełnią głównie funkcje animatorów obiektów lub kreują postaci w połączeniu własnego ciała z lalką (np. Słoń czy znakomity Ślimak Szymona Stęchłego). A kiedy obiekty są poza ich ciałami (Ucho, Żaba, Żółw, Pająk), nie eksponują swojej aktorskiej obecności, lecz kryją się za granymi postaciami, co czyni przedstawienie zdecydowanie bliższym lalkowej formule. Atrakcyjna, w pewnym sensie kulminacyjna, jest scena z Pajęczycą graną przez bodaj Karola Gaja owijającego Ucho pajęczą siecią.
Na scenie dominują jasne, troszkę pastelowe barwy (scenografia Katarzyna Leks), co sprawia, że róż, zieleń, błękit, biel, a nawet czerwień i żółć działają uspokajająco, choć mogły być nieznośnie agresywne. Reżyserka Katarzyna Hora i choreograf Szymon Michlewicz-Sowa odnajdują zaiste najwłaściwsze środki, by spektakl był atrakcyjny i przyjemny dla widza. I w pewnym sensie jest nawet zaskakujący, emanuje dobrą energią i sprawia autentyczna radość.
Brawo Teatr Dzieci Zagłębia.
Środowy festiwalowy wieczór zamknął hiszpański autorski spektakl Lemba Wagnera Gallo. To historia szympansicy próbującej wśród elektronicznych zabawek współczesności znaleźć drogę do świata natury i odzyskać wolność. Z pewnością nie jest to festiwalowe wydarzenie, ale troszkę szkoda, że lalkarzy pokroju Gallo w Polsce po prostu nie ma.