„Czarownice. Magia jest!” Maliny Prześlugi, reż. Lucia Svobodova-Vrana Teatru Lalki Tęcza na 3. Festiwalu Plastyki Teatrów Lalek i Formy w Słupsku. Pisze Marek Waszkiel na swoim blogu.
Nieważne, czy odwiedzam premiery w poszczególnych teatrach, czy festiwale lalkowe: w Polsce przedstawienia lalkowe to gatunek rzadki. Ambicje środowiska sprzed wielu, wielu lat, by podnieść prestiż zawodu lalkarza doprowadziły do utrwalenia nazw licznych instytucji (teatr aktora i lalki, dziś już niemal zapomnianych, zastąpionych najczęściej nazwami własnymi) oraz zawodu aktor-lalkarz (przez wieki mówiło się po prostu lalkarz, dziś - aktor).
Słupsk, organizator już 3. edycji Festiwalu Plastyki Teatrów Lalek i Formy, jako jeden z nielicznych teatrów zachował w nazwie lalkę, a w festiwalowym programie pokazał właśnie czyste przedstawienie lalkowe: Czarownice. Magia jest! Autorką tekstu jest Malina Prześluga, reżyserką i scenografką słowacka twórczyni Lucia Svobodova-Vrana.
To wielce energetyczne przedstawienie grane przez czwórkę aktorów: Alicję Gierłowską, Izabelę Nadobną, Macieja Gierłowskiego i Adama Pobożego, którzy dwoją się i troją, przerzucają zabawnymi kwestiami, zmieniają konwencje lalkowe (lalki stolikowe, żyworękie, pacynki, cienie), budują z elementów scenografii słupskie architektoniczne konstrukcje, a ponadto opowiadają historię zaczerpniętą z lokalnych dziejów, z przeszłości słynnej słupskiej Baszty Czarownic. I na dodatek dowodzą, że wszyscy potrzebujemy magii, a każdy z niej w pewnym sensie korzysta.
Lokalny temat, pomost między historią, legendą i współczesnością, żywiołowość aktorska, niezwykła inwencja lalkowa, wszystko to sprawia, że młoda widownia identyfikuje się z przedstawieniem, przejmuje energię płynącą ze sceny i opuszcza teatr z pewnością zadowolona. Takie przedstawienie w repertuarowym teatrze bez wątpienia jest potrzebne.
Żałuję, że nie dość poddałem się atmosferze spektaklu. Narzuciłem sobie dość koszmarny pomysł dzielenia się krótkimi refleksjami po każdej festiwalowej prezentacji, a że straciłem tekst o poprzednim przedstawieniu (ach, komputer!), musiałem dzielić czas na odtwarzanie w pamięci wcześniej sformułowanych zdań i jednocześnie przyjmowanie nowych bodźców. A to o wiele za dużo. Wszak straciłem na tym wyłącznie ja sam. Taka bywa cena nadmiaru.