EN

10.01.2023, 12:32 Wersja do druku

Proroctwo Salomei

„Sen srebrny Salomei" Juliusza Słowackiego w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy. Pisze Magdalena Mikrut-Majeranek, członkini Komisji Artystycznej VIII Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa”.

fot. Karol Budrewicz/mat. teatru

Legnicki Sen srebrny Salomei to teatralne mistrzostwo. Artyści zaserwowali publiczności aktorstwo na najwyższym poziomie. Oszczędne, lekko zdystansowane, ale jakież wymowne! Opowieść o krwawej przeszłości polsko-ukraińskiej jest niezwykle wciągająca i angażująca.

Przeglądając repertuar Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy, można odnieść wrażenie, że Piotr Cieplak wkłada kij w mrowisko, posypując polsko-ukraińskie rany solą. Czy jest tak w istocie? Wybór dramatu Juliusza Słowackiego nie jest przypadkowy. Wieszcz poruszał bowiem w swojej twórczości problematykę związaną z walką narodowowyzwoleńczą, pochylając się nad tematami związanymi z przeszłością narodów i przyczynami niewoli. Nie ma chyba bardziej aktualnych spraw, bowiem tym żyje dziś Europa Wschodnia po rosyjskiej agresji na Ukrainę.

Akcja Snu srebrnego Salomei rozgrywa się w 1768 roku, kiedy Rzeczpospolita zmaga się z powstaniem chłopskim, a na terenie Ukrainy Prawobrzeżnej dochodzi do licznych rzezi ludności, dokonywanych przez Kozaków i ruskich chłopów. Ofiarą hajdamaków pada w Gruszczyńcu także rodzina tytułowej bohaterki. Dlaczego teatr opowiada o koliszczyźnie właśnie teraz? Bo może i powinien. Aby zrozumieć pobudki reżysera, trzeba sięgnąć do historii. Juliusz Słowacki napisał Sen srebrny Salomei w 1843 roku i opatrzył go podtytułem Romans dramatyczny w 5 aktach, bowiem miłosne rozterki wysuwają się na plan pierwszy, a tłem toczących się wydarzeń jest bunt zwany koliszczyzną, który wybuchł w 1768 roku po zawiązaniu konfederacji barskiej. Przyjmuje się, że inspiratorem i prowokatorem rebelii była Rosja. Powstanie chłopskie na ukraińskich kresach skierowane było przeciw szlachcie polskiej oraz ludności żydowskiej i duchowieństwu, a obfitowało w wiele dramatycznych wydarzeń, stąd tak drastyczne opisy u Słowackiego. Czyż niektóre opisy nie przypominają współczesnych doniesień na temat rosyjskich zbrodni w Buczy? Spektakl pokazuje, jak trudna jest wspólna polsko-ukraińska przeszłość, a jednocześnie jak ważna dzisiejsza współpraca ponad podziałami i historycznymi zaszłościami.

Piotr Cieplak konsekwentnie buduje spektakl, rzeźbiąc w najpiękniejszej materii, jaką jest żywe słowo. Jest powściągliwy w operowaniu środkami artystycznego wyrazu, a przez to tworzony przez niego spektakl staje się widowiskiem z pogranicza perfomatywnego czytania i teatralnej próby. Przejawia się to na kilku płaszczyznach. W kilku scenach aktorzy szafują scenariuszem, czytając swoje kwestie z kartki. Czyni tak m.in. Bogdan Grzeszczak, kreujący postać Regimentarza Stempowskiego. Widownia została ustawiona na Scenie Gadzickiego, a aktorzy niektóre partie mówią bardzo cicho, budując intymną atmosferę, której nie dałoby się stworzyć na dużej scenie.

fot. Karol Budrewicz/mat. teatru

Oszczędna, minimalistyczna scenografia Andrzeja Witkowskiego tworzy doskonałe tło dla scenicznej akcji, a pikanterii i dramatyzmu dodaje muzyka Pawła Czepułkowskiego. Wszystkie estetyczne dodatki grają jedynie rolę wspomagającą, są neutralne, zredukowane, bowiem reżyser oddaje głos Słowackiemu. W niemal pustej przestrzeni znakomicie wybrzmiewają słowa romantycznego wieszcza.

Reżyser wespół z dramaturgiem Robertem Urbańskim skondensował pięcioaktowy dramat, zamykając akcję w dwugodzinnym spektaklu. Ograniczono liczbę postaci i okrojono wszystko, co może rozpraszać widza. W legnickiej wersji Snu srebrnego… nie zobaczymy ociekającego bogactwem dworu. Jest pusta przestrzeń, a w jej centrum stół i dwa krzesła. Całą oprawą wprowadzającą odrobinę dworskości jest ekran, na którym pojawia się wizualizacja ukazująca tapiserię. Wśród rekwizytów trzeba wyróżnić prześcieradło, które może odgrywać rolę całunu i słynny pierścień z krwawnikiem. Kostiumy nie przypominają tych z epoki, którą opisywał Słowacki. Są współczesne, jednakże podkreślono nimi pozycję społeczną. Miejsce kontuszy zajęły garnitury i skórzane kurtki, pończoch – skarpetki, a jedwabie i tafty zastąpiono tiulem i szyfonem. Zachowano jednak jeden element – kanak z pereł, który otula szyję księżniczki. Szlachta nosi marynarki, a Kozacy – kurtki.

Spektakl stanowi popis dobrego aktorstwa. Rewelacyjna jest Gabriela Fabian jako Księżniczka Wiśniowiecka. Zimna, zdystansowana i oschła w relacjach interpersonalnych. Jej szyję zdobi sznur pereł, a ciało owija czarna suknia w białe groszki. Dumna dama, której nie w głowie małżeństwo z rozsądku. Ta krucha blondynka okazuje się twarda jak skała. Każde zdanie padające z jej ust trafia w punkt. Ogląda się ją z prawdziwą przyjemnością. Znakomity jest też partnerujący jej Paweł Wolak, który wcielił się w postać Sawy, kozaka regimentarskiego. Niby to nieokrzesany, groźny wojownik, ale szlachetnego serca. Jego mroczna postać kryje wiele niespodzianek, jak choćby to, iż prawdopodobnie posiada szlachectwo, choć dokumentów na to brak… To świetnie obsadzona rola. Z kolei Bartosz Bulanda wykreował postać Leona, syna Regimentarza. To bon vivant, utracjusz, oportunista, rozpieszczony syn bogacza który rozkochuje w sobie Salomeę i porzuca. To chyba najmniej sympatyczna postać, ale świetnie prowadzona aktorsko. Jest i Semenko, kozak dworski, wykreowany przez Mateusza Krzyka – bohater ten ma błysk w oku i mroczną duszę. To postać o rozdwojonej osobowości. Sceniczny Semenko, ubrany w jeansy i bomberkę, przypomina typa spod ciemnej gwiazdy, współczesnego ulicznego rozbójnika. Co więcej, to on odpowiada za rzeź rodziny Salci… Magda Biegańska jako Panna Salomea Gruszczyńska to kolejny ciekawy typ postaci. Wycofana, lekko przerażona, delikatna… Ubrana jest w szary prochowiec i jeansy. Jej wzrok zdaje się mówić, że jest zagubiona i niepewna swojej przyszłości. Jest i prostolinijna Anusia, służąca Księżniczki, a w tej roli zobaczymy Zuzę Motorniuk. Nie można zapomnieć też o popadiankach, czyli wspominanej tu już Zuzie Motorniuk i Joannie Gonschorek, które występują w podwójnej roli, kreując też postać Wernyhory.

W spektaklu uderza zderzenie tragizmu z komizmem, umiejętnie stopniowane napięcie, równo prowadzona akcja, która trzyma w napięciu do ostatniej minuty. Jest pełna zwrotów fabuła, konflikt narodowo-społeczny i romans rozgrywający się w cieniu ludzkiej tragedii, intryga oraz dekonstrukcja mitu harmonijnie rozwijającej się Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Całość posiada oryginalny sznyt. Zdecydowanie warto zobaczyć ten spektakl.

fot. Karol Budrewicz/mat. teatru

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne