EN

6.09.2021, 18:21 Wersja do druku

Poprószyło

fot. Jacek Martini-Kielan / mat. teatru

„Śnieg” Orhana Pamuka w reż. Bartosza Szydłowskiego w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie. Pisze Sławomir Szczurek z Nowej Siły Krytycznej.

Orhan Pamuk. Detalista z epickim rozmachem. Mistrz niespieszności. Zamyka światy. Odcina drogi. Otwiera ludzi. Tworzy niewyobrażalne i frapujące historie jak ta w osiemset stronnicowym „Muzeum niewinności”. Historia fascynacji i niespełnionego marzenia przeradzającego się w wieloletnią obsesję, która w finale spełnia się jako eksponat. Pamuk nabył kamienicę w Stambule, gdzie otworzył realną wersję muzeum opisanego w powieści, pełnego potencjalnych pamiątek gromadzonych po miłości bohatera, bilet wstępu znajduje się w książce.

Turecki pisarz pokazuje zachodniemu światu kulturę, której ten prawdopodobnie nigdy do końca nie pojmie. Za „Śnieg” – literacką Nagrodę Nobla z 2006 roku – wziął się Bartosz Szydłowski. Gdy tylko przeczytałem w informacjach prasowych, że śnieg spadnie tego roku już we wrześniu, z utyskiwaniem małego dziecka oczekiwałem pierwszych jego płatków. Nie wspominając o cichej nadziei na śnieżną zamieć. W spełnianiu tego rodzaju marzeń lepsza jest Ewelina Marciniak – zesłała deszcz (znamienny niczym śnieg u Pamuka) w opowieści Édouarda Louisa „Historia przemocy” w Teatrze im. Fredry w Gnieźnie. Przypominam sobie też piaskową burzę Mai Kleczewskiej. Wiało, dmuchało, czuć było, że się dzieje w bydgoskiej „Burzy” według Williama Shakespeare’a. Zabrakło tego nieustannie padającego śniegu w Łaźni Nowej. Zabrakło śnieżyc i zasp. Zmaterializowanego odcięcia, które potęguje strach i wskazuje na beznadziejność sytuacji bohaterów. Pozornie sprzyjająca tekstowi scenografia (Małgorzata Szydłowska) zbagatelizowała ten kluczowy element.

Na dużym ekranie nad sceną oglądamy śmierć profesora, który zamknął drzwi uczelni dla dziewcząt w chustach. Rzecz będzie o braku szacunku do Turcji, o zdradzie. O strachu przed bożym gniewem i odwiecznych starciach toczonych pomiędzy rozkazami państwa a boskimi nakazami.

Poeta Ka (Szymon Czacki) po dwunastu latach nieobecności pod pretekstem śmierci matki zjawia się w tureckim Karsie. Zaraz potem rozpętuje się śnieżyca. Miasto zostaje odcięte od reszty świata. Idealna sceneria dla rewolucyjnych działań, w które Ka zostaje wciągnięty i stanie się ich ofiarą. To tutaj dziewczyny w wyniku depresji odbierają sobie życie. W tym mieście „mężczyźni wybierają religię, a kobiety śmierć”. W świetnym monologu Marta Zięba mówi o roli kobiet i mężczyzn w tureckim społeczeństwie. Wskazuje na fakt, że mężowie gnębiący na co dzień żony, nic bez nich by nie zrobili. Ze wszystkich zaś kobiet w spektaklu to ona zasługuje na brawa. Jest jak w tych wszystkich przedstawieniach Krystiana Lupy i Krzysztofa Garbaczewskiego, w których wzięła udział. W najwyższej formie. Nawet, gdy pali papierosa i spogląda tylko przez okno.

Powieść Pamuka to arcydzieło. Z jednej strony surrealistyczna i niemalże baśniowa. Z drugiej krwawa historia politycznych i społecznych napięć. Obraz rozdarcia miedzy tradycją a nowoczesnością. Historia konfliktu laickiego systemu państwowego i tradycji religijnej. Odbicie dwóch kultur. Europejskiej i islamskiej. To opowieść o mediach, z których dowiadujemy się o tym, co dopiero ma się wydarzyć. W końcu niewolna od tematu miłości i prywatnych wyborów każdego z nas.

Ta wielopłaszczyznowość nie pomogła krakowskiej realizacji. Z początku wydawało mi się, że adaptacja Mateusza Pakuły jest dobra. Niestety późniejsze przemyślenia skierowały mnie w stronę przekonania, że zupełnie inaczej można było opracować tekst. Skrócić, żeby scenariusz choć trochę był znośniejszy. I – niestety – mniej nudny. Nierównomiernie rozłożone zostały akcenty. Rozmowa Ka z Granatowym (Andrzej Szeremeta) aż zanadto zagarnia drugą część spektaklu.

Szkopuł jest też inny. Przedstawienie Szydłowskiego dowodzi, że proza Pamuka jest nietransponowalna. Że nie da się jej przenieść na język teatru. W nim traci wszystko. Absolutnie wszystko, co jest jej siłą. Być może jednak efekt byłby inny, gdyby za jego wielką prozę wziął się Lupa lub Marciniak.

Siłą spektaklu na pewno nie okazało się koprodukcyjne aktorstwo, obsada z artystów zaproszonych z krakowskiego Narodowego Starego Teatru, teatrgalerii Studio w Warszawie i Teatru Śląskiego w Katowicach. Zbyt duże między nimi dysproporcje warsztatowe, zbyt dalekie skojarzenia z tym, co dotychczas grywali, by stworzyć zespół w służbie takiej literatury. O tym, że aktorzy „mówili”, jakby brali udział w czytaniu performatywnym, przekonałem się w momencie, gdy na wideo ujrzałem i usłyszałem Jerzego Trelę! Zachodzę w głowę co z tym Czackim? I dalej nie wiem: czy to już popisy gwiazdy, czy bezgraniczne poddanie się roli? Rola, te sceny natchnienia, nawet mogłaby się mu udać, ale czegoś zabrakło.

To, czego nie zabrakło, to na pewno muzyka Dominika Strycharskiego, najciekawiej wykorzystany „środek teatralny”. Od tego momentu z techno będzie mi po drodze. Doskonała jest także choreografia Dominiki Knapik. Śliczny, subtelny i jednocześnie widowiskowy jest akt zbliżenia seksualnego Ipek i Ka!

W pamięci przywołuję poprzedni spektakl Szydłowskiego – „Wałęsę w Kolonos”, też w Łaźni Nowej. Też o jednostce w walce z systemem na tle wielkiej historii. Pamiętam emocje. Wychodziłem jak ze „Śniegu”. Zawiedziony. Miało padać, sypać a jedynie poprószyło.

Orhan Pamuk
„Śnieg”
przekład: Anna Polat
reżyseria: Bartosz Szydłowski
adaptacji i dramaturgia: Mateusz Pakuła
premiera: 3 września 2021, Teatr Łaznia Nowa w Krakowie, w koprodukcji z Gdańskim Teatrem Szekspirowskim, Studio teatrgalerią w Warszawie, Teatrem Śląskim w Katowicach
występują: Anna Paruszyńska-Czacka, Aleksandra Przybył, Marta Zięba, Paweł Charyton, Juliusz Chrząstowski, Szymon Czacki, Daniel Dobosz, Dominik Stroka, Artur Święs, Andrzej Szeremeta, Jerzy Trela (wideo)

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne