EN

6.09.2021, 15:54 Wersja do druku

Tęsknię za tobą, żulu

Czy po to Koršunovas jest wybitnym reżyserem, żeby wygłaszał teksty wygenerowane przez przemądrzałych intelektualistów, na dodatek nie rozumiejąc równocześnie pojęcia "tragedia" i używając go w potocznym, a nie teatralnym sensie? Pisze Jagoda Hernik Spalińska w felietonie dla portalu Teatrologia.pl.

Przeczytałam ostatnio rozmowę Grzegorza Janikowskiego z Oskarasem Koršunovasem i uwagę moją przykuło jedno stwierdzenie wybitnego reżysera:

„Według mnie zderzenie starego ładu z nowym jest najważniejszym tematem szekspirowskim. […] Ważne jest i to, że w jego utworach widzimy, że gdy tradycyjne społeczeństwo i stary porządek wygrywają – przynosi to ze sobą tragedię, nieszczęście.”

Zamyśliłam się po przeczytaniu tej uwagi. Zaczęłam przypominać sobie wszystkie sztuki Shakespeare’a, które znam, i rozważać czy w poszczególnych przypadkach to prawda. W zasadzie w żadnej się to nie zgadzało. Szybko jednak zabrakło mi dalszych sztuk do rozważania, bo dobrze znam zaledwie kilka, więc zaczęłam wracać myślami do samego Oskarasa.

Po raz pierwszy zetknęłam się z nim w Poniewieżu w 1995 roku. Odbywał się tam festiwal teatru litewskiego o nazwie „Droga”. W programie był spektakl Starucha 2 Koršunovasa według Oberiutów, Daniła Charmsa i Ałeksandra Wwiedenskiego. Cała nasza polska delegacja była wręcz wstrząśnięta tym przedstawieniem. Po pierwsze faktem sięgnięcia do tej literatury, po drugie dobraną do niej formą i jej wykonaniem. Osobiście nie przepadam za teatrem formy, ale w tym przypadku nawiązanie do estetyki lat dwudziestych XX w. w Rosji plus literatura wybitnych rosyjskich twórców zmiecionych przez totalitarny system, pokazana na obszarze tak dotkniętym represjami, wywarła na mnie wstrząsające wrażenie. Skrótowa scenografia, dyscyplina w grze aktorów, wyćwiczonych na wzór zespołu Meyerholda, poczucie humoru w reżyserii – wszystko to sprawiło, że byliśmy bardzo ciekawi reżysera tego spektaklu, którego nazwisko usłyszeliśmy po raz pierwszy. Rolandas Rastauskas, redaktor „Lietuvos Rytas”, który dobrze zna polski i opiekował się naszą delegacją, na drugi dzień po pokazie opowiadał nam rozanielony o Koršunovasie, że „jest to nasz geniusz, nie zna żadnego języka oprócz litewskiego i rosyjskiego”. Na nasze prośby Rolandas zaaranżował spotkanie. Wieczorem, już po spektaklach, znaleźliśmy się na zapleczu teatru w Poniewieżu. Było to jakieś pomieszczenie gospodarcze, w charakterze jeszcze mocno postsowieckie, skromne bardzo, niespecjalnie zadbane, jakby nieduża tylna kuchnia przechodząca w sień. Zebraliśmy się tam my, plus chyba jeszcze jakieś inne delegacje, i czekaliśmy. Chwilę to trwało, bo Oskaras już wtedy był w Litwie gwiazdą. W końcu się pojawił.

Był jeszcze bardzo młody, niewysoki, szczupły i podobny do amerykańskiego aktora Giovanniego Ribisciego, czyli, mówiąc wprost, miał wygląd trochę żulowaty. Wydawał się leciutko wstawiony, ale szczerze mówiąc, wszyscy byliśmy co najmniej na kacu. Usiadł na jedno z połamanych krzeseł i niespecjalnie nawiązując z nami kontakt, opowiadał dość długo o swoim nauczycielu Jonasie Vaitkusie. Jak się skończyła ta noc nie pamiętam, niewykluczone, że zmęczona mieszaniną rosyjsko-litewskiego monologu zasnęłam w kącie na taborecie. Potem jednak nastąpiło kolejne spotkanie. Tym razem spontaniczne. W jednej z poniewieskich restauracji, w części podziemnej, miał się odbyć pożegnalny bal. Zebraliśmy się już wszyscy, gdy po schodach stoczył się Oskaras – tym razem był naprawdę pod dobrą datą. No ale i my już zaczęliśmy wcześniej świętować zakończenie festiwalu. Bardzo szybko sytuacja zaczęła rozwijać się w kierunku tej zobrazowanej w scenach z litewskimi bojarami w Białej pończosze Pankowskiego. Sojusz polsko-litewski zawisł na włosku. Równie prędko jednak doszło do wylewnego pojednania i chyba kolejnej rozmowy o Vaitkusie, podczas której też prawdopodobnie zasnęłam, ale w bardziej komfortowych warunkach modnej knajpy.

Ponieważ to wspomnienie kompletnie mi nie pasowało do człowieka, który wygłasza jakieś dziwne uogólnienia na temat Shakespeare’a, pomyślałam, że może po prostu było to coś rzucone na szybko. Sięgnęłam więc po kolejną rozmowę z Koršunovasem, też sierpniową, którą z kolei przeprowadził Jacek Cieślak dla „Rzeczypospolitej”. Jeśli mogłam mieć jakieś złudzenia co do samodzielności i oryginalności myślenia gwiazdy litewskich teatrów, tego niegdyś żulowato wyglądającego chłopaka, od którego biła niezależność i wolność, to niestety niewiele z tego wrażenia zostało. Rozmowa z Jackiem Cieślakiem mogłaby być napisana równie dobrze przez pierwszą lepszą doktorantkę Instytutu Kulturoznawstwa UW, po krótkiej konsultacji z korespondentem „Gazety Wyborczej” w Wilnie.

Oto większa część tej rozmowy:

OK: Generalnie uważam, że Otella można uznać za rozwinięcie Kalibana z Burzy, tyle że to udomowiony „inny”, zniuansowany. Dlatego musimy zobaczyć go na nowo, nie jako szlachetnego dzikusa w oświeceniowym stylu, ale jako postać obdarzoną własną mocą, która ma niezbywalne prawa do własnych opinii. W ujęciu Szekspira historia miłości między outsiderem, którym jest Otello a tubylczą Desdemoną jest tragiczna, a jednocześnie otwarta: ten problem musi być rozwiązany teraz artystycznie i politycznie. To nasze zadanie.
JC: Czy „Otello” może dziś być odbierany jako dramat o Internecie, fake news, hejcie i hakowaniu?
Tak, Iago, który buduje intrygę wokół Otella, jest rodzajem influencera w mediach społecznościowych, a jednocześnie postacią bardzo reakcyjną, wręcz faszystowską. Wnosi swoje anachroniczne poglądy do współczesnego środowiska, na żywo i wirtualnie. Uczy się wykorzystywać współczesne możliwości do wzbudzania nienawiści i strachu, prowokowania zabójstw i wszczynania wojen. Używa nowych technologii przeciwko tolerancji i miłości i tworzeniu globalnej solidarności. […] Francuscy teoretycy Deleuze i Guattari twierdzą, że podczas gdy samiec jest istotą hierarchiczną, wprowadzającą stagnację, mechanicznie odtwarzającą tradycyjne wartości – kobieta to istota molekularna, która jest w stanie tworzyć nowe. Te idee rodzą cały szereg nowych refleksji: współczesny świat i sztukę naprawdę należy przemyśleć z pozycji kobiecych. Dlatego Otello w moim spektaklu jest kobietą. Jednocześnie we współczesnym świecie kładziemy nacisk na człowieczeństwo, a nie płeć. W czasach Szekspira role kobiet odgrywali mężczyźni, dziś można zrobić to na odwrót. Nie trzeba udawać, że pasujemy do swojej fizyczności: każdy działa i kreuje siebie tak jak chce.
[…] Postać czarnej kobiety o imieniu Otello pozwala na krytykę rasizmu i ucisku płci, zawartego w wielkich modernistycznych narracjach. Staramy się również sproblematyzować role płci we współczesnym kontekście, ukazując jak kobiecy Otello może być postacią lojalną, prawdomówną, szlachetną, ale też wnosi do historii własną przeszłość, na którą składają się też niezrealizowane pragnienia i wściekłość. To zaś wprowadza w życie tragedię.
Oczywiście, jedną z inspiracji inscenizacji Otella były też konflikty znane z Litwy i w Polsce. Na Litwie kłótnie wokół Konwencji Stambulskiej i odmowa jej ratyfikacji były dzwonkiem alarmowym dla wielu kobiet, które coraz bardziej klarowniej widzą związek między stosunkiem do praw obywatelskich, a ich realizacją w życiu społecznym. Dodam, że życie na Litwie jest również trudne dla osób LGBTQ+, zwłaszcza tych, które walczą o prawa dla partnerskich związków i chcą je realizować.
JC: Jak konkretnie wygląda napięcia między liberalizmem a konserwatyzmem na Litwie?
Napięcia te utrzymują się, a teraz, w momencie kryzysu uchodźczego, są jeszcze silniejsze. Problem z prawicowymi politykami polega na tym, że mają tendencję do grupowania się w dwa obozy – umiarkowanych konserwatywnych liberałów, którzy są teraz u władzy oraz otwartych faszystowskich nacjonalistów, którzy przypominają Jago z tragedii Szekspira, próbujących manipulować najciemniejszymi ludzkimi emocjami. Niektórzy z nich proponują nawet rozstrzelanie uchodźców. Cześć jest również częścią homofobicznego ruchu obrony rodziny, dążącego do przywrócenia tak zwanych tradycyjnych wartości i doprowadzenia społeczeństwa do stagnacji. Z kolei siły liberalne często ograniczają się do życia w bańkach mediach społecznościowych, a powinny zwracać większą uwagę na otoczenie, budować więzi solidarności z lokalnymi społeczeństwami oraz wspierać uchodźców. W ten sposób mogą powstrzymać reakcyjne siły i stworzyć dla nas lepsze życie.”

Czyli podsumujmy: czarna lesbijka udusiła swoją żonę, bo ją nakręcił na to faszystowski influencer w internecie, ale to nie odbiera jej szlachetności. Ludzie! How stupid is that!? I to ma być głos w obronie kobiet i ich molekularności? Trzeba chyba zachować chociaż jakieś podstawy dyscypliny umysłowej. Czy wystarczy, że czarnego Otella zamienimy na czarną Otellę i uduszenie Bogu ducha winnej żony przestaje być przemocą? Wystarczy wymieszać te wszystkie modne słowa i motywy, żeby zbrodnia przestała być zbrodnią? Na dodatek takie gadanie upokarza właśnie tych, których praw chce bronić. Bo dlaczego czarna Otella udusiła Desdemonę? Bo jest czarna? Bo jest kobietą? Bo jest lesbijką? Bo w Litwie są idioci, którzy bredzą o rozstrzeliwaniu uchodźców i ona to przeczytała w internecie? Wszędzie są rąbnięci ludzie, ale to nie znaczy, że mają być naszymi „influencerami”. Kto sobie wybiera faszystę za mentora? Osoba nie specjalnie lotna. Ergo – czarna Otella is dumb. To chciał powiedzieć nasz postępowy Oskaras? Bo co innego ma z tego, co powiedział, wynikać? Jaki systemowy problem poruszył w tym przedstawieniu? Nie lepiej zostać przy tym, jak to jest napisane? Że klaustrofobiczna atmosfera między wojskowymi doprowadziła do wybuchu szaleństwa? Po co mieszać w to uchodźców i chorych psychicznie Litwinów, którzy niczym nie różnią się od podobnych sobie Francuzów i Amerykanów, więc ekscytowanie się ich głupotą po prostu nie przystoi.

Czy po to Koršunovas jest wybitnym reżyserem, żeby wygłaszał teksty wygenerowane przez przemądrzałych intelektualistów, na dodatek nie rozumiejąc równocześnie pojęcia „tragedia” i używając go w potocznym, a nie teatralnym sensie? Czy po to, by epatował powierzchownymi stwierdzeniami, że problem z konserwatywnymi politykami jest taki, iż jedni są normalnymi politykami, a drudzy ekstremą spod ciemnej gwiazdy, wygadującą i robiącą głupoty? A czy z lewicą nie jest tak samo? I czy nie jest tak wszędzie? Nie tylko w Litwie? Czy Koršunovas nie ma swoich myśli, swojego języka, swoich obserwacji? Banalność tych stwierdzeń, powierzchowność spostrzeżeń, schematyczność i przewidywalność tych uwag robią z Koršunovasa postkolonialnego klona, bezmyślnie klepiącego cudze bon-moty.

Gdzie ten podpity żul z potencjałem buntu? Zastąpił go wypozowany reżyser w czapeczce na brudne strąki, podpierający się Deleuzem i Guattarim, posługujący się językiem salonowych elit, upraszczających zagadnienia społeczne i sprowadzających wszystko do walki postępu z „reakcją”. Swoją drogą Koršunovas, jako człowiek wychowany jeszcze w republice sowieckiej, powinien zdawać sobie sprawę z tego, że słowo „reakcja” kojarzy się z powojenną propagandą władzy totalitarnej wsadzającej ludzi do cel śmierci, i raczej nie używać go w odniesieniu do tych, którzy mają po prostu inne, niż deklarowane przez niego, poglądy.

Jednak nic, nawet ten nietakt z „reakcją”, nie razi tak bardzo, jak banalność tych stwierdzeń, języka i analiz, które może 15 lat temu dawały jakiś myślowy impuls, ale dziś, używane w zwykłej rozmowie, są tylko snobistycznymi znakami przynależności plemiennej bez żadnego potencjału intelektualnego. Od znanego reżysera czy innego wybitnego twórcy człowiek oczekiwałby własnych spostrzeżeń i popychania myśli o świecie naprzód, a nie taplania się w wyświechtanych komunałach.

I nie chodzi o poglądy lewicowe, bo porównajmy ten język i poziom refleksji chociażby do myśli Didiera Eribona, który jest francuskim lewicowym socjologiem, naukowcem, i powinien trzaskać IBL-owskim żargonem niczym Agata Adamiecka-Sitek, a zachowuje dystans i wręcz krytyczny stosunek do tych językowych popisów, mielenia w kółko tego samego i myślowych schematów. Chodzi o to by coś powiedzieć, a nie wtapiać się w określone środowisko przy pomocy jego języka i rytualnych zaklęć.

Jak to dobrze, że reżyser przede wszystkim reżyseruje i tej ”głębi” myśli nie widać na scenie. Na szczęście wielki talent teatralny Koršunovasa jest silniejszy niż obłęd nowoczesnościowych uproszczeń myślowych i pseudo-intelektualnych fraz.

Tytuł oryginalny

Tęsknię za tobą, żulu

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Jagoda Hernik Spalińska

Data publikacji oryginału:

02.09.2021

Wątki tematyczne