„Papugi” Jacka Góreckiego w reż. Tadeusza Łysiaka w STUDIO teatrgalerii w Warszawie. Pisze Weronika Siemińska w Teatrze dla Wszystkich.
“Papugi” to debiut teatralny Tadeusza Łysiaka, twórcy nominowanej do Oskara Sukienki. Spektakl teoretycznie o samotności, niemożności porozumienia i zagubieniu w wielkim mieście… teoretycznie.
Łysiak reżysersko zdaje sobie całkiem dobrze radzić z teatralnym wyzwaniem, ale dramaturgia Jacka Góreckiego rujnuje wszystko już na wstępie. Sam pomysł wydaje się ciekawy i mający potencjał do dobrego zobrazowania wybranego problemu. Niestety tekst napisany przez Góreckiego brzmi jak rozwodniona Masłowska z niedoróbkami. Większość żartów nie śmieszy, a groteska i wyolbrzymienia często nie mają uzasadnienia i nijak odnoszą się do rzeczywistości.
“Papugi” są teatrem typów (niezbyt skomplikowana psychologia postaci, bohater modelowy, odzwierciedlający jednostkę z konkretnej grupy społecznej), a tego rodzaju spektakle mogą się udać tylko wtedy jeżeli “typ” zostanie trafnie zdiagnozowany i przedstawiony. Po części to się udało – przedstawiony zespół cech, które posiadają bohaterki, jest wiarygodny: samotne, dobrze wykształcone, dużo imprezujące, uciekające przed dorosłością i odpowiedzialnością. Jednocześnie prezentowany typ nie jest zauważalny w strukturze językowej, która w żywy sposób nie oddaje tożsamości bohaterek.
Łysiak pokazuje sytuację, ale nie potrafi zdiagnozować problemu. Dlaczego Papugi nie potrafią rozmawiać, a prowadzą niekończący się monolog? Odpowiedzią są traumy z dzieciństwa i nie najlepsze relacje z rodzicami. Pokazane są jednak w sposób bardzo szczątkowy, co odbiera im wiarygodność.
Spektakl “Papugi” zalicza wszystkie obowiązujące trendy, to gra w bingo (która zapewnia możliwość wystawienia sztuki w postępowym warszawskim teatrze): kryzys mieszkaniowy (wynajęty pokój i wspólnie dzielone łóżko) , nieumiejętność budowania relacji , brak stałego partnera , trudne relacje z rodzicami i niechęć wzięcia odpowiedzialności za własne życie. Wymienione powyżej punkty mogą równie dobrze asocjować z typowym artykułem na temat Millenialsów opublikowanym na stronie Gazety Wyborczej, jak i ze spektaklem „Papugi”.
Scenografia (autor nieznany) z jednej strony umiejętnie wspomaga budowanie nastroju scenicznego, ale jednocześnie jest generyczna i takie właśnie rozwiązania reżyserskie podpowiada. Na scenie zbudowane zostały dwa prostokątne pudła – klatki wielkości człowieka, ze ścianami stworzonymi z przezroczystej folii. Część swoich monologów aktorki wypowiadają wewnątrz nich. Pomysł mało ciekawy, generyczny, infantylny i pseudo głęboki.
Sam spektakl podobnie jak tytułowe bohaterki próbuje coś powiedzieć, ale nie potrafi. Czy to sprytne rozwiązanie metateatralne? Chciałabym…