„Historja” w reż. Doroty Bator, w ramach projektu Teatr na Faktach w Instytucie im. Jerzego Grotowskiego we Wrocławiu – pisze Kamil Bujny w portalu Teatr Dla Wszystkich.
„Opowiadać i czekać, nie interpretować, nie skracać” – wyznaje w jednej ze scen bohater spektaklu Doroty Bator. Wydaje się, że te słowa mogłyby posłużyć za motto recenzowanego przedstawienia, gdyż najpełniej wyrażają jego istotę. Reżyserka prowadzi bowiem swój pokaz w taki sposób, by stanowił on apoteozę opowiadania – jako czynności, nośnika sensów i płaszczyzny wymiany ludzkich doświadczeń. W jej prezentacji chodzi więc nie tyle o konkretne fabuły, ile o dowartościowanie samego prowadzenia narracji – jako wartości samej w sobie.
Choć wydaje się, że kategoria czułości została w ostatnim czasie zbyt mocno wyeksploatowana (za sprawą przemowy noblowskiej Olgi Tokarczuk, a później licznych przedruków i analiz uroczystej prelekcji), przez co niejasna stała się definicja tego pojęcia, to podczas oglądania pokazu Bator właśnie to słowo przychodziło mi najczęściej do głowy. Jest w tym przedstawieniu nieprawdopodobnie dużo czułości, czegoś, co może kojarzyć się z delikatnością, subtelnością i baśniowością. Nie mam na myśli bynajmniej naiwności czy przesadnego optymizmu. Chodzi mi raczej o specyficzny rodzaj wyczulenia na drugiego człowieka – w tym wypadku zarówno tego, który opowiada (aktora), jak i tego, który słucha (widza). W „Historji” obie te kwestie (opowiadania i słuchania) zostają zresztą sproblematyzowane: trudno stwierdzić, kto w tej teatralnej przestrzeni jest nośnikiem tytułowych historii, a kto jest ich odbiorcą. Choć, oczywiście, to aktorzy przekazują widzom różne opowieści (między innymi o bajarzach, trzech wróżkach, córce Fatimy, trzech prządkach), wykorzystując do tego na przykład konwencję teatru lalek (dość przywołać sceny, podczas których animowano linę lub stopy), jednak z wielu powodów należy o wykonawcach myśleć nie tyle jako o źródłach historii, ile ich depozytariuszach. Kluczowy dla tego punktu widzenia jest nie tylko fakt, że pokaz powstał w ramach projektu Teatr na Faktach (w założeniu prezentującego prawdziwe zdarzenia realnych osób – twórcy stają się w związku z tym powiernikami czyichś doświadczeń), ale również symboliczna jedność widzów i aktorów. Objawia się ona w podtrzymywanych przez cały pokaz zapewnieniach wykonawców o tym, że trzeba „wyjść z roli tego, kto opowiada, na rzecz tego, kto słucha” oraz w rozwiązaniach scenograficznych. Przez przestrzeń sceniczną oraz widownię poprowadzony został bowiem długi, gruby sznur, oplatający zarówno krzesła, na których siedzą oglądający, jak i – od pewnego momentu – aktorów. Wprawdzie już po zajęciu miejsca widz zdaje sobie sprawę z wymowy zamysłu scenografa (Katarzyny Leks), jednak z czasem ta idea staje się coraz bardziej dojmująca. Odbiorca okazuje się w tym wypadku kimś więcej, niż tylko obserwatorem, gdyż zostaje włączony w przestrzeń prezentowanych opowieści jako ich uczestnik – dlatego też jest „przywiązany” do tego samego sznura, co artyści. Wszyscy są tu wplątani w jedną narrację, na każdego wpływa ona tak samo: wykonawcy są nią naznaczeni za sprawą scenicznych działań i wcześniej poczynionych wywiadów (spektakle teatru dokumentalnego powstają metodą verbatim), a widz poprzez ich przyswojenie.
Twórcy, tematyzując przekaz oralny i podkreślając znaczenie klechd, zajmują się nie tylko istotą mówienia i opowiadania, ale również słuchania. Poznawanie czyichś historii zostaje w spektaklu ukazane jako doświadczenie formacyjne: „dając komuś obraz, zmieniasz go, bo zostawiasz mu to w głowie”. Każda przyswojona przez nas narracja wpływa w tej perspektywie na nasze życie, co wydaje się w tym wypadku o tyle ciekawe, o ile w dwójnasób odnosi się do samego spektaklu: jako przykładu teatru dokumentalnego (a więc utrwalającego prawdziwe doświadczenia, ukazującego niefikcyjne zdarzenia) i teatru w ogóle. Poprzez operowanie wieloma scenicznymi technikami reżyserka zwraca uwagę na możliwości inscenizacyjnego ujmowania rzeczywistości – w tym ujęciu to sztuka staje się przestrzenią, która najpełniej dowartościowuje opowieści i ludzkie doświadczenia. Choć na przedstawienie składa się kilka pomniejszych historii, to po wyjściu z Sali Teatru Laboratorium w pamięci zostaje nie jakaś jedna, konkretna opowieść, tylko suma wszystkich fabuł oraz obecne przez cały spektakl wrażenie niezwykłości „nawijania rzeczywistości na wałek”.