„Taśma” Stephena Belbera w reż. Michała Siegoczyńskiego z Teatru WARSawy w CSW Zamku Ujazdowskim w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.
Ze wstydem przyznaję, że korzystam z tego, iż Teatr WARSawy TYMCZASOWO wystawia spektakle w Laboratorium, przy CSW Zamek Ujazdowski.
Tym razem obejrzałem „Taśmę” w reżyserii Michała Siegoczyńskiego. Podobnie jak „Kompleks Portnoya”, premiera „Taśmy” odbyła się wieki temu, w 2005 r., a do tego w teatrze, który wtedy jeszcze nazywał się Teatrem Konsekwentnym. Czyli zmieniło się sporo, ale nie sztuka, a precyzyjniej nie jakość sztuki. Ona nadal wciska w fotel! Magdalena Popławska, Krzysztof Prałat, Adam Sajnuk - to trio daje prawdziwy koncert gry.
I znowu, jak w „Portnoyu”, przy maksymalnie oszczędnej scenografii, aktorzy cały czas są na scenie, cały czas widoczni dla publiczności, nawet na chwilkę nie mogą umknąć w stan prywatności, a wszystko to w najbliższej odległości od widzów! Tu nie ma możliwości markowania, jest samo mięso i to krwiste!
A zaczyna się wszystko tak niewinnie! W podrzędnym hoteliku, dwóch starych (stażem) kumpli obściskuje się po długim niewidzeniu i jak zawsze w takich przypadkach, nie ma końca wzajemnych ochów i achów na temat ich wyglądu. Co prawda od razu widać, że ich status materialny dzielą lata świetlne, ale jeden i drugi prezentują pawie ogony, jak to są zadowoleni z tego, co posiadają i jak żyją. No i tak to się zaczyna, ale później jest już mniej miło, a to za sprawą tzw. zaszłości. Okazują się one tak ciężkiego kalibru, że nie jeden prokurator i wydział policyjnej dochodzeniówki mieliby sporo do roboty. A jest jeszcze, a jakże - kobieta, była dziewczyna jednego z nich, z którą drugi też miał w przeszłości do czynienia.
Wraz z rozwojem akcji okazuje się, że obecnie nie jest tak super, jak panowie to anonsowali na początku, a do tego, gdy sięgnie się w przeszłość, robi się wręcz koszmarnie.
Sztuka Stephena Belbera jest mroczna, ciężka i aż gęsta od emocji. Tylko naprawdę znakomici aktorzy mogą udźwignąć ten ciężar i w tym spektaklu wszyscy to robią. Emocje Popławskiej są tak prawdziwe, że aż nieprawdopodobne (drżenie nóg i przykurcze ciała, grymasy twarzy i nagle pojawiające się łzy – oczywiście, że w odpowiednim momencie!). Nie wiele ustępuje jej Sajnuk – może oprócz łez! Wiadomo – chłopaki nie płaczą! Prałat wciela się w postać z zupełnie innej bańki. Jest bardziej ucywilizowany, w środowiskach, w których przebywa należy panować na emocjami, więc to robi, ale też widać doskonale, ile go to kosztuje.
„Taśma” to nie tylko popis aktorski, to również ogromny materiał do przemyśleń i zastanowienia się nad życiem i swoim postępowaniem. Więcej szczegółów nie mogę podać, bo byłoby to już spojlerowanie, ale gorąco namawiam do obejrzenia tego spektaklu. Wiem, że czasu do uczynienia tego było sporo i wiele osób już go widziało, ale nawet w tym przypadku można odświeżyć sobie wrażenia. A jest ich naprawdę sporo!
Zainteresowanych, dlaczego Teatr WARSawy gra w Laboratorium swoje sztuki gościnnie, odsyłam do recenzji „Kompleksu Portnoya”, która można znaleźć pod linkiem https://e-teatr.pl/okiem-obserwatora-kompleks-portnoya-26135.