W Kielcach odwołano czerwcowe pokazy spektaklu "Ale z naszymi umarłymi". Sprawa jest wyjątkowo paskudna - bo system próbuje zrobić cenzora z dyrektora teatru, który sam wcześniej spektakl zamówił, przyjął i promował.
W Kielcach odwołano czerwcowe pokazy spektaklu według powieści Jacka Dehnela – „Ale z naszymi umarłymi" w reżyserii Marcina Libera i adaptacji Michała Kmiecika. Teatr wskazuje na naciski polityków obozu władzy. Chodzi nawet nie o Piotra Glińskiego, ale członków Solidarnej Polski
Powrót do państwa cenzury PRL?
To nie pierwsza afera wokół „Ale z naszymi umarłymi". Zdaniem posła Solidarnej Polski Mariusza Goska przedstawienie Libera miało „obrażać pamięć ofiar katastrofy smoleńskiej". Parlamentarzysta z partii Ziobry i prawicowi dziennikarze dopatrzyli się na scenie spotkania zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego z innymi ofiarami polskiej historii.
Nie pomogło tłumaczenie, że wspomnianej sceny w przedstawieniu nie ma. Pojawia się ona natomiast w finale filmu „Smoleńsk" Antoniego Krauzego. Teatr kolejny raz okazał się poręcznym celem dla kampanii polityków prawicy.
Sprawa jest wyjątkowo paskudna, bo system próbuje zrobić cenzora z dyrektora teatru, który sam wcześniej spektakl zamówił, przyjął w ramach odbioru dzieła i promował. Formalna odpowiedzialność za zdjęcie przedstawień z afisza spoczywa bowiem na Michale Kotańskim, dyrektorze Teatru im. Żeromskiego. Ale robienie z szefa sceny swoistego bufora cenzury to strategia znana i opisywana wielokrotnie od czasów PRL. Teatr jest współprowadzony przez województwo i Ministerstwo Kultury, czyli zależy od podejmowanych w Warszawie decyzji politycznych.
Dzisiejsza sytuacja z Kielc to bardzo niebezpieczny precedens, kolejny etap zaciskania się pętli cenzury państwa
Sprawdzian dla wolności słowa
Jeszcze kilka lat temu w obliczu cięć budżetowych i ingerencji politycznych w sztukę w samorządach teatry chętnie zabiegały o ministerialny patronat. Teraz widać, że oznacza on również większe uzależnienie od potencjalnie represyjnego państwa – dyrektor Kotański, który od niedawna zależy również od ministra, a nie tylko marszałka województwa, musi mieć się na baczności.
Przykład Krakowa pokazuje, że władza nie żartuje.
Wolności samorządowych instytucji kultury zagraża centralizm partii rządzącej. Czyli: kolejne działania ograniczające budżety lokalnych władz. To zachęca samorządowców do podpisywania z ministerstwem umów o współprowadzeniu instytucji kultury: teatrów, muzeów czy filharmonii. Minister dorzuca milion czy pięć rocznie – w zamian za to dostaje formalny wpływ na wybór dyrektora i, jak się okazuje, nieformalny wpływ na program placówki.
Kolejne pokazy „Ale z naszymi umarłymi" planowane są na lipiec. To, czy się odbędą, czy wskutek ingerencji ziobrystów też znikną z afisza – będzie kolejnym sprawdzianem dla wolności słowa.