EN

21.03.2022, 10:18 Wersja do druku

„Ojcowie jedli cierpkie jagody, synom ścierpły zęby”

„Upiory” Henrika Ibsena w reż. Olgi Grzelak w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Edward Jakiel w portalu Teatrologia.info.

fot. Natalia Kabanow/mat. teatru

Najnowszą premierą Teatru Wybrzeże w Gdańsku jest inscenizacja Upiorów Henrika Ibsena. Spektakl debiutantki Olgi Grzelak współfinansowała Akademia Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie w ramach programu Fundusz na Start. Przedstawienie to ciekawe, skoncentrowane na człowieku i jednej z form jego uzależnienia, a także bezsilności wobec „dziedzictwa”.

Pisząc na temat dramaturgii Ibsena, Gabriela Matuszek stwierdziła, że norweski dramatopisarz „w Upiorach (1881) obnażył ekonomiczne małżeństwo jako represyjną instytucję społeczną ciemiężącą jednostkę i produkującą destrukcję oraz śmierć. Odsłonił zniewolenie człowieka nie tylko przez genetyczny przekaz (dziedziczenie syfilisu), ale również przez kulturowe normy paraliżujące samodzielne myślenie. Tytułowe upiory to wszak >>chore<< idee i normy moralne, które zabijają drogę do szczęścia i wolności. W słynnej kwestii pani Alving upiory dziedziczności rozszerzone zostały do martwych już, ale obecnych jeszcze w społeczeństwie idei, które są jak krętki syfilisu w żywym ciele społecznego organizmu (>>weszły nam w krew<<, jak powiada bohaterka). Biologiczne pojmowanie dziedziczności rozszerza Ibsen do wymiaru kulturowego, sugerując, że kultura, będąc formą przekazu pozagenetycznego, przypomina jednak genetyczne kody.”

Taka interpretacja reprezentuje nieodosobniony pogląd na temat tego dramatu, upatrując w nim, a szerzej w całej Ibsenowskiej dramaturgii, nie tyle potępienia współczesnej dramaturgowi mieszczańskiej mentalności i obyczajowości, ale, jakże współcześnie dla nas brzmiącą, krytykę kultury, jako siły destrukcyjnej, „kneblującej” człowieka. Jest, rzecz jasna, w takim myśleniu o kulturze wielkie uproszczenie, sprowadzające rzecz całą do tego, by nie krępowała ona najwyższej wartości, za jaką się uważa bliżej niesprecyzowaną wolność człowieka (jakże sromotnie tłamszoną przez różne, z pozoru niezauważalne manipulatory medialne). Jeśli do tego dojdzie określona interpretacja postaci pastora Mandersa jako reprezentanta opresyjnej instytucji kościelnej, to nie dziwi mnie, że egzemplarz piwowskiego wydania dramatów Ibsena, z którego korzystam, był onegdaj w posiadaniu Wojewódzkiego Ośrodka Propagandy Partyjnej w Gdańsku (obecnie w zasobach Biblioteki Głównej Uniwersytetu Gdańskiego).

Debiutującą reżyserkę (jednocześnie wypełniającą zadania dramaturga) gdańskiego przedstawienia Upiorów, Olgę Grzelak (Zdenkę Pszczołowską), zajmują nie wspomniane kwestie, ale coś o wiele bardziej ważnego i widocznego w tym dramacie Ibsena. Jak sama stwierdza „to tekst na wskroś aktualny, mimo że ponad stuletni. Mnie szczególnie interesuje w nim temat uwikłania ludzi w przeszłość własnych przodków, z którą nie da się łatwo uporać, która wymyka się kontroli tych, którym przyszło ją dziedziczyć. Ta przeszłość dopada kolejne pokolenia, których tragedią jest jednoczesna chęć i niemożność przerwania łańcucha upiornych zależności. Wraz ze współrealizatorami i zespołem aktorskim uwalniamy UPIORY ze sztywnej konwencji naturalistycznej i wpisujemy Ibsenowski świat w realizm magiczny”.

fot. Natalia Kabanow/mat. teatru

I chociaż w omawianej inscenizacji Upiorów wybrzmiał też wątek swoistego „zakleszczenia” kulturowego (dotyczyło ono głównie Heleny Alving ), to najmocniej uwidoczniony został problem zniewolenia Oswalda i to, nazwijmy, grzechami jego ojca. Bezbronnego syna niszczą choroby (fizyczna i na jej podłożu rozwijająca się psychiczna), które są konsekwencją „dziedzictwa”, jakie przejął po nieżyjącym już ojcu. Olga Grzelak zdaje się, w mojej ocenie, akcentować w jego bezbronności i jednocześnie bezradności najbliższych mu osób (jak choćby matki) ziszczające się żydowskie przysłowie, przytoczone w Księdze proroka Jeremiasza. Przysłowiem tym zatytułowałem swoje uwagi na temat omawianej inscenizacji: „Ojcowie jedli cierpkie jagody, synom ścierpły zęby” (Ez 18,2n). Konsekwencje zachowania nieżyjącego szambelana Alvinga poniósł jego syn, który, „odziedziczywszy” po ojcu chorobę somatyczną, nabawia się w konsekwencji choroby psychicznej, popadając coraz bardziej w obłęd. Szczęście, którego namiastkę miał nadzieję zaznać z Reginą, okazało się niemożliwe do spełnienia. I właśnie to uczyniła Olga Grzelak centrum tematycznym spektaklu. Artystka skupiła się na człowieku, jego bezradności, uzależnieniu od przeszłości, niemożności odcięcia się od swoistego dziedzictwa przodków. I nie ujmuje problemu w kategoriach kontestacji rzekomo opresyjnej kultury – samodzielnie, chociaż w oparciu o tekst Ibsenowski, podejmuje problem z perspektywy podmiotowej, personalizując dramatyczną w swym wymiarze kwestię „dziedziczenia”. Oswald (Grzegorz Otrębski), inaczej niż w utworze Ibsena, gdzie próbuje on zatopić lęk – istotę swej choroby psychicznej – głównie w alkoholu, w pierwszych scenach pokazany jest jako niegroźny, infantylny i głupkowaty trzydziestoparolatek. Ale dramat tej postaci Grzelak powoli i konsekwentnie uwydatnia. Nośnikiem tego jest zacieśniająca się relacja Oswalda z Reginą (Agata Woźnicka), umiejętnie i z wyczuciem reżyserskim omijająca melodramatyzm. Dzięki pokazanemu w kolejnych scenach pogłębianiu się ich więzi (wyrażanej np. poprzez intermezzo taneczne) coraz bardziej uwidacznia się „ślepa uliczka” rozwijającego się związku miłosnego dwojga, nieszczęśliwych, jak wiemy, i skazanych na tragiczną rozłąkę kochanków.

Grzelak nie poprzestaje tylko na przedstawieniu konfliktu dramatycznego, idzie krok dalej. W jej inscenizacji Upiorów dzieje się coś więcej niż w splocie konfliktów między postaciami dramatu. Jak w antycznej tragedii Oswald podlega nadto hamartii. Nie prowadzi ona wprawdzie do tragicznych w skutkach decyzji i czynów, nie jest – by to tak określić – pełna, ale widoczna jest jej istota – złe rozpoznanie. Zbliżając się uczuciowo i emocjonalnie do Reginy, Oswald nie wie, że jest ona jego siostrą z tego samego ojca. Podobnie Regina nie zdaje sobie sprawy z pokrewieństwa z Oswaldem. Ta niewiedza wynika z przemilczania prawdy o tym fakcie przez wiele lat przez matkę Oswalda i stolarza Engstranda (Jacek Labijak), który ożenił się z matką Reginy i okrył mrokiem tajemnicy pochodzenie swej przybranej córki. Zmowa milczenia doprowadziła do sytuacji, w której Oswald i Regina stali się ofiarami „dziedzictwa”, jakie przejęli po przodkach. Swoboda erotycznych poczynań nieżyjącego Alvinga staje się przekleństwem jego dzieci. To przekleństwo, przypomnijmy, przejawia się zrujnowaniem zdrowia fizycznego i psychicznego jego syna Oswalda oraz szczęścia jego i Reginy. Wobec tej destrukcyjnej siły, jak już wspomniałem, bezradni są wszyscy – każda z postaci dramatu, w tym szczególnie Engstrand i Helena Alving (Małgorzata Brajner).

fot. Natalia Kabanow/mat. teatru

Olga Grzelak by odpowiednio artystycznie wyrazić i zinterpretować, a także „rozszerzyć” znaczenia eksponowanego tematu, zespoliła, trzeba przyznać umiejętnie i z wyczuciem, działania choreograficzne, wizualizacje, operowanie światłem i muzykę. Stąd też, mimo – jakby się zdawało – osobliwego mikrowykładu o stułbiach, całość jest spójna poetycko.

Koncepcja reżyserska, jak można domniemywać, ujednolicała rangę postaci, chociaż eksponowała wyraźnie wiążący się z Oswaldem główny temat, o którym wspomniałem powyżej. Stąd też, traktowani na równych zasadach, wszyscy bohaterowie odgrywają swoją rolę w tragizmie dziedziczenia. Wpisując – jak to określiła reżyserka – świat Upiorów w poetykę realizmu magicznego, poprzez swe zabiegi dramaturgiczne udzieliła każdemu z bohaterów znaczącą rolę w „narracji” najważniejszego tematu. Aktorzy gdańskiego Teatru Wybrzeże stali przed ważną powinnością udźwignięcia swą kreacją konkretnego zadania. I trzeba przyznać, że każdy z nich na swój sposób, wedle własnego talentu aktorskiego, nadał swojej postaci określone rysy tak, by nie przyćmić znaczenia innych bohaterów Ibsenowskiego dzieła. Stąd też pewnego rodzaju zrównoważenie postaci dramatycznych i ich naturalna, niczym nieskrępowana gra. Trzeba ją tu docenić, chociaż najbardziej dynamiczna, bogata i wyrażona świetnym, zaangażowanym aktorstwem była kreacja Jacka Labijaka, który grał stolarza Engstranda.

fot. Natalia Kabanow

Oryginalnie zbudowana symbolika przestrzeni i zastosowane techniki performansu nadały przedstawianej na scenie „sprawie” głębsze znaczenie. Uwspółcześniając realia, wykorzystano w tej inscenizacji Upiorów wspomniane tu wcześniej intermezzo taneczne. Taniec Oswalda z Reginą pozwolił na chwilę zatrzymać akcję i zastanowić się nad tragiczną niemożnością spełnienia dwojga kochanków. 

Nie sposób oprzeć się bardzo dobremu wrażeniu, jakie odnosi się, dostrzegając współgranie i synchronię wszystkich zabiegów artystycznych zastosowanych przy realizacji omawianego spektaklu. Począwszy od koncepcji przestrzeni scenicznej, scenografii z akwarium, poprzez aranżację światła i wizualizacje, aż po muzykę i treści dialogów oraz kreacje aktorskie – wszystko zdaje się być spójne i zrównoważone w swej poetyce i treści artystycznego przekazu. Nie zakłócają tego drobne „niezrozumiałości”, jak choćby niepotrzebny chyba fikołek Heleny Alving.

Za to mocno wybrzmiewa muzyka Andrzeja Koniecznego. Jego sugestywne drobne kompozycje i spójna stylistycznie całość wprowadzają metafizyczność, dodając omawianemu przedstawieniu Upiorów czegoś więcej, niż można się po tym utworze spodziewać. W rezultacie muzyka przysporzyła Ibsenowskiemu dramatowi głębszego i szerszego, by to tak ująć, znaczenia. Kompozycje Koniecznego, co chcę z całą mocą podkreślić, rozszerzyły przekaz Upiorów, nadając mu wymiaru tragedii metafizycznej, implikującej nowe horyzonty interpretacyjne.

Omawiane przedstawienie może nie będzie należeć do szczególnie wybitnych osiągnięć inscenizacyjnych Teatru Wybrzeże w Gdańsku, ale jest na pewno dobre, wartościowe, skupione na człowieku. Jego los, egzystencja fizyczna, jakże drastycznie niepodobna do życia stułbi, których obecność się tu zaznacza nawet na wzorze sukienki Heleny Alving, jest ulotnością nad ulotnościami (zob. Koh 1,2), do tego w swej krótkotrwałości bytowania zakażoną „dziedziczoną” po przodkach spuścizną. Pesymistyczne?

Tytuł oryginalny

„OJCOWIE JEDLI CIERPKIE JAGODY, SYNOM ŚCIERPŁY ZĘBY”

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Edward Jakiel

Data publikacji oryginału:

17.03.2022