We wrześniu 2023 roku wchodziłam w nową funkcję z dużym zaufaniem zespołu – byłam jego kandydatką. Wiedziałam jednak, że mam do czynienia z zespołem zmęczonym i rozedrganym, w stanie aktywistycznego niepokoju – z Anną Rochowską, dyrektorką TR Warszawa, rozmawia Malwina Kiepiel w Teatrze dla Wszystkich.
Inne aktualności
- 
                                                                       Kraków. Zmarła Elżbieta Penderecka
                      31.10.2025 20:01 Kraków. Zmarła Elżbieta Penderecka
                      31.10.2025 20:01
- Warszawa. Ruszył nabór do trzech programów dotacyjnych na rok 2026 31.10.2025 19:45
- Warszawa. Wkrótce rozpocznie się 23. Warszawski Festiwal Filmów o Tematyce Żydowskiej „Kamera Dawida” 2025 31.10.2025 19:39
- Gorzów Wlkp. Już wkrótce 41. Gorzowskie Spotkania Teatralne 31.10.2025 18:33
- Poznań. Listopad w Polskim Teatrze Tańca 31.10.2025 18:07
- Warszawa. Satyryk Zenon Laskowik uhonorowany Złotym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” 31.10.2025 17:18
- 
                                                                       Warszawa. Trwa nabór do trzeciego sezonu Otwartej Sceny Instytutu Teatralnego
                      31.10.2025 16:02 Warszawa. Trwa nabór do trzeciego sezonu Otwartej Sceny Instytutu Teatralnego
                      31.10.2025 16:02
- Gdańsk. Tytuł Miasta Literatury UNESCO dla Gdańska 31.10.2025 13:58
- Lublin. W Teatrze Starym spektakl o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej 31.10.2025 13:46
- 
                                                                       Teatr Telewizji. „Embodying Pasolini” z Tildą Swinton już 3 listopada 
                      31.10.2025 12:47 Teatr Telewizji. „Embodying Pasolini” z Tildą Swinton już 3 listopada 
                      31.10.2025 12:47
- Warszawa. 94 uczniów ze szkół artystycznych otrzymało stypendia ministra kultury 31.10.2025 12:45
- Kraków. Architekci w pierwszym rzędzie Narodowego Starego Teatru 31.10.2025 12:20
- Gdańsk. Wystawa „Witkacy Wielokrotny” w Muzeum UG 31.10.2025 12:18
- Łódź. Posłuchaj „Dziadów” 31 października 31.10.2025 12:04
Anna Rochowska objęła kierowanie TR Warszawa w trudnym momencie – w czasie kryzysu i głębokiego rozedrgania zespołu. Dziś mówi o budowaniu bezpiecznego środowiska pracy, odważnym, ale czułym repertuarze, inkluzywnych projektach, współpracy międzynarodowej oraz wspieraniu młodych twórców. W rozmowie opowiada też o planach przeniesienia teatru do nowej siedziby przy Placu Centralnym – z nowoczesnym big boxem na 700 miejsc, black boxem oraz przestrzenią otwartą na widza.
MK.: Objęła Pani stanowisko dyrektorskie w bardzo trudnym momencie – w czasie kryzysu w zespole i napięć wokół poprzedniej dyrekcji, zwłaszcza pracy Natalii Dzieduszyckiej, Moniki Dziekan, Grzegorza Jarzyny i Romana Pawłowskiego. Jak dziś, z perspektywy czasu, ocenia Pani sytuację w teatrze i w zespole?
AR.: Jeśli mamy się cofnąć do tamtego czasu, to muszę przyznać, że lata 2021–2022 były dla zespołu wyjątkowo trudne. Kryzys wynikał z braku porozumienia pomiędzy ówczesną dyrekcją a zespołem TR. Był to czas wypalenia, co wpływało również na jakość pracy artystycznej. TR to zespół nastawiony na tworzenie dzieł – na widzialność sztuki. A wtedy brakowało długofalowej artystycznej wizji i świadomego prowadzenia. Odczuwało się skutki nietrafionych decyzji kadrowych i organizacyjnych.
We wrześniu 2023 roku wchodziłam w nową funkcję z dużym zaufaniem zespołu – byłam jego kandydatką. Wiedziałam jednak, że mam do czynienia z zespołem zmęczonym i rozedrganym, w stanie aktywistycznego niepokoju. Z perspektywy tych dwóch lat widzę, że pierwszy sezon był czasem wyciszania emocji i odbudowywania poczucia wspólnoty. Nazwaliśmy go sezonem Gospodarze, dzięki kuratorskiej koncepcji reżyserki Anny Smolar. Chodziło o odzyskanie przestrzeni i sprawczości. To był ważny sezon, ale też bardzo wymagający.
Ten mijający sezon (2024/2025) jest już spokojniejszy. Umiemy ze sobą rozmawiać, słuchamy się nawzajem i lepiej się rozumiemy – co pozwala nam skupić się na pracy.
A jak ocenia Pani mijający sezon pod względem artystycznym?
Był bardzo różnorodny i przyniósł pełne żniwo naszej pracy programowej. Hasłem sezonu był Przepływ – testowaliśmy różne formy i otwieraliśmy się na rozmaite języki artystyczne.
Zaczęliśmy od EP – spektaklu opartego na spotkaniu różnych kultur i języków, w którym występują: Monika Frajczyk, kontrabasista Łukasz Owczynnikow oraz performer i poeta języka migowego, Adam Stoyanow. Następnie premierę miał Orfeusz w reżyserii Anny Smolar – to kontynuacja naszej współpracy i duże wyzwanie formalne, bo pojawiły się lalki tintamareski, animowane przez aktorów. Kolejny tytuł to Laguna Pawła Sakowicza – spektakl choreograficzny, bardzo wymagający fizycznie, w którym dramatyczna forma rozpada się na oczach widzów, ustępując miejsca choreografii.
Dalej – Kosmiczny dom w reżyserii Liny Lapelytė, światowej sławy reżyserki, kompozytorki i artystki wizualnej. A sezon zamknęliśmy Trzaskiem-Praskiem Krzysztofa Zyguckiego – debiutem w ramach cyklu Debiut TR. To dla mnie ważna premiera, bo pokazuje zarówno indywidualność artysty, jak i troskę instytucji o cały proces twórczy.
Ten sezon był czasem odwagi, testowania nowych form, ale też momentem, w którym zyskaliśmy poczucie sensu i sprawczości. Bezpieczeństwo w artystycznym ryzykowaniu – to bardzo rzadkie połączenie w teatrze.
Były też sukcesy frekwencyjne?
Tak. Nie narzekamy na frekwencję. Kiedy stopnieje śnieg Katarzyny Minkowskiej – spektakl z pierwszego sezonu – ma swoją wierną publiczność i zapełnia widownię na każdym pokazie. Orfeusz Anny Smolar otrzymał Grand Prix i dwie nagrody indywidualne podczas 31. edycji Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej. Również ten tytuł ma swoją stałą publiczność, która wyczekuje nowych terminów.
Czy w przyszłym sezonie Anna Smolar ponownie będzie reżyserować w TR?
Nie w nadchodzącym, ale jesteśmy już umówieni na współpracę w piątym sezonie.
A co zobaczymy w najbliższym sezonie?
Zaczynamy od drugiej wspólnej produkcji z Teatrem 21 – spektaklu Filokteja w reżyserii Justyny Wielgus z dramaturgią Justyny Lipko-Koniecznej. To spotkanie naszego zespołu z aktorami Teatru 21 i zderzenie mitu Filokteta z motywami Odysei kosmicznej. Premiera planowana jest na koniec listopada.
Kolejna premiera to Ulica żółtego błota – adaptacja powieści chińskiej autorki Xian Ciue w reżyserii Julii Nowak, laureatki zeszłorocznego Forum Młodej Reżyserii. Premiera w marcu.
Wiosną rusza Power Play w reżyserii Samary Hersch we współpracy z Aaronem Orzechem i Martą Keil – spektakl o władzy dzieci, inspirowany m.in. Królem Maciusiem Pierwszym. Zagrają w nim zawodowi aktorzy i dzieci w wieku 10–14 lat.
Na koniec sezonu planujemy współpracę z Weroniką Szczawińską. Tytułu jeszcze nie mogę zdradzić – staramy się o prawa do wymarzonego tekstu.
W ostatnim sezonie dominowały kameralne, formalnie skromne spektakle. To estetyczna decyzja czy konieczność?
Jedno i drugie. Od początku wiedzieliśmy, że gramy na Marszałkowskiej 8, zrezygnowaliśmy z wynajmu ATM Studio – było kosztowne i niedostępne dla widzów. Kameralna przestrzeń ogranicza inscenizacyjnie, ale umożliwia sensowne planowanie budżetu.
To nie znaczy, że rezygnujemy z marzeń o większych produkcjach – po prostu to wymaga czasu. Na razie nadal zostajemy na Marszałkowskiej 8.
Jak wygląda dzisiaj sytuacja finansowa TR? Czy teatr stać jeszcze na duże produkcje, większe realizacje, długie procesy prób?
To było bardzo świadome ograniczenie, które wynikało już z samego konkursu na dyrektora i z naszej aplikacji. Regulamin konkursu wymagał od kandydatów bardzo precyzyjnego określenia finansowania i rozpisania tego, jak zamierzamy prowadzić teatr w danych realiach.
Musieliśmy się liczyć z kosztami wynajmu przestrzeni – nasza macierzysta scena przy Marszałkowskiej 8 mieści się w prywatnej kamienicy, nie wspominając już o komercyjnych lokalizacjach, jak m.in. ATM Studio.
Dlatego zdecydowaliśmy się na świadome samoograniczenie – skupienie się na Marszałkowskiej 8. To ma swoje konsekwencje – wymusza kameralność i ogranicza możliwości inscenizacyjne. Ale dzięki temu mogliśmy sensownie zaplanować budżet i działanie teatru.
To jednak nie oznacza, że rezygnujemy z marzeń o większych produkcjach. Już teraz jesteśmy gotowi, by szukać rozwiązań dla bardziej rozbudowanych inscenizacji – planować je i powoli budować repertuar o większej skali. To jednak wymaga czasu. W przyszłym sezonie na pewno nadal zostaniemy na Marszałkowskiej 8.
Jakie tematy lub kierunki dramaturgiczne są dla Państwa dziś kluczowe? Na czym chcą Państwo budować opowieść TR w kolejnych sezonach?
Dla nas najważniejsza jest praca przez pryzmat twórców – to oni są kluczowi. Tematy są wtórne – bo najpierw zawsze pojawia się pytanie: kto będzie robił ten spektakl i z jaką wizją.
To dobrze widać po ostatnich sezonach. Zapraszaliśmy twórców, których uważamy za bardzo ważnych i ciekawych – np. Kasię Minkowską, która zrobiła u nas debiutancki „Stream”, i bardzo chcieliśmy jej powrotu, czy Anię Smolar, której praca była naszym marzeniem od dawna. To są ważne nazwiska w polskim teatrze. Oczywiście takich osób jest więcej, a nasze możliwości – ograniczone.
Drugim istotnym nurtem jest komponent międzynarodowy. TR ma w tym zakresie bardzo dobrą praktykę – współpracowaliśmy m.in. z Kornelem Mundruczó (dwukrotnie) i być może jeszcze do nas wróci. Pracowaliśmy z René Polleschem – wybitnym, choć bardziej niszowym twórcą – czy z Lukiem Percevalem, który stworzył z nami „3Siostry” w koprodukcji z Narodowym Starym Teatrem w Krakowie.
To są dla nas ważne doświadczenia. Chcielibyśmy pokazywać duże produkcje teatrów europejskich, ale na razie nie mamy na to ani funduszy, ani przestrzeni – Marszałkowska 8 jest po prostu za mała. To, co możemy robić, to zapraszać twórców międzynarodowych do pracy z naszym zespołem tutaj, w Warszawie. To daje naszej publiczności szansę zobaczenia innego świata i innego myślenia o teatrze.
No właśnie – a co ze współpracą z Kornelem Mundruczó? Jego trzecia premiera w TR była zapowiadana jeszcze na 2021 r., ale do dziś się nie odbyła.
To prawda – ta premiera była kilkukrotnie przesuwana. Kornel jest przede wszystkim reżyserem filmowym. Po nieskutecznych rozmowach z poprzednią dyrekcją, my byliśmy bardzo blisko jego powrotu, ale finalnie również się nie udało.
Kornel bardzo ceni nasz zespół i współpracę z TR, ale musieliśmy ją odłożyć. Przeprosił nas za wycofanie się na późnym etapie. Po pandemii, kiedy wróciły propozycje filmowe, wyznał wprost, że film jest dla niego priorytetem. Rozumiemy i szanujemy tę decyzję. W naszej koncepcji programowej ta współpraca nadal jest zapisana – to temat otwarty.
A Luk Perceval i jego „3Siostry”?
To wspaniały spektakl – potwierdzam. Niestety gramy go gościnnie, bo jest wystawiany głównie w Krakowie, w Starym Teatrze. Nasza scena przy Marszałkowskiej 8 jest zbyt mała, by pomieścić tę inscenizację. W zeszłym sezonie udało się zagrać ją gościnnie w Nowym Teatrze.
Jeśli pytanie dotyczy kierunku artystycznego – choć bardzo szanuję Luka Percevala i jego pracę, to nie do końca jest to ten międzynarodowy kierunek, który chcielibyśmy w TR rozwijać. Szukamy nieco innych współprac, innych estetyk i tematów – choć doświadczenie tej koprodukcji było dla nas bardzo cenne.
Pani sama ma czas jeździć na międzynarodowe festiwale?
Nie – ale mam zespół, który to robi. Przede wszystkim Joanna Klass, która odpowiada w TR za projekty międzynarodowe. To instytucja sama w sobie – wszechstronna i doświadczona. Również zespół programowo-artystyczny – Paweł Kulka, Justyna Lipko-Konieczna i Anka Herbut – starają się jeździć regularnie. Decyzje o współpracy podejmujemy wspólnie.
A czy w TR jest miejsce dla klasyki? Czy rozważają Państwo pracę z tekstami klasycznymi – czy to dziś nie jest istotny kierunek?
Tak się składa, że zapraszani przez nas twórcy rzadko sięgają po klasykę. Bardziej ciągnie ich do form współczesnych, hybrydowych, eseistycznych, opartych na publicystyce lub nowoczesnej literaturze. Nie wykluczamy klasyki – absolutnie – ale aktualnie nie mamy takiej potrzeby repertuarowej ani impulsu od twórców. Może to kwestia momentu – w tej chwili nie ma w TR wyraźnej potrzeby pracy z klasycznym tekstem.
A aktorzy? Nie tęsknią za wielką literaturą, za rolami pisanymi z rozmachem?
Nasz zespół bardzo ceni wielką literaturę. Kochamy „Czarodziejską górę” w reżyserii Michała Borczucha – spektakl oparty na dużym, ważnym tekście, który dawał ogromne pole do pracy aktorskiej. Z radością gramy też „Moją walkę” na podstawie prozy Knausgårda.
Równocześnie dziś nasze aktorki i aktorzy deklarują otwartość na lżejsze formy, na śmiech. Chcieliby się trochę pobawić formą, odpocząć od ciężkich tematów. I właśnie „Trzask-Prask” Krzyśka Zyguckiego daje im taką szansę – pozwala wejść w lżejszy ton, przy zachowaniu TR-owej jakości.
A jak określiłaby Pani dzisiaj tożsamość TR na teatralnej mapie Warszawy? Kiedyś łatwo było nazwać TR teatrem progresywnym, awangardowym. A dziś?
Lubimy określać TR jako teatr artystyczny, poszukujący nowych form i przepływów między różnymi dziedzinami sztuki. Szukamy odpowiedzi na egzystencjalne pytania – i choć to słowo bywa już nieco nadużywane, myślę tu o „czułości” jako pojęciu najlepiej oddającym dzisiejszą tożsamość TR-u. Czułe nastawienie wobec kruchego, niepewnego dnia dzisiejszego – zarówno w stosunku do twórców, pracowników, jak i publiczności – to coś, co staramy się pielęgnować. Potrzebujemy głębokiej, nienaiwnej, nieprostackiej nadziei na zgliszczach współczesnych kryzysów. A jeśli tej nadziei brakuje, to przynajmniej chcemy czule, bez lęku, przyglądać się rzeczywistości. Takie są – w mojej ocenie – nasze ostatnie premiery.
W latach dwutysięcznych TR był miejscem nowego brutalizmu, progresji, przełamywania tabu. Dziś jesteśmy bardziej nastawieni na poszukiwanie form adekwatnych do dzisiejszych czasów i sposobów reagowania na otaczający nas świat.
Bardzo ważna jest dla nas współpraca z młodymi twórcami – co roku zapraszamy przynajmniej jeden debiut. To sprawia, że mimo iż jesteśmy instytucją kierowaną przez osoby z dużym doświadczeniem, TR oddycha młodą energią i tworzy dla młodych. Mówiąc „dla młodych”, mam na myśli nie tylko wiek, ale także energię młodych dorosłych – ludzi świeżo po studiach. To widać choćby w spektaklu „Trzask-Prask”, który powstał w zderzeniu z naprawdę młodą ekipą artystyczną – z ich świeżością, która świetnie przekłada się na scenę. To dla nas bardzo ważne i chcemy to pielęgnować.
A kto dziś jest widzem TR?
Widz TR zaczął się segmentować. Na „Czarodziejską górę” przychodzą dojrzali widzowie – wychowani na Lupie, Warlikowskim, Jarzynie. Z kolei spektakle takie jak „Miasto kobiet” czy „Trzask-Prask” przyciągają młodszych odbiorców, tzw. młodych dorosłych.
Mamy też widza korporacyjnego – przychodzi na przykład na „Za dużo wszystkiego”, spektakl opowiadający o kulturze tzw. zapierdolu. Na inne produkcje trafiają rodziny – rodzice z dorastającymi dziećmi. „Orfeusz”, „Kiedy stopnieje śnieg”, „Kosmiczny dom” – to przedstawienia, które ogląda młodzież, dorośli, seniorzy, a także całe rodziny.
A jak wygląda sytuacja z nową siedzibą przy placu Centralnym? To wielki projekt – na jakim jest dziś etapie?
Dwa tygodnie temu podpisaliśmy umowę z generalnym wykonawcą – to naprawdę wiekopomna chwila. Pracuję w TR od 1996 roku i przeżyłam cały ten długi proces: wzloty i upadki, nadzieje i rozczarowania związane z budową nowej siedziby.
Pierwszy etap – budowa części podziemnej – potrwa od 13 do 16 miesięcy. Potem chcemy płynnie przejść do kolejnych etapów i doprowadzić do otwarcia teatru. Zależy nam, by proces był elastyczny, ale też możliwie ciągły – to najlepsze rozwiązanie i od strony wykonawczej, i ekonomicznej.
Ja ten teatr już naprawdę widzę. Przez lata pracowałam z zespołem nad jego planami, nad wizualizacjami przygotowanymi przez Thomasa Phifera – i wiem dokładnie, co będzie znajdować się na każdym piętrze. To był wspólny proces, w który zaangażowani byli zarówno ludzie z poprzednich dyrekcji, jak i mój obecny zespół.
Nowa siedziba powstaje przy planowanym placu Centralnym, w sąsiedztwie Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Projekt został zaplanowany tak, by oba budynki mogły ze sobą współistnieć i otwierać się na wspólną przestrzeń placu. Teatr będzie mieć dwie duże przestrzenie performatywne: Big Box – salę na blisko 700 miejsc, z możliwością obrotowej sceny lub podziałem na dwie sceny po 350 miejsc, oraz Black Box – przestrzeń bardziej studyjną i eksperymentalną.
Budynek został zaprojektowany z myślą o elastyczności – tak, by możliwe było realizowanie zarówno dużych produkcji repertuarowych, jak i mniejszych, kameralnych form. Znajdzie się w nim również przestrzeń edukacyjna oraz zaplecze produkcyjne – bo teatr to nie tylko scena, ale cała infrastruktura, która umożliwia twórczość.
To dla mnie bardzo osobista sprawa. Znam te plany na pamięć. Mogę opisać każdy poziom budynku i jego funkcjonalności. To wspólne dzieło wielu ludzi – i dziś bardzo im za to dziękuję. Każdy dołożył swoją cegiełkę do tego, że ten projekt jest dziś już w realizacji.
Na początku naszej rozmowy wspomniała Pani o trudnym momencie, w jakim obejmowała Pani kierownictwo – o kryzysie, niepokoju, wypaleniu. Jak z perspektywy tych dwóch lat ocenia Pani zmiany w TR? Czy może już Pani powiedzieć, że udało się stworzyć bezpieczne miejsce do pracy i twórczości?
Myślę, że tak – jesteśmy dziś miejscem bezpiecznej pracy. Oczywiście, teatr to miejsce wielkich emocji – i one są naturalną częścią naszej pracy. Ale staramy się, by te emocje kumulowały się przede wszystkim na scenie.
Dbamy o to, by trudne sytuacje nie eskalowały – rozwiązujemy je na bieżąco. Każdy może przyjść do mnie albo do swojego kierownika i powiedzieć, że coś jest dla niego trudne. I pracownicy naprawdę z tego korzystają. Nie zostawiamy nikogo z problemem samemu sobie.
Bardzo ważnym narzędziem są dla nas ewaluacje premier – momenty, w których omawiamy, co się wydarzyło. Nie po to, by wskazać winnych, ale by zrozumieć, co było trudne i jak tego unikać w przyszłości. Wnioski z tych rozmów wprowadzamy do naszego regulaminu pracy artystycznej – dokumentu, który organizuje całą naszą działalność: od prób, przez wyjazdy, po eksploatację spektakli. Pomaga nam wzajemnie się pilnować i dbać o siebie.
Pracujemy intensywnie, mamy jeden zespół i jedną scenę, wszystko odbywa się „na zakładkę”. Często w piątek mamy premierę, a już we wtorek zaczynamy nową produkcję. To generuje zmęczenie i napięcia. Ale pracujemy w trybie higienicznym: próby kończą się o 22:00, a jeśli potrzeba ich omówienia – najpóźniej do 23:00. To zasady, które wspólnie ustaliliśmy i których przestrzegamy – nikt nie zostaje po nocach.
Po tych dwóch sezonach mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć: TR jest dziś teatrem, który jest bezpiecznym miejscem pracy – miejscem, w którym jest przestrzeń na emocje, ale też gotowość do zaopiekowania się nimi.
 
 
                                                                                        