Logo
Recenzje

Noc do innych niepodobna

30.07.2025, 13:40 Wersja do druku

„Atłasowy trzewiczek” Paula Claudela w reż. Érica Rufa, zrealizowany w minionym sezonie w paryskiej Comédie-Française. Pisze Tomasz Domagała na stronie domagalasiekultury.pl.

fot. @Christophe Reynaud de Lage/Festival d'Avignon

Teatralnym wydarzeniem tegorocznej edycji festiwalu był niewątpliwie powrót do Awinionu jednego z najdłuższych dramatów, jakie napisano w historii, czyli sztuki Paula Claudela „Atłasowy trzewiczek” w klasycznej wersji Érica Rufa, zrealizowanej w minionym sezonie w paryskiej Comédie-Française. Dramat Claudela, rozgrywający się na przełomie XVI i XVII wieku w różnych miejscach ówczesnego hiszpańskiego imperium, opowiada o niespełnionej miłości pewnej zamężnej damy – Doñi Prouhèze oraz hiszpańskiego rycerza Don Rodrigue. Mimo że cała ta opowieść rozgrywa się w czasie czterech konkretnych dni, jej perspektywa obejmuje kilkadziesiąt lat.

W obrębie swojego spektaklu Ruf nie eksperymentuje, adaptuje dramat Claudela w tradycyjny sposób, dokonując niezbędnych skrótów, sceniczną zaś jego formę opiera na dyskretnej scenografii, kilkudziesięciu zręcznie ogranych rekwizytach i znakomitym, realistycznym aktorstwie zespołu Comédie-Française. Jego członkom z kolei pomagają się odnaleźć w życiu kreowanych bohaterów znakomite kostiumy Christiana Lacroix. Scenografia samego Rufa przyjmuje w Paryżu postać spuszczanych ze sztankietów płócien malarskich, pełniących tu głównie funkcję ilustracyjną. Awiniońskie pokazy spektaklu na słynnym dziedzińcu Pałacu Papieży sprawiły, że dekoracje stały się zbędne – ich rolę przejęła tylna ściana dziedzińca, poprzetykana przepięknymi średniowiecznymi oknami. Trzeba też podkreślić, że aktorzy świetnie odnaleźli się w tej przestrzeni, spektakl zaś na skutek nowych okoliczności, z których najważniejszą było to, że grano go pod pięknym, rozgwieżdżonym prowansalskim niebem, zyskał dużo oddechu i odświeżoną mocno jakość, która stała się przyczyną jego wielkiego powodzenia wśród publiczności.

Już zresztą w dniu ogłoszenia programu festiwalu, na początku kwietnia, „Atłasowy trzewiczek” zwracał na siebie uwagę: ośmiogodzinna produkcja prezentowana na najważniejszej scenie Awinionu, grana przez całą noc, w czterech częściach z trzema przerwami, a więc z finałem gdzieś około 6:00 rano. I rzeczywiście, spektakl ten dzięki swojej oryginalności stał się jednym z najbardziej wyczekiwanych wydarzeń festiwalowych. Premiera miała miejsce w sobotę, 19 lipca, wszystkie miejsca (2000) były wyprzedane, niesamowitą zaś jego aurę czuło się już w kolejce, która kilkoma zawijasami ustawiła się przed Pałacem Papieży na kilkadziesiąt minut przed spektaklem. Gdy wielobarwny, międzynarodowy tłum zajmował powoli miejsca na ogromnej widowni, wśród nas pojawili się aktorzy w kostiumach, witając i z uśmiechem  pozdrawiając publiczność. To był niezwykle ważny moment, pokazywał bowiem w jakiś symboliczny sposób, że jesteśmy w tym miejscu, czasie i wydarzeniu wszyscy razem, że spędzimy tę noc nie na zasadzie my – oni, ale razem, gromadząc się wokół wspólnej sprawy.

Po chwili widownia wypełniła się szczelnie, powiał mistral, zabrzmiały słynne awiniońskie fanfary, oznajmiające początek każdego festiwalowego spektaklu, i na wielkiej oświetlonej scenie Pałacu Papieży pojawili się aktorzy. Dwójka narratorów oznajmiła nam słowami Claudela, że opowieść ograniczy się do czterech dni, jedno z nich zaś natychmiast dodało prywatnie od siebie, żebyśmy się nie martwili, bo naprawdę będzie to tylko osiem godzin. To delikatnie puszczone do nas oko uruchomiło nie tylko nowy, oparty na szczerości i wspólnym doświadczaniu teatru rozdział w naszej relacji z aktorami, ale też otworzyło kompletnie uwalniającą przestrzeń dla samego spektaklu, który grany był odtąd na granicy tego, co się w jego obrębie dzieje, i tego, co tu i teraz w trakcie tej niesamowitej nocy. Publiczność od razu podchwyciła tę nową konwencję, jakby chciała potwierdzić, że nie tylko dla Paula Claudela i jego opowieści przyszła do teatru, że dużo ważniejsze jest dla niej ludzkie spotkanie tych, co grają z tymi, co odbierają, przeżywając.

Aktorzy więc zaczęli grać tę sztukę w jakiś przedziwny sposób, z jednej strony wręcz wzorowo wypełniając zadania narzucone tu przez autora i reżysera, z drugiej – realizując je z jakimś niebywałym, płynącym z innego porządku dystansem. Najważniejsze stało się teraz i niekończący się dialog z publicznością. Każdy fragment tekstu Claudela, który pasował do opisu naszego wspólnego doświadczenia, a więc wszelkie aluzje do snu, zmęczenia czy czasu, spotykały się z natychmiastową, entuzjastyczną reakcją publiczności, która w ten sposób stawała się aktorem tej opowieści o podwójnym dnie. To z kolei powodowało, że aktorzy wręcz szukali w swoich kwestiach momentów, za pomocą których będą mogli się z nami porozumiewać. Gdy o czwartej rano narratorzy wraz ze wszystkimi aktorami stanęli na proscenium, u progu ostatniej dwugodzinnej części spektaklu, i ogłosili słowami Claudela, że przed nami czwarty, ostatni dzień opowieści, dwutysięczna widownia Pałacu Papieży oszalała. Brawom, wiwatom i tupaniu nie było końca. Podobnie w finale, gdy cały zespół Comédie-Française, oświetlony delikatnie poświatą wschodzącego nad Awinionem słońca, śpiewał na bis piosenkę, zakończoną czasownikiem „dormir” czyli „spać”, widownia biła brawo, chcąc przedłużyć tę fantastyczną noc, którą spędziliśmy RAZEM, we wspólnocie, w której chciało się naprawdę uczestniczyć. Może dlatego publiczność każdego z pięciu pokazów „Atłasowego trzewiczka” na dziedzińcu Pałacu Papieży (jeden nie odbył się z powodu deszczu) do samego rana pękała w szwach, bo przecież takie właśnie spotkania są w teatrze najważniejsze.  

Recenzja powstała w ramach projektu DOMAGAŁAsięTEATRU. Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa

Tytuł oryginalny

Noc do innych niepodobna

Źródło:

https://domagalasiekultury.pl
Link do źródła

Autor:

Tomasz Domagała

Data publikacji oryginału:

25.07.2025

Sprawdź także