„Wyprawy pana Broučka" Leoša Janáčka z Teatru Wielkiego im. S. Moniuszki w Poznaniu na XXX Bydgoskim Festiwalu Operowym. Pisze Anita Nowak.
Przedostatniego festiwalowego wieczoru bywalcy Opery Nova mieli możliwość zachwycenia się bardzo oryginalnym spektaklem. Teatr Wielki im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu przywiózł do Bydgoszczy inscenizację opery Leosa Janacka „Wyprawy Pana Broucka”.
Fabuła libretta, oparta jest na dwóch powiastkach Svatopluka Cecha. Opowiada o we śnie przeżywanych przygodach czeskiego degustatora narodowych przysmaków i opoja niechętnie opuszczającego zaprzyjaźnioną oberżę. Pierwszy akt to wyprawa głównego bohatera, na księżyc, gdzie trafia on na grupę zafascynowanych sztuką, ascetycznych artystów, wegetarian, obrońców praw zwierząt, pogardzających jego trywialną, piwem skrapianą, mięsno- kiełbasianą dietą.
Akt drugi przywodzi go co prawda z powrotem na ojczystą ziemię, ale sytuuje go w XV wielu, a więc w okresie wojen husyckich, gdzie również jego styl życia żarłoka i opoja nie jest akceptowany. Grozi mu stos. Na szczęście w porę się budzi. Okazuje się, że nie opuszczając karczmy, noc spędził zamknięty w wielkiej beczce po piwie.
Tekst jest groteskową krytyką tak czeskiego społeczeństwa, jego złych nawyków i przyzwyczajeń, jak i prowadzącego do wojen religijnych okrucieństwa kościoła; wiary, w imię której wolno nawet zabijać. Choć premiera tej opery miała miejsce ponad sto lat temu w Pradze, problemy poruszane w libretcie cały czas są aktualne w każdym miejscu i czasie. Dlatego rzecz powinna być bliska i współczesnemu widzowi.
Na scenie wśród ciekawie i funkcjonalnie przez Leslie Traversa zaprojektowanych dekoracji, akcja toczy się wartko. Obrazy ożywiają też oryginalne i barwne kostiumy, w które Marie- Jeanne Lecca odziała postaci. Wcielający się w nie artyści kreują swoich bohaterów cudownie charakterystycznymi, ciekawymi aktorsko, doskonale dobranymi komediowo środkami teatralnymi. Ale przede wszystkim zachwycają pięknymi głosami i ruchami bardzo sprawnie dostosowującymi się do rytmu wypływającej z kanału muzyki Leosa Janacka. Muzyki ciekawej, wywoływanej przez wielką liczbę rozmaitych instrumentów, w różnorodnych tonacjach skomponowanej, ale i trzeba przyznać dla wykonawców skomplikowanej, bo w komizmie swym nie płynącej jednolicie harmonijnie, stawiającej tak przed solistami, jak i chórem zadania niezwykle trudne. W partiach wokalnych znacząco pięknym brzmieniem swego sopranu koloraturowego wyróżnia się wcielająca się w kilka postaci Malinki, Kunki i Etherei, Monika Mych- Nowicka, wyrażająca emocje równie wspaniale w barwach lirycznych, jak humorystycznych. Bardzo dobrze prezentował się też tenor Karol Kozłowski jako Pan Broucek.
Niestety, jak na scenie nikt nie cierpi, bohater czy bohaterka przez godzinę nie umiera z nieszczęśliwej miłości, nikt nie zostaje zasztyletowany, czy nie popełnia sepuku, a potem umarły bohater nie podrywa się do ukłonów, nie ma co liczyć na stojącą owację operowej publiczności. A nawet oklaski czy choćby tylko śmiech nawet w najzabawniejszych momentach spektaklu, których tu było przecież sporo…