Czy można zatrudniać męża w instytucji, którą kieruje żona – i nie widzieć w tym problemu? Po publikacji artykułu Przemysława Skrzydelskiego o Teatrze Horzycy rozpętała się burzliwa dyskusja. Wyjaśniamy, o co naprawdę chodziło w tym tekście – i dlaczego nie dotyczył on ani kompetencji, ani zarobków, ale zasad, które powinny obowiązywać wszystkich.
Sytuacja, która powstała po publikacji tekstu Przemysława Skrzydelskiego „Publiczne pieniądze – prywatne układy” wywołała w środowisku teatralnym poruszenie, które przewyższyło nasze pierwotne oczekiwania. Jednych tekst oburzył, innych – skłonił do refleksji. Niestety, pojawiły się też głosy nacechowane histerycznym wzburzeniem i emocjonalnymi ocenami, które mijają się z faktami. Dlatego – jako redaktor naczelny – czuję się w obowiązku zabrać głos.
Zacznijmy od rzeczy najważniejszej: artykuł Przemysława Skrzydelskiego nie kwestionuje ani kompetencji Łukasza Drewniaka, ani jakości jego pracy w Teatrze im. Wilama Horzycy. Redaktor Skrzydelski nie zarzuca mu również zawyżonych zarobków, nie wspomina nawet o konkretnych kwotach. Nie padają personalne oskarżenia, nie podważa się warsztatu czy dorobku zawodowego pana Drewniaka – są one przecież powszechnie znane.
Punktem ciężkości publikacji jest coś innego – fakt zatrudnienia męża przez żonę w instytucji publicznej. Z punktu widzenia etyki, a przede wszystkim obowiązującego w Polsce prawa pracy, to okoliczność wymagająca uwagi i wyjaśnienia – niezależnie od nazwisk. W tym przypadku mówimy o osobie znanej, mającej wpływ na opinie o instytucjach i artystach, przez co sytuacja nabiera charakteru publicznego.
Zarzuty o „atak personalny” są więc nieuprawnione i nieuczciwe – dotykamy tu problemu systemowego, który od lat bywa zamiatany pod dywan. Przy okazji przypomnę, że zaledwie kilka tygodni temu opublikowaliśmy równie krytyczny tekst na temat innego wpływowego recenzenta – Przemysława Guldy – i również wówczas zależało nam na otwarciu ważnej rozmowy o transparentności i standardach etycznych w środowisku artystycznym.
Nie jesteśmy od osądzania ludzi – jesteśmy od zadawania pytań i przypominania o odpowiedzialności wynikającej z pracy za publiczne pieniądze.
W reakcji na tekst Skrzydelskiego, w dzień poprzedzający jego publikację, po wielu miesiącach milczenia, pojawił się wpis Łukasza Drewniaka na jego blogu, w którym odnosi się do ogólnej kondycji krytyki teatralnej i trudności finansowych osób wykonujących ten zawód. Choć tekst nie odnosi się bezpośrednio do zatrudnienia przez żonę – kontekst jest jasny.
Co więcej, z posiadanych przez nas informacji wynika, że pan Drewniak został wcześniej poinformowany o trwających pracach nad artykułem Skrzydelskiego – najprawdopodobniej przez Teatr Horzycy. Świadczy o tym m.in. prowadzona wcześniej korespondencja z rzeczniczką prasową teatru w sprawie rodzajów umów zawieranych z konsultantami. W tym świetle blogowy tekst Drewniaka jawi się jako ruch wyprzedzający – próba uprzedzenia krytyki i zbudowania emocjonalnej narracji, zanim padną fakty.
I tu dochodzimy do sedna.
Sytuacja materialna krytyki teatralnej w Polsce jest dramatyczna. Od lat alarmujemy o braku systemowego wsparcia, niskich honorariach i coraz węższej przestrzeni dla niezależnych opinii. Po publikacji dotyczącej Przemysława Guldy skierowaliśmy do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oficjalne pytania o to, jakie działania planowane są w celu poprawy tej sytuacji. Czekamy na odpowiedzi i nie odpuścimy tego tematu.
Ale nawet najbardziej dramatyczna sytuacja życiowa nie usprawiedliwia konfliktu interesów w instytucjach publicznych. Nie można jedną ręką walczyć o etyczne standardy, a drugą – wykorzystywać wpływów i pozycji małżeńskich. Tym bardziej jeśli przez lata deklarowało się obronę wysokich standardów i bezwzględną niezależność. Nie da się być jednocześnie sędzią i graczem – i tego powinniśmy wszyscy być świadomi.
Środowiskowy szum, jaki wytworzył się wokół sprawy, mówi więcej o kondycji naszej debaty publicznej niż o samej publikacji. Zamiast merytorycznej rozmowy o standardach, usłyszeliśmy z jednej strony – próbę wybielania sytuacji poprzez argumenty „po ludzku” (bo przecież żona i mąż, bo trudna sytuacja, bo dobry fachowiec), z drugiej – niekonstruktywne uogólnienia o „szambie”. Żadne z tych podejść nie służy rzeczowej rozmowie.
Chcemy i nadal będziemy zadawać pytania – o przejrzystość zatrudnienia, o jawność decyzji, o odpowiedzialność osób na stanowiskach kierowniczych. Chcemy rozmawiać nie o ludziach, ale o mechanizmach – właśnie po to, by takie sytuacje nie obciążały nikogo ani moralnie, ani medialnie.
Uważamy, że instytucje publiczne powinny być przykładem przejrzystości – także w sprawach kadrowych. A środowisko teatralne – które samo domaga się wysokich standardów wobec władzy – nie może mieć wobec siebie taryfy ulgowej.
Nie ma w tym chęci niszczenia nikogo. Jest za to chęć zadbania o to, by krytyka – ta teatralna, filmowa czy literacka – mogła funkcjonować niezależnie, uczciwie i z szacunkiem do odbiorców.
I w tym sensie ten tekst – choć niewygodny – był potrzebny.
https://teatrdlawszystkich.pl/publiczne-pieniadze-prywatne-uklady-wokol-teatru-horzycy
https://www.drewniakteatr.pl/kolonotatnik-krytyka-i-ekonomia/
https://teatrdlawszystkich.pl/krytyczne-przekroczenie-rubikonu/