„Seks dla opornych” Michele Riml w reż. Pawła Pitery w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Krzysztof Krzak w Teatrze dla Wszystkich.
Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że „Seks dla opornych” to jedna z komedii wszech czasów. Z powodzeniem grana jest w wielu teatrach Polski. W Teatrze Polonia przygotowano nawet drugą jej wersję w nowej obsadzie. Na afisz Teatru Nowego im. Kazimierza Dejmka w Łodzi sztuka Michele Riml trafiła w 2018 roku, a bilety wciąż rozchodzą się jak świeże bułeczki. By więcej osób mogło zobaczyć to przedstawienie w reżyserii Pawła Pitery przeniesiono je z Małej na Duża Scenę.
Bohaterów sztuki, państwo Alicję i Henryka Lane poznajemy podczas ich wizyty w ekskluzywnym (choć mężczyzna co i rusz znajduje mankamenty wyposażenia nieadekwatne do ceny pobytu) hotelu L, do którego wybrali się, zgodnie z zaleceniami poradnika dla wypalonych w małżeństwie partnerów. Założeniem tego wyjazdu jest chęć dokonania daleko idącej „renowacji’ ich 30 – letniego małżeństwa. Szczególnie Alicji wydaje się on pozbawiony świeżości i atrakcyjności. W dzieli odnowy ma Lane’om pomóc poradnik z ćwiczeniami erotycznymi. Na niewiele on się w sumie zdaje, bowiem problemy małżeńskie tej pary mają głębsze podłoże niż tylko seks. Okazuje się, że żyjąc ze sobą od wielu lat w jednym domu są niejako obok siebie. Niewiele o sobie nawzajem wiedzą. Alicja, zarzucająca Henrykowi brak troski o ich małżeństwo, jawi się w drugiej części sztuki jako kobieta skutecznie tłumiąca wszelką inicjatywę męża, gderliwa i wiecznie niezadowolona z ich osiągnięć zawodowo – rodzinnych (dobra sytuacja materialna, dom w dobrej dzielnicy, odchowane dzieci). Domagająca się adoracji i uatrakcyjniania związku ze strony męża, nie interesuje się tym, że ma on poważne kłopoty w pracy, czuje się niedowartościowanym. W tej sytuacji trudno się dziwić, że i Henryk przestał się starać o ich związek, skupiając się na przeliczeniu wszystkiego na pieniądze, stroniąc od choćby odrobiny szaleństwa (zrezygnował nawet ze słuchania muzyki na rzecz oglądania programu informacyjnego). W finale sztuki rysuje się szansa na radykalne i pozytywne zmiany w małżeństwie Alicji i Henryka: on znów śpiewa przebój zespołu ACDC i tańczy, choć jeszcze niedawno zapewniał, że nienawidzi tego robić, a ona pozwala sobie na realizację wyuzdanych fantazji erotycznych. Największą jednak nadzieję na „dobrą zmianę” przynosi fakt, iż oboje w szczerej rozmowie wyjaśnili sobie „co ich boli” i zaczęli doceniać swój dorobek małżeński znaczony długotrwałością i wspólnym budowaniem codzienności. Końcowa konstatacja kanadyjskiej autorki sztuki nie jest specjalnie odkrywacza, polega bowiem na podkreśleniu, że należy się cieszyć tym, co się ma i nie szukać na siłę atrakcji (zwłaszcza z pomocą wszelkiego rodzaju poradników). Ale może czasami warto ją wyraźnie wyartykułować, zwłaszcza w atrakcyjnej komediowej formie?
„Seks dla opornych” Michele Riml w tłumaczeniu Hanny Szarkowskiej daje aktorom ogromne możliwości pokazania swojego talentu komediowego. Muszą to jednak być aktorzy wytrawni. Nie ukrywam, że dla mnie Dorota Kolak i Mirosław Baka ze spektaklu w Teatrze Polonia na długo, jeśli nie na zawsze, pozostaną takim wzorcem metra z Sevres w przypadku bohaterów tej sztuki. Maria Gładkowska i Wojciech Wysocki, wcielający się role Alicji i Henryka w łódzkim Teatrze Nowym, grają bardziej powściągliwie, bez szarży, jakby chcąc zachować wybuch aktorskich „fajerwerków” na finał, który zaiste jest porywający. Przedstawienie w całości nie ma jednak tak dynamicznego tempa, jakie mogłoby mieć, gdyby reżyser Paweł Pitera poczynił w tekście pewne skróty w kwestiach nie wnoszących wiele do prezentacji postaci i ich problemów. Miałem też wrażenie, że aktorzy są już co nieco znużeni graniem… znużonych małżonków. Ale to chyba tylko moje odczucia malkontenckiego recenzenta, bo publiczność generalnie wciąż bawi się świetnie.