Logo
Recenzje

Makbet bez rewolucji, ale z ciężarem wojny

12.05.2025, 19:35 Wersja do druku

„Makbet” Giuseppe Verdiego w reżyserii Italo Nunziaty z Narodowej Opery Ukrainy z Kijowa na XXXI Bydgoskim Festiwalu Operowym. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.

Tradycyjna forma, muzyczna precyzja i duchowy ciężar – kijowski „Makbet” nie potrzebuje inscenizacyjnych fajerwerków, by poruszyć do głębi. W czasach krzyczących reżyserskich interpretacji, to właśnie cisza tej klasyki mówi najwięcej.

Nie miłość, lecz żądza władzy, wewnętrzne konflikty i narastające poczucie winy napędzają akcję Makbeta – jednej z najmroczniejszych oper Giuseppe Verdiego. W inscenizacji Narodowej Opery Ukrainy z Kijowa, zaprezentowanej na zakończenie XXXI Bydgoskiego Festiwalu Operowego, nie szukano nowoczesnych efektów. Zamiast tego otrzymaliśmy spektakl tradycyjny, niemal statyczny, ale skoncentrowany na muzycznej precyzji i sile głosu – zwłaszcza głosów męskich.

W czasach, gdy europejskie sceny operowe coraz częściej odczytują klasykę przez pryzmat współczesnych lęków, diagnoz społecznych i estetycznych eksperymentów, kijowski Makbet wydaje się iść pod prąd. Nie dlatego, że ignoruje współczesność – przeciwnie, zanurza się w niej głęboko, lecz czyni to poprzez ciszę, oszczędność środków i muzyczny rygor, a nie reżyserską rewoltę.

Zestawienie z nowymi realizacjami Makbeta, choćby z Frankfurtu czy Berlina, gdzie Lady Makbet staje się symbolem uzależnienia i psychicznej degeneracji władzy, jeszcze dobitniej podkreśla wyjątkowość kijowskiej propozycji. Niemieckie teatry oferują inscenizacje pełne ruchu, dramatycznych gestów i gęstej symboliki. Tam intensywność przekazu rodzi się z ekspresji obrazu i psychologicznej wiwisekcji. W Kijowie natomiast wszystko zostaje sprowadzone do głosu, muzyki i napięć wewnętrznych. Monumentalna scenografia Marii Lewytskiej, precyzyjna reżyseria Italo Nunziaty i ciemna, wyważona estetyka budują przestrzeń niemal rytualną. To teatr ceremonialny, nasycony świadomością ciężaru opowieści. Ruch jest ograniczony do minimum, światło działa jak dramaturg, a kostiumy – choć stylizowane – pozostają klarowne i nieprzeładowane. Nie szuka się tu efektu – dramat rozgrywa się w środku postaci, w brzmieniu frazy, w napięciu między harmonią a dysonansem.

Pod kierownictwem muzycznym Wołodymyra Kożukhara i dyrygentki Ałły Kulbaby orkiestra oraz chór (przygotowany przez Lwa Wenedyktowa i Oleksandra Tarasenkę) stworzyli gęstą, przeszywającą aurę – z jednej strony brutalną, z drugiej niemal metafizyczną. To nie obraz, ale dźwięk niósł emocje.

Największe wrażenie robiły sceny z udziałem chóru i wiedźm – w statycznej strukturze spektaklu to one wprowadzały ruch, napięcie i symbolikę. Te sekwencje – w warstwie dźwiękowej, wizualnej i świetlnej – tworzyły niemal mistyczny krajobraz sceniczny. Były nie tylko sugestywne teatralnie, ale też emocjonalnie poruszające. Ich siłę wzmacniała znakomita praca chóru i gęstość orkiestrowej faktury.

W warstwie wykonawczej szczególnie wyróżniał się Sergiej Kownir jako Banko – jego głęboki, szlachetny bas zachwycał czystością i siłą wyrazu. Gennadiy Waszczenko stworzył wiarygodnego Makbeta – silnego wodza, którego ambicja powoli wytraca sumienie. Jego głos był nośny, dobrze prowadzony i pełen wewnętrznego napięcia, a postać bohatera skonstruowana z imponującą konsekwencją.

Złożoną ewolucję przeszła także Lady Makbet w interpretacji Wiktorii Chenskiej. Początkowo jej sopran – dobrze osadzony w średnicy – wydawał się w górnych rejestrach zbyt agresywny, chwilami nawet nieco krzykliwy. Dopiero w scenie lunatycznego szaleństwa artystka pokazała pełnię swoich możliwości. Wyciszenie, kruche piano i psychiczny rozpad bohaterki zostały oddane z przejmującą delikatnością. Nie było tu efektowności – było powolne zanurzenie się w ciemność.

Warto też wspomnieć Aleksandra Nikiforowa jako Makdufa – jego aria w IV akcie była jednym z najbardziej poruszających momentów wieczoru. Prosta w środkach, lecz przepełniona autentycznym bólem, stanowiła kontrapunkt dla mrocznej ścieżki tytułowego bohatera.

Choć od premiery tej inscenizacji minęło już niemal dwadzieścia lat (2007), spektakl nie stracił na aktualności – przeciwnie, w świetle wojny toczącej się dziś w Ukrainie zyskał nowy, poruszający wymiar. W tej perspektywie statyczność inscenizacji przestaje być ograniczeniem – staje się znakiem. Jakby wszystko, co najważniejsze, działo się nie na zewnątrz, lecz głęboko w środku: w drżeniu głosu, w napięciu między ciszą a wybuchem.

Opera Verdiego – skomponowana z miłości do Shakespeare’a, ale i z potrzeby zgłębienia ludzkiej psychiki – w kijowskim wydaniu nie była spektakularna. Była przenikliwa. Zamiast efektów dostaliśmy skupienie. Zamiast inscenizacyjnych rewolucji – świadomość ciężaru. To klasyka, która dziś przemawia mocniej niż wiele przedstawień krzyczących nowoczesnością. To teatr stworzony nie z potrzeby pokazania, ale z potrzeby przeżycia. A to, w obecnych czasach, znaczy więcej niż kiedykolwiek.

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Wiesław Kowalski

Data publikacji oryginału:

12.05.2025

Sprawdź także