„Książę Niezłomny" J. Słowackiego w reż. Małgorzaty Warsickiej w Narodowym Starym Teatrze. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Jest to widowisko, co się zowie. Atakujące wszelakie zmysły (także węchu!) – znakomitym aktorstwem, scenografią, choreografią, światłem i muzyką. Reżyserka namówiła do zagrania w Księciu dwie legendy NST – Annę Polony i Edwarda Lubaszenkę, nie pamiętam już kiedy widziałem na scenie aktorów mających TAKĄ władzę nad tekstem. Nie postponuję naturalnie reszty obsady, gdyż spektakl jest jak zwykle na tych deskach wspaniale zagrany, to jednak kiedy Anna Polony wchodziła na scenę, to wydarzało się takie COŚ.
Przedstawienie fenomenalnie zilustrował muzyką Karol Nepelski, było w tej mechanicznej - coś bardzo niepokojącego, jednocześnie - niesłychanie awangardowego i - tradycyjnego. Ta natomiast wykonywana na żywo przez chór i trzech instrumentalistów, nie tylko nadawała całości pewnej monumentalności, ale także wspaniale łączyła ze sobą obecne w obserwowanej przez nas przestrzeni dość różniące się od siebie światy.
Na moim przebiegu, przecież dobry rok po premierze, był nadkomplet – w przewadze młodych widzów, którzy z uwagą oglądali, a w antrakcie dojrzale rozmawiali (przepraszam, mam zwyczaj podsłuchiwania…) o tym, co zobaczyli na scenie, podrzucając zupełnie nieoczywiste tropy interpretacyjne. Ja z kolei choć po męczącej podróży do Krakowa i męczącym całym piątku, wszedłem w tę dość mroczną przecież opowieść właściwie od pierwszej sceny, każdą kolejną zachwycając się coraz bardziej; tak bowiem starannie przemyślanego, wspaniale zagranego - i zdumiewająco współczesnego wystawienia klasycznego tekstu - ze świeczką dziś szukać.