Logo
Magazyn

Każdy ma coś z Ifigenii

23.05.2025, 08:03 Wersja do druku

Splott to dzielnica w Walii, ale równie dobrze mogłaby istnieć tuż obok, w każdym mieście, w każdej rzeczywistości, gdzie łatwiej przetrwać, niż żyć naprawdę… W poruszającym monodramie „Ifigenia ze Splott” w reż. Filipa Gieldonia z Teatru Jaracza w Łodzi Agnieszka Skrzypczak mierzy się z rolą, która wymaga absolutnego oddania – zarówno emocjonalnego, jak i fizycznego. W rozmowie z Karoliną Czepkiewicz aktorka opowiada o pracy nad rolą, procesie budowania postaci i o tym, jak środowisko, w którym dorastała Ifka, kształtuje jej sposób postrzegania świata. To opowieść o sile, która nie zawsze jest widoczna na pierwszy rzut oka, i o tym, jak bardzo potrzebujemy drugiego człowieka, by zobaczyć siebie takimi, jakimi naprawdę jesteśmy. Z Agnieszką Skrzypczak rozmawia Karolina Czepkiewicz.

fot. Tomasz Bąk / mat. teatru

Ifigenię znamy z greckiej mitologii, jej imię oznacza wrodzoną siłę. Kim jest Wasza Ifigenia ze Splott? Jak pracowaliście nad budowaniem postaci?

Agnieszka Skrzypczak: Dla mnie to imię było punktem wyjścia. Bohaterka od początku nasiąknięta jest samotnością i trudnym doświadczeniem. Nasza praca polegała na tym, by wspólnie z nią przejść całą jej drogę, nie tylko tę zapisaną w tekście, ale też tę wcześniejszą: kim była, gdzie dorastała, co się stało z jej mamą, o której nie mówi nawet słowa. Współpraca z reżyserem, Filipem Gieldonem, była bardzo twórcza, zaufałam jego wizji, a on poprowadził mnie przez cały proces. Pierwszy etap to było głębokie poznawanie postaci, dopiero potem przeszłam do pracy z tekstem – długim, wymagającym skupienia i precyzji. Zależało nam, by niczego nie dopowiadać, nie zmieniać, tylko być wiernym temu, co zostało napisane.

Twoja bohaterka przechodzi intensywną przemianę. Na początku sprawia wrażenie osoby silnej, budzącej postrach w okolicy. Z czasem jednak dostrzegamy, że skrywa w sobie również lęki, jak każdy z nas. Dla mnie to właśnie te graniczne doświadczenia, które przeszła, zbudowały jej prawdziwą siłę.

Agnieszka Skrzypczak: Tak, dokładnie. Aż trudno coś dodać, bo to, co powiedziałeś, doskonale oddaje sens tej postaci. Za każdym razem, kiedy wychodzę na scenę, staram się, by widzowie poczuli to, o czym mówimy. Chcę, żeby ta siła miała wiele odcieni, by nie była jednowymiarowa. Na początku, w pierwszej części, paradoksalnie postać wydaje się najsłabsza. Fascynujące jest to, że nasza siła często bierze się z bezsilności, z odpuszczenia, z przyjęcia. Tak jak Ifka mówi na końcu: „Pomogło mi to, że przyjęłam swój ból, swoje cierpienie i uratowałam was”. To jej interpretacja, ale to zdanie ma naprawdę ogromną moc. Wydaje się, że kryje się w nim o wiele więcej.

W jaki sposób relacje z innymi wpływają na to, jak Ifka postrzega siebie?

Agnieszka Skrzypczak: Myślę, że jako ludzie potrzebujemy drugiego człowieka, by móc się w nim odbić. To nie tylko kwestia tego, przy kim czujemy się dobrze, ale także tego, że w konfrontacjach z innymi odkrywamy coś o sobie – nasze rany, słabości, ale i mocne strony. W psychologii mówi się, że to właśnie dzięki kontaktom z innymi ludźmi, szczególnie w trudnych momentach, dostrzegamy, kim naprawdę jesteśmy, poznajemy siebie. Drugi człowiek jest jak lustro. Moja postać zaczyna dostrzegać siebie, dopiero gdy w jej życiu pojawia się ktoś inny, będący swego rodzaju przeczuciem, intuicją. Mówi: „Odkryłam, że nie jestem sama”. To motywuje ją do walki. Mimo że jeszcze nie wie, że jest w ciąży, czuje obecność czegoś, co daje jej nadzieję i poczucie, że nie jest samotna. To przeczucie, w połączeniu z obecnością innych osób, jak babcia, pozwala jej odnaleźć sens i siebie.

Zatrzymajmy się na chwilę w Splott. Jak postrzegasz to miejsce, z którego pochodzi Twoja bohaterka? W jaki sposób środowisko, w którym dorastała, ukształtowało jej sposób widzenia świata?

Agnieszka Skrzypczak: Miejsce, w którym dorastamy, ma ogromny wpływ na to, kim się stajemy. Mówi się, że „tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono” – to zdanie bardzo pasuje do tej historii. Dopóki nie stajemy w obliczu prawdziwego wyzwania, nie wiemy, do czego jesteśmy zdolni. Możemy sobie coś wyobrażać, mieć różne wizje życia, ale dopiero konfrontacja z rzeczywistością pokazuje, kim naprawdę jesteśmy. Ifka dorasta w środowisku, które sama opisuje jako jeden wielki kac. Tydzień jest walką o przetrwanie, a weekendy to imprezy, alkohol, ucieczka. To zamknięta bańka, z której trudno się wydostać, zwłaszcza jeśli nie zna się innej rzeczywistości. Ona nie miała innej perspektywy, nie miała szansy zobaczyć, że można żyć inaczej. W pewnym momencie zupełnie przypadkiem, wychodzi kawałek dalej poza swoją dzielnicę i odkrywa plażę, która staje się metaforą, bo dopiero wtedy dostrzega, że istnieje świat poza tym, co zna. To mnie bardzo poruszyło, bo to nie jest tylko historia Ifki. To też moje doświadczenie jako aktorki i kobiety: to uczucie, że idziesz krok za krokiem, nie wiedząc do końca, dokąd, a nagle okazuje się, że istnieje coś więcej – przestrzeń, wybór, sens. Dla Ifki ta przemiana zaczyna się w chwili, kiedy dowiaduje się, że nosi w sobie dziecko. To wytrąca ją z letargu. Szuka sensu, jakby łapała się tej myśli jak tonący brzytwy. Być może po raz pierwszy w życiu czuje, że jej decyzje mogą coś znaczyć, nie tylko dla niej samej, ale też dla innych. Jej poświęcenie, choć tragiczne, jest też aktem siły. W tym akcie jest coś większego, takie „jestem dla was, wyświadczam wam przysługę, robię coś, co ratuje wam życie”. Pozwala jej to odnaleźć sens. I to jest poruszające.

Monodram to wyjątkowo wymagająca forma. Jesteś na scenie sama, bez chwili wytchnienia, od początku do końca. W Twoim przypadku od razu wchodzisz w bardzo silne emocje. Zastanawiam się, jak to znosisz, jakie to uczucie dźwigać tę opowieść w pojedynkę i dzielić się nią z publicznością?

Agnieszka Skrzypczak: Tak, to prawda. Ten spektakl wymaga ode mnie ogromnej mobilizacji i jest bardzo obciążający, również fizycznie. Zawsze przed wyjściem na scenę odczuwam stres. To nie jest łatwa forma, monodram wymaga pełnego skupienia i pamięci, bo to ogromna ilość tekstu do udźwignięcia w pojedynkę. Jednocześnie mam swoje życie poza sceną. Jestem mamą ośmioletniego dziecka, mam codzienne obowiązki, więc muszę te dwa światy jakoś ze sobą godzić. A temat spektaklu jest naprawdę trudny, emocjonalnie wymagający. Dlatego staram się podchodzić do tego zdrowo i z dystansem. Pomaga mi w tym to, że spektakl jest bardzo precyzyjnie skonstruowany, ma swoją formę, techniczną powtarzalność. Nie gram go „na emocjach danego dnia”, tylko opieram się na wypracowanej strukturze. To dla mnie jak partytura, w którą wchodzę, i dzięki temu łatwiej mi nie tylko wejść w tę opowieść, ale też po niej wrócić do codzienności.

***

„Ifigenia ze Splott”

reż. Filip Gieldon

Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi

Obsada: Agnieszka Skrzypczak

Rozmowa odbyła się 12 maja 2025 roku podczas 65. Kaliskich Spotkań Teatralnych organizowanych przez Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu.

Karolina Czepkiewicz – animatorka kultury i producentka wydarzeń kulturalnych, edukatorka. Absolwentka filologii polskiej o specjalizacji dziennikarstwo oraz PR i kreowanie wizerunku na WP-A UAM w Poznaniu, a także Studium Animatorów Kultury w Kaliszu. Obecnie zajmuje się komunikacją i PR-em.

Źródło:

Materiał nadesłany

Sprawdź także