Logo
Magazyn

Tęsknota, która łączy

22.05.2025, 11:15 Wersja do druku

Radosław B. Maciąg, dobrze znany kaliskiej publiczności, powrócił do Kalisza jako reżyser i autor osobistego dramatu „Tęsknię za domem”. W rozmowie z Karoliną Czepkiewicz opowiada, jak prywatne doświadczenie stało się punktem wyjścia do historii, w której wielu widzów odnajduje własne emocje i tęsknoty. Mówi o domu jako przestrzeni wewnętrznego schronienia, o cienkiej granicy między śmiechem a bólem oraz o tym, jak teatr potrafi nazwać to, co trudne do wyrażenia.

fot. mat. teatru

Co było impulsem do powstania najpierw dramatu, a później spektaklu „Tęsknię za domem”? To była Twoja osobista historia, czy może inspiracja z zewnątrz?

Radosław B. Maciąg: Samo jądro dramatu faktycznie wyrasta z mojego życia osobistego – z próby samobójczej mojego ojca, która, w moim odczuciu, nie spotkała się z adekwatną reakcją ani z mojej strony, ani ze strony moich bliskich. W pewnym sensie została zbagatelizowana również przez samego ojca. Zrodziło to we mnie sprzeciw wobec tej nieadekwatności. To było coś na kształt orwellowskiego dwójmyślenia. Czułem potrzebę pogodzenia tych dwóch rzeczywistości, odnalezienia pewnej równowagi.

Jak definiujesz „dom”?

Radosław B. Maciąg: Człowiek, podobnie jak inne zwierzęta, ma w sobie wrodzoną potrzebę posiadania schronienia – norki, dziupli, gniazda. Dla mnie dom to właśnie takie miejsce – przestrzeń bezpieczeństwa, którą każdy powinien mieć i która stanowi fundament naszego psychicznego dobrostanu. Wszyscy tęsknimy za takim „dachem nad głową”. Dom, zarówno jako konkretna przestrzeń fizyczna, jak i symbol, jest miejscem, w którym możemy schować się przed światem, ale jednocześnie powinien stanowić punkt wyjścia do niego. W pewnym sensie poczułem, że zostałem tego domu pozbawiony. Pozbawiony przestrzeni, która nie podlega zewnętrznym regułom, która pozwalałaby mi odetchnąć. A skoro właśnie tak definiuję dom, to tęsknota za nim stała się impulsem do napisania tego tekstu. „Tęsknię za domem” to próba przywrócenia tej harmonii, nadania temu miejscu na nowo znaczeń, o których wspomniałem. I poniekąd się to udało.

Czy tęsknota za domem jest czymś, co łączy zarówno Macieja, jak i Ciebie oraz innych ludzi, którzy oglądają tę sztukę??

Radosław B. Maciąg: Myślę, że tęsknota towarzyszy nam wszystkim. Nawet tutaj, w Kaliszu, po spektaklu [pokazywanego w ramach 65. Kaliskich Spotkań Teatralnych – red.] usłyszałem: „Ja też się w tym widzę. Ja też tak czuję. Wreszcie ktoś to powiedział”. Ten tekst, ten spektakl to jak przełamanie społecznego milczenia. Właśnie to, że ludzie zobaczyli siebie w tej opowieści, stało się największym, choć zupełnie nieplanowanym sukcesem tej sztuki. Moja bardzo prywatna historia, z domieszką fantazji, stała się przestrzenią wspólnego doświadczenia. To coś, czego zupełnie się nie spodziewałem.

Jak w tej historii przegląda się Maciej, główny bohater?

Radosław B. Maciąg:
Maciej przechodzi drogę od nadziei, że uda się przywrócić rodzinną harmonię, do świadomości, że jest to niemożliwe. Przynajmniej nie na tych zasadach, na jakich próbujemy tego dokonać z perspektywy naszego wewnętrznego dziecka, rozumianego nie pejoratywnie, lecz emocjonalnie, pierwotnie. To rodzaj rozwoju, przekroczenia progu, uświadomienia sobie i pogodzenia się z tym, że do niektórych rzeczy nie ma powrotu.

Jak ważne było dla Ciebie osadzenie akcji w konkretnym miejscu i czasie? Czy tę historię można by ulokować w innym czasie, w innej rzeczywistości kulturowej?

Radosław B. Maciąg: Można, chociaż postaci same definiują się jako wywodzące się z konkretnego kręgu kulturowego. Noszą w sobie dziedzictwo klasy robotniczej i transformacji ustrojowej od komunizmu do demokracji. Ten kontekst bardzo je formuje. Z mojej strony jest ciekawość i otwartość na inne interpretacje twórców.. Jednak dla mnie ten świat jest tak spójny i silnie osadzony w konkretnych realiach, że trudno byłoby mi przenieść w inne.

Nie tylko środowisko, ale i język odgrywa tutaj ważną rolę.

Radosław B. Maciąg: W sztuce posługuję się mową potoczną – żywą, surową, czasem niezrozumiałą dla osób spoza tego kręgu. Aktorzy bywali zaskoczeni, pytali mnie, czy „tak się w ogóle mówi?”. Ale to właśnie w tym języku tkwi autentyczność i rytm postaci. Podobnie jest ze scenografią, często mylnie odczytywaną jako odniesienie do PRL-u czy lat 90. Chciałem pokazać dom, który nadal istnieje jako powidok przeszłości. Współczesne elementy, tj. np. płaski telewizor, zostały celowo wprowadzone, żeby powiedzieć: przeszłość nas otacza, ale akcja toczy się dziś. To wymaga od widza pewnej uważności, ale też właśnie na tym polega siła tej opowieści.

Zatrzymajmy się na chwilę przy humorze. Dla mnie jest on sposobem radzenia sobie z trudnymi emocjami, ich oswajaniem. Czy już na etapie pisania wiedziałeś, że będzie kluczowy, czy pojawił się naturalnie?

Radosław B. Maciąg: Od początku wiedziałem, że humor będzie tu ważnym narzędziem. Nie celem, ale sposobem, by emocjonalnie unieść ten świat. Nie cenzurowałem śmieszności, nawet jeśli dotyczyła spraw trudnych. Śmiech to dla mnie i dystans, i czułość. Pomagał mi przetrwać, bo przecież potrafimy być zabawni nawet w samym środku dramatu. Dlatego określenie „rodzinna tragikomedia” po premierze uznałem za komplement, mówiący o tym, że można mówić o rzeczach ciężkich, ale dać widzowi też oddech.

Jaka jest recepcja publiczności? Czy z reguły reaguje śmiechem?

Radosław B. Maciąg: Podczas premiery w Radomiu doszło do dosłownego podzielenia się publiczności. Część sali reagowała salwami śmiechu, inni byli oburzeni, wstawali, protestowali, że „z tego nie wolno się śmiać”. To było dla mnie niezwykle ciekawe doświadczenie, pokazujące, jak różnie można odbierać ten sam materiał. W Kaliszu ten odbiór był bardziej stonowany, mniej było śmiechu. Publiczność festiwalowa czyta inaczej, więcej analizuje, mniej szuka rozrywki. Granica między śmiechem a płaczem jest bardzo cienka. Jedno i drugie wymaga napięcia, i jedno i drugie może być wyrazem tego samego poruszenia. Dla mnie fakt, że ludzie nie pozostają obojętni, to największy komplement.

Opowiesz nam o swoich planach na najbliższą przyszłość?

Radosław B. Maciąg: Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, jeszcze w tym sezonie wyreżyseruję w Teatrze Studio spektakl na podstawie „Magicznej rany” Doroty Masłowskiej. W Teatrze Wybrzeże dokończymy „Z miłości”, którego premiera została przesunięta z przyczyn od nas niezależnych. Jesień zapowiada się intensywnie. Mam też wstępne plany współpracy z teatrami w Łodzi i Lublinie, ale na razie nie mogę zdradzać szczegółów.

A te literackie?

Radosław B. Maciąg: Dojrzewają we mnie dwa projekty. Pierwszy to sztuka o zakazanej miłości w świecie duchowieństwa. Chciałbym dać głos tym, którzy wciąż nie mają prawa do uczuć. Drugi to praktyczny przewodnik dla aktorów, coś w rodzaju instrukcji „jak obsługiwać Maciąga”, żebyśmy nie musieli miesiącami szukać wspólnego języka. (śmiech)

_

„Tęsknię za domem”

reż. Radosław B. Maciąg

Teatr Powszechny im. Jana Kochanowskiego w Radomiu

Obsada: Izabela Brejtkop, Iwona Pieniążek, Natalia Samojlik, Piotr Kondrat, Filip Łannik, Filip Łannik

Jury 65. Kaliskich Spotkań Teatralnych, Festiwalu Sztuki Aktorskiej w składzie: Magdalena Drab, Łukasz Drewniak, Szymon Kaczmarek i Magda Piekarska, przyznało:

Grand Prix – Nagrodę Indywidualną

Dla Izabeli Brejtkop za rolę Mamy w spektaklu „Tęsknię za domem” w reżyserii Radosława B. Maciąga Teatru Powszechnego im. Jana Kochanowskiego w Radomiu.

oraz

II Nagrodę

Dla Iwony Pieniążek za rolę Babci w spektaklu „Tęsknię za domem” w reżyserii Radosława B. Maciąga Teatru im. Jana Kochanowskiego w Radomiu.

Rozmowa odbyła się 11 maja 2025 roku podczas 65. Kaliskich Spotkań Teatralnych organizowanych przez Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu.

Karolina Czepkiewicz – animatorka kultury, producentka wydarzeń kulturalnych, edukatorka. Absolwentka filologii polskiej o specjalizacji dziennikarstwo oraz PR i kreowanie wizerunku na WP-A UAM w Poznaniu, a także Studium Animatorów Kultury w Kaliszu. Obecnie zajmuje się komunikacją i PR-em oraz prowadzi projekty edukacyjno-artystyczne.

Źródło:

Materiał nadesłany

Sprawdź także