„Proszę słonia!” według Ludwika Jerzego Kerna w reż. Arkadiusza Klucznika w Teatrze Kameralnym w Bydgoszczy, pokaz online. Pisze Anita Nowak.
Tego słonia znają wszyscy. Począwszy od dzieci, poprzez rodziców, po dziadków, którzy na początku lat sześćdziesiątych, kiedy powstała owa wspaniała bajka Ludwika Jerzego Kerna „Proszę słonia”, byli jej pierwszymi czytelnikami; a potem też widzami, słuchaczami, jako że pojawiała się ona w różnego gatunku realizacjach.
Autorem adaptacji, której premierę graną przez aktorów na scenie bydgoskiego MCK-u a prezentowaną szerokiej widowni za pośrednictwem Internetu (kanał YouTube Teatru Kameralnego), jest wybitny polski lalkarz, aktor, reżyser, pedagog, dyrektor Teatru im. Andersena w Lublinie Arkadiusz Klucznik. On też rzecz z wyjątkową perfekcją wyreżyserował.
Spektakl jest bardzo harmonijnie skomponowany. Wątki fabularne, dialogi, poprzedzielane piosenkami ożywiają i tak już oryginalny poprzez groteskowe ruchy aktorów spektakl.
Przy czym choreograficzne układy Urszuli Pietrzak, choć bawią odbiorcę, nie odwracają uwagi od wypowiadanego tekstu. A przy tym znacząco określają charakter postaci. Np. osobliwe zachowania Mamy, w którą wciela się arcy zgrabna Sara Lech nieustanne skacząca przez skakankę czy kręcąca kołem hula hop, także w trakcie rozmów z synem, czym sygnalizuje swój stosunek do dziecka, swoje poglądy na świat, w którym dostrzega tylko powierzchowne wartości. Jej postawa uzasadnia znakomicie ucieczkę chłopca do krainy wyobraźni. Bo rozmowy Pinia z Dominikiem i ich przygody są tylko projekcją marzeń dziecka o prawdziwym przyjacielu.
Idealnie zgrana z światem wyobraźni chłopca jest też scenografia Dariusza Panasa, jakby poskładana z dziecięcych rysunków. Miejsca akcji zmieniająca na zasadzie odwracania kartek w książeczce dla przedszkolaków. Kostiumy i fryzury stylizowane na lata sześćdziesiąte, kiedy to słoń Dominik się narodził. Bardzo istotnym walorem tego przedstawienia są lalki i półmaski; elementy, które za wszelką cenę należy pielęgnować w dziecięcych teatrach. Zwłaszcza dziś.
Wykonywane przez artystów o wyrafinowanych gustach, mogą stanowić alternatywę dla tandetnie kiczowatych postaci z komputerowych gier. Co istotne, dzięki półmaskom dzieci zagłębiają się bardziej w bajkowym świecie, a odsłonięte usta pozwalają na doskonałą słyszalność dialogów. Zresztą ten zespół aktorski, co we współczesnych teatrach nie jest regułą, charakteryzuje się bardzo dobrą dykcją. Bardzo osobliwą, poruszaną przez aktora od wewnątrz lalką jest słoń; Łukasz Przykłocki znakomicie tu radzi sobie nie tylko z animacją tej skomplikowanej machiny, ale i z znakomitym wybrzmiewaniem z jej wnętrza głosu.
Pojawiające się w scenach zbiorowych lalki przejmują emocje swoich animatorów w efekcie czego jeszcze głębiej trafiają do duszy i wyobraźni dziecka. Byłoby super, gdyby zgodnie z marzeniami twórców tego spektaklu, mógł on wkrótce pojawić się na prawdziwej scenie.
To świetnie, że bydgoski Teatr Kameralny, mimo remontu i braku na razie siedziby z prawdziwego zdarzenia, tyle dobrego zdążył już zrobić. Bo 24 października pojawił się na scenie Kameralnej Opery Nova po dwóch dniach zawieszony wskutek zarazy spektakl „Czy ryby śpią” w reżyserii Pawła Szkotaka, a przed nami 26 lutego już kolejna premiera „Bajek dla niegrzecznych dzieci” w reżyserii Justyny Schabowskiej.
Dobrze byłoby równolegle i tę rzecz zarejestrować w wersji online. Nie chcę zapeszać, ale dziś w każdej chwili może znowu trafić się jakaś lockdownowa przerwa. Czego ani artystom, ani dzieciom nie życzę. Bo kontaktu zwłaszcza najmłodszej widowni z żywymi artystami, nie zastąpi żaden ekran.