„Pieśni piekarzy polskich” Mariusza Gołosza w reż. Ewy Galicy i Piotra Polaka z Nowego Teatru w Warszawie na XXIV Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy. Pisze Anita Nowak.
Akcja „Pieśni piekarzy polskich”, dramatu Mariusza Gołosza w reżyserii Ewy Galicy i Piotra Polaka toczy się w stosunkowo, jak na teatr, oryginalnym miejscu. We wnętrzu małej rzemieślniczej piekarni, gdzie powstają wyroby wyjątkowo wysokiej jakości, sprzedawane w wyjątkowo też wysokich cenach. Autor zna to miejsce i panujące tam warunki z autopsji, jako że mimo iż jest artystą, w pewnym okresie życia w jednym z takich miejsc pracował.
Bohaterom dramatu, dwom młodym chłopakom, w których tu wcielają się Jan Sobolewski i Michał Surówka, obiecano, a nawet wpisano do umowy, że podczas nocnej pracy będą mogli słuchać muzyki i rapować. Ale kiedy ich sztuka ściągała pod piekarnię tłumy, zgodę cofnięto. Nie wiadomo czy ten zakaz czy inne szykany spowodowały, że pewnej nocy obaj piekarze zniknęli.
Na pewno ciekawa jest forma przedstawienia. Musical rapowy rozgrywający się na tle ciekawie zaprojektowanego przez scenografa Jędrzeja Hechłacza, a oświetlanego przez Sefę Sagiera wnętrza warsztatu, w którym w oparach pyłu przypominającego rozpyloną mąkę, pracownicy tańcem i śpiewem opowiadają historię swego zawodowego epizodu, początkowo mającego stać się ich całą życiową drogą.
Tekst sztuki jest krytyką kapitalistycznego systemu, w którym właściciele prywatnych zakładów stosują wobec podwładnych wyzysk i traktują ich lekceważąco. Autor z niechęcią odnosi się też do bogatych konsumentów, których stać na drogie produkty spożywcze. Dlaczego? Przez tekst przemawia gorycz i pretensje. Do systemu? Czy do ludzkich charakterów? Na ile uzasadnione?
Niezależnie od idei czy przesłania, ten nader oryginalny spektakl odbiera się z dużą przyjemnością. Porywa zwłaszcza muzyka Borysa Kunkiewicza i gra aktorska.