Bardzo pana Jerzego lubiłem. Był człowiekiem serdecznym, sympatycznym i pomocnym. Poznaliśmy się w 2007 roku, gdy poprosiłem go o wypowiedź o Mariuszu Gorczyńskim. Potem zrobiłem z nim jeszcze jeden wywiad. Pisze Rafał Dajbor.
Jerzy Molga urodził się w Warszawie 8 maja 1933 roku. Karierę aktorską zaczął jeszcze przed studiami, w teatrach lalkowych. Po ukończeniu w 1959 roku warszawskiej PWST pracował w teatrach warszawskich: Ateneum (1959-61), Ludowym (1961-83, od 1975 pod nazwą Teatr Nowy) i Rozmaitości (1986-91). Występował w przedstawieniach reżyserowanych m.in. przez Aleksandra Bardiniego, Jacka Woszczerowicza (grał w sławnym „Ryszardzie III” w Teatrze Ateneum w reżyserii Woszczerowicza z nim w roli tytułowej, które to przedstawienie z 1960 roku stało się kanoniczne dla wszystkich kolejnych Ryszardów III na polskich scenach), Wandę Laskowską, Jerzego Rakowieckiego, Jana Bratkowskiego, Janusza Warneckiego, Jana Kulczyńskiego, Edwarda Dziewońskiego, Mariusza Dmochowskiego. Ostatnią jego premierą był „Szpieg” wg Johna Le Carre wystawiony w spalonym wówczas Teatrze Rozmaitości w reżyserii Jerzego Matałowskiego. Premiera miała miejsce 18 października 1991. Potem Jerzy Molga był już wyłącznie aktorem telewizyjnym, filmowym i radiowym.
Na ekranie zadebiutował w „Kanale” Wajdy, jeszcze jako student PWST. Za swoje największe osiągnięcie filmowe uważał rolę generała Władysława Sikorskiego w filmie Bohdana Poręby „Katastrofa w Gibraltarze” (1983), ale zdawał sobie sprawę, że większość widzów zna go z zupełnie innych ról – pilota wybranego przez porywaczy w odcinku „Bilet do Frankfurtu” (1984) i nieco safandułowatego, ale potrafiącego powiedzieć porucznikowi Jaszczukowi (Jerzy Rogalski), że sprawia wrażenie kretyna kochanka Danki (Tatiana Sosna-Sarno) w odcinku „Zamknąć za sobą drzwi” (1987) serialu „07 zgłoś się”, a także wyjątkowo podłego prokuratora Wieleckiego w filmach Jarosława Żamojdy „Młode wilki” (1995) i „Młode wilki ½” (1997). Pod koniec kariery jego popularność odnowił „Klan”, w którym w latach 2012-2017 wcielał się w cukiernika Orzeszkę.
Gdy wiele lat temu wziąłem udział w teleturnieju „1 z 10”, w którym odpadłem jako ostatni z drugiej rundy, pan Jerzy zadzwonił do mnie zaraz po emisji odcinka (o której zupełnie zresztą zapomniałem). Był bardzo przejęty, twierdził, że mi kibicował i uważał, że to niesprawiedliwe, że nie dostałem marginesu pomyłki przy pytaniu o jakąś datę, bo przy wcześniejszych pytaniach o daty można się było o ileś pomylić. Bardzo mnie tym ujął. Potem nieustannie dzwonił do mnie i… zwracał się do mnie zupełnie innym imieniem, a potem usprawiedliwiał się, że mój numer ma w telefonie po sąsiedzku z innym numerem, a niestety widzi coraz gorzej i cały czas się myli. Ale zawsze ta jego pomyłka była pretekstem do małej pogawędki na zasadzie „co słychać”.
O tym, że traci wzrok wiedziałem nie tylko od niego samego, ale także od znajomych z „Klanu”, słyszałem, że pan Jerzy musiał dostawać scenariusze pisane bardzo dużą czcionką, że z biegiem czasu, walcząc ze swoją starością i postępującą niemocą, bywał nerwowy, czasem nawet obcesowy…
Dożył pięknego wieku, mimo to żegnam go z wielkim smutkiem.