W rocznicę śmierci Jerzego Jurandota przypominamy postać twórcy, który ocalił sens teatru nawet w najmroczniejszych czasach – pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.
Inne aktualności
-
Bydgoszcz. Michał Kmiecik laureatem nagrody dramaturgicznej Aurora
22.11.2025 09:22
- Warszawa. Konkurs kompozytorski im. Feliksa Konopaska – prawykonania nagrodzonych utworów 21.11.2025 20:13
- Warszawa. Pierwszy koncert symfoniczny w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej 21.11.2025 20:10
- Kraków. Kids Rave – wydarzenie taneczne dla dzieci i dorosłych 21.11.2025 17:46
- Kraków. MKiDN: Medale „Gloria Artis” na 80-lecie Polskiego Wydawnictwa Muzycznego 21.11.2025 17:29
- Litwa. Rozpoczął się festiwal Dni Kultury Polskiej w Wilnie 21.11.2025 17:24
- Białystok. Recytatorzy z dziewięciu krajów przyjadą na finał konkursu „Kresy" 21.11.2025 17:22
- Kielce. Wyróżnienia dla budynku Teatru Żeromskiego 21.11.2025 15:55
- Warszawa. „jaśniej!” w Teatrze Guliwer, czyli pierwsza premiera w jubileuszowym sezonie 21.11.2025 15:44
-
Warszawa. Pokaz spektaklu-koncertu „2xHammond”. Otwarta Scena IT
21.11.2025 15:35
-
Bielsko-Biała. W Teatrze Polskim spotkanie autorskie z prof. Andrzejem Linertem
21.11.2025 15:23
-
Warszawa. Program Otwartej Sceny IT w grudniu
21.11.2025 15:22
-
Lublin. Dziesięć ofert w przetargu na przebudowę dawnego Domu Kultury Kolejarza
21.11.2025 14:42
-
Warszawa. Publikacja „Wszystko, co chcesz wiedzieć o dystrybucji spektakli (ale boisz się zapytać)”
21.11.2025 14:41
W polskim teatrze XX wieku nie brakowało wyrazistych osobowości, ale Jerzy Jurandot był kimś więcej niż tylko utalentowanym autorem. Był świadkiem i uczestnikiem historii, której okrucieństwo nie zdusiło jego poczucia humoru ani zamiłowania do sceny. Dziś, w kolejną rocznicę jego śmierci, warto przypomnieć postać, która – choć przez dekady obecna w życiu kulturalnym Polski – zdaje się zbyt rzadko wracać na należne jej miejsce w panteonie teatru.
Urodzony w 1911 roku w Warszawie jako Jerzy Glejgewicht, od najmłodszych lat lawirował między światem nauki a literaturą. Studiował matematykę i chemię, ale prawdziwą jego pasją była satyra – błyskotliwa, cięta, a jednocześnie podszyta empatią i głębokim zrozumieniem ludzkiej natury. Debiutował w wieku 18 lat i bardzo szybko trafił na sceny najmodniejszych teatrzyków literackich Warszawy lat 30. – „Cyrulika Warszawskiego”, „Małego Qui Pro Quo”, „Morskiego Oka”. Współtworzył klimat międzywojennej kabaretowej Warszawy, pełnej elegancji, subtelnego dowcipu i artystycznego fermentu.
Ale historia nie oszczędziła tego subtelnego ironisty. W czasie wojny, wraz z żoną – równie znaną Stefanią Grodzieńską – trafił do warszawskiego getta. Tam, wśród wszechobecnej śmierci i rozpaczliwej codzienności, stworzył jedyny w swoim rodzaju teatr – najpierw Melody Palace, a potem Femina. Teatr w getcie – brzmi jak oksymoron, a jednak był prawdziwy. Dawał uwięzionym namiastkę normalności, przestrzeń dla oddechu, chwilowego zapomnienia. Jurandot, pisząc i wystawiając spektakle w miejscu tak nieludzkim, pokazał czym może być prawdziwa rola sztuki: ocaleniem człowieczeństwa.
Po wojnie, mimo traumy i zgliszcz, wrócił do pisania, tworzenia, budowania. W Lublinie odbudowywał struktury Polskiego Radia, w Łodzi zakładał Teatr „Syrena” – scenę, która wkrótce przeniosła się do Warszawy i do dziś nosi jego ślady. W czasach PRL był aktywny, choć nie zawsze widoczny – bo Jurandot nie pchał się na afisz, nie szukał łatwego poklasku. Jego teksty ukazywały się w „Szpilkach”, trafiały na estrady i sceny, ale ich wartość polegała nie na głośnych tytułach, lecz na precyzji języka, błyskotliwości obserwacji i – co najważniejsze – humanizmie.
Teatr Jurandota był zawsze „blisko człowieka”. Niezależnie, czy pisał scenariusze kabaretowe, czy dialogi filmowe, czy też prowadził instytucje kultury – zawsze był wierny idei teatru jako miejsca dialogu, śmiechu i refleksji. Jego spuścizna literacka i teatralna wciąż czeka na pełne odkrycie – zarówno przez badaczy, jak i przez reżyserów, którzy mogliby sięgnąć po jego teksty i dać im nowe życie na współczesnej scenie.
W czasach, gdy słowo traci na znaczeniu, a ironia coraz częściej staje się bronią, a nie narzędziem analizy – warto wracać do Jurandota. Do jego języka, w którym cięty dowcip sąsiadował z liryzmem. Do jego biografii, która przypomina, że teatr nie zawsze bywa ucieczką od rzeczywistości – czasem staje się jej ostatnią linią obrony.
W rocznicę jego śmierci – pamiętajmy. Bo Jerzy Jurandot to nie tylko przeszłość polskiego teatru. To jego sumienie.