"Imaginary Europe" wg koncepcji i w inscenizacji Olivera Frljicia, koprodukcja Schauspiel Stuttgart, Nowego Teatru oraz Zagreb Youth Theatre na Festiwali Nowa Europa. Zbliżenia w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Czytam, że ten spektakl to „pytania o Europę”, czyli – w domyśle – o jej obecny nienajlepszy stan.
Mimo wszystko, tzn. mimo pewnego takiego radykalizmu reżysera, odniosłem daleko idące wrażenie, że odwrotnie, że to rzecz o tym, że Europa to właśnie najlepsze, co nas spotkało, że Europa to ludzie, a nie – ideologia (sic), że to piękna (mimo wszystko) opowieść o wolności, równości i braterstwie, bez cudzysłowu, choć znaczenie owych idei bywa zmieniane w sposób, który może się nie podobać. Że Europa wreszcie – to chorwacki aktor grający w Niemczech i w Polsce, którego młodszy brat pracuje w Brukseli (fantastyczny Adrian Pezdirc, wzbudził entuzjazm widowni swoją improwizowaną rodzinną opowieścią podczas antraktu, którego zresztą nie jakby było. Antraktu, nie entuzjazmu).
Owszem, dojmująca scena z dwojgiem polskich i z rosyjską aktorką pokazuje, że eurosielanki i pełnego zrozumienia wszystkich narodów kontynentu prędko nie będzie, pewnie nigdy, ale z drugiej strony – właśnie dzięki Europie, jej idei, którą śmiesznie łatwo skrytykować i spostponować – nie mieliśmy od ponad pół wieku wojny, niełatwo się doszukać takich chwil w historii naszego kontynentu. To już dopisek mój, nie Frljicia. No jakieś to euroentuzjastyczne wyszło, za co ew. przepraszam.
Spektakl znakomity i nawet nie aż tak bardzo bluźnierczy, scena z dezodorantem (skonsternowana publiczność na tę chwilę nabrała powietrza w płuca) wydała mi się całkiem zabawna.
A najlepszym momentem tego przedstawienia była opowieść aktorów o ich życiu i świecie, w którym żyją, opowieść przechodząca jedna w drugą, przeplatająca się, jakby była nie kilkoma - a jedną, tak poruszającą w swojej zwykłości, jakby była opowiedziana, nie zagrana.
Zresztą, może i była.