EN

17.03.2022, 15:56 Wersja do druku

Grzechy powszednie

„Kar nawał" w reż. Wery Makowskx i Mai Luxenberg w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Sławomir Szczurek  z Nowej Siły Krytycznej.

fot. Ha-Wa / mat teatru

Najnowsza premiera Teatru Nowego w Łodzi niczym w soczewce skupia wszystkie zaniechania, jakich może się dopuścić młody twórca. To swoistego rodzaju dekalog największych grzechów inicjacyjnych pokolenia wchodzącego w zawód.

Nuda niezależna jest od wieku i doświadczenia artysty. Dotyka wszystkich bez wyjątku. Tych znanych i tych początkujących, z którymi mamy do czynienia w spektaklu „Kar nawał”. Zrealizowano go w ramach projektu „Nowy i młodzi” pod kuratelą Remigiusza Brzyka. Jak najbardziej szczytny pomysł dyrektor Doroty Ignatjew polega na zapraszaniu do Teatru Nowego studentów krakowskich akademii – Sztuk Teatralnych oraz Sztuk Pięknych.

fot. Ha-Wa / mat teatru

Ta teatralna próba rozliczenia z rodzinnymi relacjami, hulaszczym trybem życia, czymś co zamknąć można w banalnym i enigmatycznym „carpe diem”, przeprowadzana przy dźwiękach transowej muzyki elektronicznej – próba, która zupełnie nie wciąga. Nie prowokuje do żadnej z oczekiwanych reakcji: nikt z widzów nie wydaje krzyku, próżno szukać spokoju na twarzach, czy dostrzec zszokowanie.

Plac zabaw, na który zapraszają nas twórcy ma mocno ograniczony zestaw zabawek. I powiedzieć sobie trzeba od razu, iż to zabawki przez wszystkich doskonale poznane. Wybawione zabawki. Takie, którymi nikt nie chce się już bawić. Nie robią nam one dobrego życia. Nie przybliżają do odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie chce się żyć. Sami mamy sobie odpowiedzieć, o co nam w życiu chodzi.

Uruchomiony korowód banałów pozbawiony wsparcia choreograficznego (Katarzyna Gorczyca) posuwa nas od stwierdzeń „każdy z nas czegoś szuka”, „przestań filozofować, zacznij żyć”, „każdy uczy się na błędach”, przez „baw się”, „po co tyle pesymizmu”, kończąc swój żywot na katastroficznym „dostałem tylko jeden czas”. Tu dochodzimy do sedna problemu, który twórcy sami na siebie ściągnęli. Z jednej strony pobrzmiewają w ich realizacji chęci by była ona górnolotną, z drugiej zaś przepełniają ją niezwykłą dosłownością. Ukryć należało te trywialne zapędy pod choćby jakąkolwiek metaforą.

Teatralny kolektyw Maja Lexenberg i Wera Makowskx zwraca uwagę na fakt, iż jedyne co mamy, to „żeby mówić” samemu, ale rozmowę sprowadzają do wymiany nic nieznaczących zwrotów. Nie da się uczestniczyć w wymianie zdań córki z matką, gdy na pytanie „Jak ma wyglądać twoja stypa?”, słyszymy odpowiedź: „nie siedź na podłodze, bo wilka dostaniesz”.
Z całą pewnością jednak nie można stwierdzić jednoznacznie, że reżyserki nie miały nic do przekazania. Pretekstem dla „Kar nawału” miały stać się doświadczone zakazy, to co utracone bezpowrotnie wraz z dzieciństwem, ukazanie cienkiej granicy, jaka dzieli biorącego udział w zabawie od stania się przestępcą, gdy wychodzi poza ustalone ramy. To próba nawoływania do tego, byśmy przestali myśleć o tym, co nam wolno, a zaczęli skupiać się na tym, czego nam trzeba.

fot. Ha-Wa / mat teatru

Idee były słuszne, zabrakło środków i umiejętności, by je ocalić na scenie. Uwalnianie się od granic, bełkotanie o staniu się energią i rozpływaniu się, pobrzmiewa niczym źle uprawiane sesje coachingowe. Zwyciężyła również pokusa zrobienia przedstawienia o wszystkim. Zbyt dużo nawiązań do aktualnej sytuacji i wyciągania palących tematów, zbyt one proste: zamarzający ludzie przy granicy z Białorusią, bomby atomowe, zakaz zgromadzeń, używanie stygmatyzujących końcówek męsko-żeńskich i tym podobne.  

Znaczenia nadane zostały i skryte tam, gdzie nie powinny. Źle je ulokowano i nie tej materii dotknęły. Skupiono się bardziej na oprawie – wizualności i muzyczności. Reżyser to nie reżyser, dramaturg to nie dramaturg, a wszystko zlewa się w objaśniany na pdf-owych prezentacjach „duet twórczy”. Chwalebne i godne podziwu zaznaczanie, iż kostiumy (autorstwa również ukrytego pod nazwą House of Weirdessness twórcy) stworzone w zgodzie z filozofią „zero waste”, więcej mają z filozofii właśnie niż realnie służą spektaklowi. Powzięta zasada im dziwniej, tym lepiej zupełnie nie chwyciła na małej scenie. Co więcej, wprowadzają znaczący dysonans poznawczy, przywołują na myśl karnawałowe bale jakich uczestnikami byliśmy w wieku przedszkolnym (gdy przychodzisz ucharakteryzowany na drzewo, księżniczkę czy motylka, a i tak pada pytanie „za kogo jesteś przebrany?”). To element, który nie wnosi zupełnie nic. Podniosą się głosy sprzeciwu, iż wnosić nic nie muszą. Nieprawda! Wszystko w teatrze winno być używane celowo. Kostiumy: Śmierci, Nadziei, Wiary i Miłości to modowe paskudztwa. To nie przeniesione jeden do jednego wytwory współczesnej popkultury, to zbiór znalezionych w magazynach skrawków, z których próbuje nas się zapewnić o artystycznym zamyśle, znów nadać mu znaczenie, a jego nie ma. Nie da się patrzeć na outfit, w który przyobleczona została Miłość ani tym bardziej na obuwie Wiary i Nadziei. Posiadanie estetycznego zmysłu i umiejętne budzenie estetycznych doznań wpisane jest w sens teatru, jak i podstawowe zadanie jego twórców.

Prawdziwe nieszczęście przychodzi jednak wtedy, gdy padają niespodziewanie słowa, które mogą obrócić się przeciw spektaklowi. Myślisz, że przedstawienie dobiega do końca, a tymczasem trwa jeszcze pół godziny i można umrzeć z nudów. Lub gdy słyszysz piosenkę Króla, której słowa odzwierciedlają najbardziej palące potrzeby publiczności: „chcemy tylko do domu”.

Nie można, nomen omen, całej Nadziei pokładać w Paulinie Walendziak, w tym, że zagra, zaśpiewa i zaczaruje pewnego rodzaju „odklejeniem”. Mimo iż to potrafi i to zrobiła. Nie da się także wszystkiego przykryć muzyką. Słychać aktorów, którzy śpiewać nie powinni a już z pewnością nie po angielsku. Dalej oglądamy choreografię pełną dziwnych, pozowanych, przydługo trwających ruchów. Próbowano nas też uraczyć przebojem „Niech żyje bal”. Szczęście wszystko to grzechy powszednie, nie śmiertelne.

Maja Lexenberg i Wera Makowskx
„Kar nawał”
Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi, Mała Scena, premiera: 11 marca 2022
występują: Jolanta Jackowska, Halszka Lehman, Paulina Walendziak, Damian Sosnowski

Sławomir Szczurek – filolog polski, absolwent Laboratorium Pedagogiki Teatru, od 2016 roku związany z Nową Siłą Krytyczną.

Źródło:

Materiał własny