EN

13.03.2023, 11:58 Wersja do druku

„Germinal" na Teletubisiową nutę

„Germinal" Emila Zoli w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Magdalena Mikrut-Majeranek w portalu Teatrologia.info.

fot. Przemysław Jendroska/mat. teatru

Barwne emotikonki, zdeformowane ręko-kurczaki zwisające ze sztankietu, scenografia rodem z gry komputerowej i futurystyczne stroje – Germinal Émile’a Zoli w wykonaniu Teatru Śląskiego to spektakl, który na długo pozostanie w pamięci widza – z wielu powodów. Niekonwencjonalne podejście adaptatora i reżysera do dziewiętnastowiecznej powieści może budzić konsternację, a nawet szokować. Przewrotny spektakl należy postrzegać w kategorii zabawy formą. Jednak pod teletubisiowo-kampową estetyką ukryto krytykę kapitalizmu (współczesny kapitalizm nierówny jest jednak temu z czasów rewolucji przemysłowej), dawnego etosu pracy i emocjonalnego ekshibicjonizmu.

Adaptacją i reżyserią zajął się Krzysztof Garbaczewski, który już wcześniej współpracował z katowicką sceną. Jego pierwsze zawodowe spotkanie z Teatrem Śląskim miało miejsce w 2020 roku, kiedy razem z kolektywem Dream Adoption Society zrealizował Black – medytację teatralną w wirtualnej przestrzeni. Wielokrotny laureat Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Boska Komedia oraz zdobywca Paszportu „Polityki” po trzech latach powrócił do Katowic, aby stworzyć spektakl znacznie większego kalibru.

Scenografia nawiązująca do grafiki z gier komputerowych to dzieło Aleksandry Wasilkowskiej, a za futurystyczne kostiumy górników i szykowne stroje burżuazji wzorowane na renesansowych (choć przerysowane – szczególnie jeśli chodzi o przeskalowane berety) odpowiada Sławek Blaszewski. Wyjątkowo wymowny jest strój Bonnemorta (Antoni Gryzik), którego atrybutem jest olbrzymi łańcuch, przypominający o uwiązaniu, bowiem górnik ten spędził w kopalni 50 lat, czyli niemal całe swoje życie. Bohaterowie reprezentujący klasę robotniczą, górników, ubrani są w srebrzyste, różowe i żółte kombinezony, które deformują ciała. Ich ubrania tu i ówdzie wypełniają pianki, sprawiające, że kształty ludzkie zostały zdeformowane. Zniekształcenie obecne jest także w warstwie muzycznej, za którą odpowiada Jakub Janicki. Muzyka także została zdeformowana, dzięki czemu wpisuje się w klimat karykaturalnego świata. Całości dopełnia wideo i reżyseria świateł Szymona Kluza, który maluje światłem cukierkowy, fałszywy świat pełen ułudy.

Germinal Zoli z katowickim Germinalem ma niewiele wspólnego. Kanwą spektaklu była powieść głównego przedstawiciela naturalizmu, aczkolwiek zbudowano na niej konstrukcję utrzymaną w estetyce kampu i będącą efektem zmaterializowania barwnej wyobraźni twórców. Dziewiętnastowieczny tekst został uzupełniony współczesnymi wstawkami („do mnie pite”?) i odniesieniami do współczesności (otruta Odra, wizualizacje ukazujące wykonane z Lego fast foody obrazujące makdonaldyzację społeczeństwa), o której opowiada głos z offu, a całość zyskała futurystyczny anturaż. Wykorzystano też takie teksty kultury, jak Społeczeństwo spektaklu Guy’a Deborda, Po piśmie Jacka Dukaja czy artykuły Edwina Bendyka, zajmującego się nowymi technologiami i wpływem techniki na życie społeczne.

fot. Przemysław Jendroska/mat. teatru

Garbaczewski lubi eksperymentować z technologiami i wirtualną rzeczywistością, stąd też w przedstawieniu mnogość ekranów i wizualizacje. W efekcie otrzymano fantasmagoryczny spektakl, którego humanoidalni bohaterowie – przypominający serialowe Teletubisie – wrzuceni zostali w kapitalistyczny świat spod znaku emotikonów. To zaprzeczenie naturalizmu, zabawa i gra z konwencją. O ile naturalistyczne powieści cechowała skrajnie mimetyczna estetyka, a treść skupiona na tematyce społecznej była wiernym, niemalże fotograficznym zapisem rzeczywistości, o tyle w katowickim Germinalu to fikcja ma prymat. Świat przedstawiony stanowi efekt twórczego namysłu. To czysta abstrakcja nawiązująca do gry komputerowej. Kopalnia przypomina rzeźnię, lecz zamiast zwierzęcych tusz z haków zwisają zdeformowane dłonie z barwnymi paznokciami, wyglądające jak gumowe kurczaki, którymi bawią się psi pupile. Wszechobecne emotki mogą odsyłać do masowo publikowanych ostatnio tekstów o wchodzącym na rynek pracy pokoleniu Z, którego dużym problemem są właśnie emocje – tak ważne i tak marginalizowane zarazem.

Akcja powieści rozgrywa się w latach 1866-67 w kopalni Le Voreux, a sceniczna? Wydarzenia odtwarzane na scenie wydają się toczyć w zupełnie innej rzeczywistości. Świadczy o tym zarówno futurystyczna scenografia, kostiumy, jak i wstawki, którymi uzupełniono tekst Zoli. Już po kilku sekundach prezentacji spektaklu okazuje się, że powieść francuskiego pisarza stanowi jedynie pretekst do snucia opowieści o współczesności. Celem adaptatora i reżysera nie było wierne odtworzenie na katowickiej scenie realiów opisywanych w powieści. Realizacja nie ma też nic wspólnego z naturalistycznym ukazywaniem świata przedstawionego, puszcza bowiem wodze fantazji, malując fantasmagoryczny świat. Dla Garbaczewskiego kluczowa jest problematyka. O ile Zola portretował dziewiętnastowieczne społeczeństwo zamieszkujące francuskie Anzin i opisywał stosunki społeczne epoki II Cesarstwa, o tyle Garbaczewski mówi o sprawach nam bliskich, przedstawiając ludzi sobie współczesnych zanurzonych w wirtualnym świecie. W swojej adaptacji pokazuje, że choć mijają lata, a nawet wieki, położenie europejskiego społeczeństwa wciąż nie jest zadowalające, a ludzie są jedynie trybikami w kapitalistycznej maszynie wyzysku. Postaciami z kapitalistycznej gry. Pokazano to w scenie, w której przedstawiciele burżuazji bawią się Lego, jakby mieli rozstawiać ludzi na szachownicy życia. Koło czasu się obraca, ale stosunki społeczne niewiele się zmieniły, a w XXI wieku mamy do czynienia z apogeum kapitalizmu.

Bohaterowie Zoli wydobywają węgiel w kopalni Le Voreux w Montsou. Tymczasem Garbaczewski nawiązuje do technologicznego drenażu i wydobywania danych (wykresy i rozmaite obliczenia wyświetlane są na dekoracjach wykonanych z pleksi), niemal ekshibicjonistycznego obnażania swojej prywatności poprzez ciągłe raportowanie towarzyszących nam emocji i wystawiania własnego ciała na sprzedaż na targowisku próżności w zamian za lajki i reakcje. To emocje są dla reżysera współczesnym węglem. Wirtualny ekshibicjonizm i voyeryzm osiąga dziś szczyt. Buntownikiem, który dostrzega sedno problemu, jest młody Stefan. Przybysz niedługo po podjęciu pracy w Le Voreux, zaczyna stawiać opór, wyrażając swoją niezgodę na wyzysk i prowadząc górników do buntu. Germinal Garbaczewskiego to kiełkujący bunt – wirus, który rozprzestrzenia się w społeczeństwie dojrzewającym do zmiany. Finałowy stand-up Stefana, który jako jedyny przeżył katastrofę w kopalni, nie daje jednak nadziei na to, że pat uda się rozwiązać.

fot. Przemysław Jendroska/mat. teatru

Katowicki Germinal to ponowoczesny spektakl i nie sposób z tym dyskutować. Jednakże jego analiza budzi wiele pytań. Dlaczego jedna z bohaterek, Katarzyna (w tej roli świetna Nina Zakharova), w jednej scenie mówi po ukraińsku, a w innej po polsku? Rozwiązanie wydaje się proste, aczkolwiek nieprzekonujące. W spektakle prezentowane na katowickiej scenie wpisano też dwugłos polsko-śląski. Postacie z przedstawień granych na scenie Teatru Śląskiego mówią zarówno językiem polskim, jak i po śląsku, bowiem instytucja ta jest mocno zaangażowana w podtrzymywanie odrębności górnośląskiej kultury. Coraz częściej w przedstawieniach obecny jest także język ukraiński. Jest to przejaw obecnej sytuacji geopolitycznej związanej z agresją Rosji i odpowiedź na obecność ukraińskich uchodźców w Katowicach. Tak jest i w tym spektaklu. O ile w Zanurzeniu w reżyserii Marcina Wierzchowskiego, które miało swoją premierę dwa dni wcześniej, to wynika z fabuły, o tyle w Germinalu zabieg ten wygląda sztucznie i jest niepotrzebny. Konsternację budzi też przerywnik, który sygnalizuje zmianę miejsca akcji. Pojawiający się na ekranie napis „Czarny Hajer”, któremu towarzyszy specyficzna muzyka, zapowiada kolejne sceny. Przypomina reklamowy dżingiel. Tę francusko-polsko-ukraińską mieszankę doprawiono jeszcze śląskim. I na koniec pytanie fundamentalne: w spektaklu co prawda mamy kopalnię i górników – często poruszany temat na katowickiej scenie, ale Garbaczewski zmienił w Germinalu wszystko, co się dało. Dlaczego zatem zdecydował się sięgnąć akurat po powieść Zoli, zamiast stworzyć autorski scenariusz?

Najnowsza premiera Teatru Śląskiego zaskakuje, jednakże widzowie, którzy znają twórczość Krzysztofa Garbaczewskiego, nie mogli się spodziewać wiernej adaptacji dziewiętnastowiecznej prozy. Jedno jest pewne – takiej wersji Germinala jeszcze nie widziano. Czy jednak odniesie frekwencyjny sukces?

Tytuł oryginalny

„GERMINAL” NA TELETUBISIOWĄ NUTĘ

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Magdalena Mikrut-Majeranek

Data publikacji oryginału:

09.03.2023