„Antoniusz i Kleopatra" w reż. Tiago Rodriguesa z Teatro Nacional D. Maria II w Portugalii i „Król Lear" Anny Augustynowicz, koprodukcja Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy i Teatru im. Kochanowskiego z Opola na XXV Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku.
Spektakle Rodriguesa i Augustynowicz na Festiwalu Szekspirowskim łączy pokazywanie polityki prywatnie.
„Antoniusza i Kleopatrę" z Teatro Nacional D. Maria II w reżyserii portugalskiego giganta europejskiego teatru wybrał do programu tegorocznej, 25. edycji Festiwalu Szekspirowskiego jeszcze jego pomysłodawca i budowniczy Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego, profesor Jerzy Limon – zmarły wiosną w wyniku komplikacji covidowych.
Wybór stanowi kolejny dowód artystycznej intuicji wybitnego szekspirologa, ponieważ na początku lipca ogłoszono, że Rodrigues obejmuje dyrekcję Festiwalu Awiniońskiego, najbardziej prestiżowej imprezy teatralnej na kontynencie.
SOUNDTRACK KOCHANKÓW
„Antoniusz i Kleopatra" znany jest jako najdłuższa tragedia Szekspira, stanowiąca część kronik rzymskich, które wróciły do łask reżyserów. Pokazują bowiem burzliwą historię rzymskiej demokracji, zduszoną przez aspiracje cezarów. Rzecz dzisiaj niezwykle pouczająca.
W popkulturze XX wieku romans egipskiej królowej i rzymskiego generała zaistniał, oczywiście, dzięki filmowi „Kleopatra" Josepha Mankiewicza z 1963 r. z udziałem legendarnej hollywoodzkiej pary Elisabeth Taylor oraz Richarda Burtona.
Do tragedii antycznych bohaterów dodali swoje miłosne turbulencje, a dla Rodriguesa był to być może jeden z powodów, który sprawił, że spojrzał na relacje osób ze świecznika władzy nie w kontekście powikłanych stosunków politycznych, ale rozgrywki między kochankami. Na pierwszym planie jest prywatność, a nie geopolityka czy racja stanu.
Dla nas to niezwykle ciekawe ujęcie, ponieważ po okresie, gdy globalna gra była postrzegana przez pryzmat interesów mocarstw i ich satelitów, teraz, w dobie mediów społecznościowych – zwłaszcza prezydentury Donalda Trumpa, ale także wraz z rosnącą rolą takich postaci, jak Putin, Orbán czy też Jarosław Kaczyński z jego osobistym bagażem doświadczeń – polityczny świat to szachownica, na której państwa i społeczeństwa są pionkami w rękach ludzi roznamiętnionych własną rozgrywką bądź sentymentami. Tak jakby demokracja ulegała prywatyzacji polityki – podobnie jak w antycznym Rzymie.
Oczywiście, przykład Antoniusza i Kleopatry jest szczególny, bo z polityką łączy się miłość i erotyka, a to gra szczególnie ciekawa dla teatru. Pewnie dlatego portugalski reżyser radykalnie odrzucił rzymski monumentalizm, towarzyszące mu ornamenty i tłumy, skupiając się na granej fenomenalnie przez Sofie Dias i Vítora Roriza dwójce tytułowych postaci.
Ich sceną było Cesarstwo Rzymskie, ale liczyli się dla siebie tylko oni. Reszta, w tym cezar Oktawiusz – co z tego, że w hierarchii ważniejszy – była wobec miłości drugoplanowa. Antoniusz i Kleopatra byli w siebie tak zapatrzeni, że – zgodnie z maksymą opisującego ich Plutarcha – widzieli świat wyłącznie przez pryzmat ukochanej osoby. Reszta to, używając filmowej terminologii, soundtrack.
W minimalistycznej scenografii portugalskiego spektaklu motywem eksponowanym na proscenium jest zresztą winylowa płyta właśnie z soundtrackiem Alexa Northa do filmu „Kleopatra". Tytułowi bohaterowie w przerwach słownych potyczek słuchają muzyki z gramofonu, któremu towarzyszy zestaw dwóch kolumn: nie antycznych jednak, lecz głośnikowych. Tło sceny wypełnia zaś płachta na stelażu, przypominająca nasączony zniewalającymi woniami żagiel okrętu Kleopatry, którym przypłynęła półnaga do Tarsu, gdzie Antoniusz zakochał się w egipskiej królowej od pierwszego wejrzenia.
Kolejnym frapującym zabiegiem Rodriguesa jest to, że intensywność emocji głównych bohaterów wydobył, zapraszając do gry Sofię Dias i Vítora Roriza, którzy nie są aktorami, tylko choreografami i tancerzami. Grają, jakby animowali swoje postaci niczym w teatrze lalkowym, a ich język ciała przemawia z taką samą siłą, co słowa. Te zaś zostały wydestylowane z tekstów m.in. Szekspira i Plutarcha. Podmiotowość kochanków uwypukla każde zdanie, zaczynające się w zależności od tego, kto je wypowiada od imienia „Antoniusz" bądź „Kleopatra". Temperatura emocji, podkreślana powtórzeniami fraz i motywów, przypomina dramaty Iwana Wyrypajewa.
MIŁOSNA EMPATIA
Taki efekt z jednej strony przełamuje sztuczność iluzji, na co pracują także nieformalne kostiumy, czyli T-shirty i dżinsy, z drugiej zaś wymaga od wykonawców totalnej energii, która elektryzuje widzów.
Każdy najmniejszy gest bohaterów opisany jest tak, jakby był przełomowym wydarzeniem w historii, zaś utożsamienie się z ukochaną osobą tak ostateczne, że Antoniuszowi i Kleopatrze zdarza się mylić, kim w rzeczywistości są. Stają się jednością w balecie zaplatających się rąk i ciał.
Wielka polityka gra rolę, ale staje się synonimem niewierności. Antoniusz powraca do Rzymu, gdzie po śmierci zdradzonej żony Flawii żeni się z siostrą cezara Oktawią. Taktycznie, jednak z perspektywy właśnie tej niewierności, przedstawiona jest wojna między cezarem a Antoniuszem. Powrócił do Egiptu, do Kleopatry, ale ugodzona zdradą królowa nie może puścić tego płazem. Mści się, wycofując swoją flotyllę z pola walki. Doprowadza do klęski Antoniusza, co kończy się katastrofą obojga.
Dla Rodriguesa ważniejsze jest coś innego: śmierć kochanków poprzedza wyjątkowa scena, gdy dwójka aktorów podaje niezwykle skomplikowany tekst, oparty na dźwiękonaśladowczych improwizacjach – w totalnym porozumieniu i empatii. Mówią jednym głosem, a kilkuminutowa sekwencja pełna jest szczęścia, śmiechu i spełnienia. Reszta się nie liczy.
„Król Lear" Anny Augustynowicz, koprodukcja Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy i Teatru im. Kochanowskiego z Opola, to oratorium na męskie obsesje głównego bohatera – granego gościnnie przez Mirosława Zbrojewicza – i kilkunastu aktorek. W wyobraźni starzejącego się patriarchy mają one grać rolę posłusznych wykonawczyń męskich rozkazów. A jednak wymykają się spod kontroli, jak w gombrowiczowskim „Ślubie", który Augustynowicz zrealizowała wcześniej.
Teraz wyreżyserowała spektakl o napięciu, jakie rodzi się pomiędzy feministyczną emancypacją a walką o nową hierarchię. Pewne jest jedno: męski świat nie będzie już taki jak kiedyś, a co z tego wyniknie – zobaczymy w najbliższej przyszłości. Kleopatr na pewno będzie coraz więcej.