„Wicked” wg powieści Gregory’ego Maguire’a w reż. Wojciecha Kępczyńskiego w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.
Teatr Muzyczny Roma po raz kolejny podejmuje się realizacji musicalu z Broadwayu, a tym razem efekt zdecydowanie przekracza oczekiwania. „Wicked”, reżyserowany przez Wojciecha Kępczyńskiego, to nie tylko opowieść o czarownicach z krainy Oz, lecz przede wszystkim złożona historia o tym, jak społeczeństwo tworzy potwory z tych, którzy są inni. W dobie medialnego szumu i uproszczonych narracji spektakl staje się niepokojąco aktualny. Co więcej, polska wersja produkcji ma charakter wysoce autorski i trafia w wrażliwość współczesnego widza.
Historia Elfaby i Glindy – dwóch zupełnie różnych dziewczyn, które los zmusza do wspólnego dorastania – okazuje się być historią nas wszystkich. Elfaba – inna, zielona, utalentowana, ale społecznie nieakceptowana – zmaga się z odrzuceniem i pogardą. Natalia Krakowiak w tej roli jest imponująca: wokalnie mocna, dramatyczna, emocjonalnie precyzyjna. Glinda, grana przez Agnieszkę Przekupień, wnosi powiew komediowego wdzięku, ale również wewnętrzne pęknięcie – to nie tylko szkolna gwiazda, lecz dziewczyna rozdarta między wygodą konformizmu a lojalnością wobec przyjaciółki. Między nimi rodzi się skomplikowana, szczera i nieoczywista relacja, która w pełni oddaje doświadczenia wielu z nas.
Jednym z najmocniejszych punktów inscenizacji jest scenografia Mariusza Napierały. Przestrzeń sceniczna jest dynamiczna, symbolicznie kadrowana przez ruchome migawki aparatu, jakby każda scena była częścią medialnego przekazu. Zamiast baśniowej dekoracji – monumentalne głazy osadzone w ścianach, które dosłownie niosą ciężar społecznego osądu. To nie tylko ilustracja fabuły, ale pełnoprawny komentarz: rzeczywistość Oz przypomina nasz świat bardziej, niż chcielibyśmy przyznać. Obrazy te skłaniają do refleksji nad tym, jak szybko osądzamy, zanim w pełni zrozumiemy sytuację.
Muzycznie spektakl prezentuje się solidnie, choć nie wszystkie momenty mają jednakową siłę oddziaływania, co może wynikać z pewnych niedoskonałości akustycznych. Największe przeboje, takie jak „Defying Gravity” czy „No Good Deed”, robią wrażenie zarówno wokalnie, jak i dramaturgicznie. Inne utwory pełnią raczej funkcję narracyjną – są poprawne, ale nie pozostają w pamięci na długo. Orkiestra pod batutą Jakuba Lubowicza gra precyzyjnie i z wyczuciem, starając się wydobyć z partytury maksymalną paletę barw. Choreografia Agnieszki Brańskiej, choć oszczędna, pozostaje spójna z opowieścią – nie epatuje widowiskowością, ale zgrabnie wspiera narrację, budując rytm poszczególnych scen.
„Wicked” w Romie to musical z tezą – i to w najlepszym sensie tego słowa. Pyta, co robimy z tymi, którzy nie pasują do naszej wizji świata. Pokazuje, jak łatwo zmanipulować tłum i jak trudno wybrać prawdę. To nie bajka dla dzieci, choć te również mogą spektakl obejrzeć. To przedstawienie dla tych, którzy wiedzą, że świat nie dzieli się na wszystko, co czarne i białe. Bo czarownica bywa zielona, a dobro nie zawsze nosi koronę. Spektakl łączy rozrywkę z głęboką refleksją, a Roma po raz kolejny udowadnia, że musical może być sztuką zaangażowaną – i potrzebną.