„Czarodziejski flet” Wolfganga Amadeusza Mozarta w reż. Natalii Babińskiej w Operze na Zamku w Szczecinie. Pisze Adam Czopek na stronie Magazyn Operowy Adama Czopka.
Realizacja tej popularnej opery Mozarta jest zawsze sprawdzianem sprawności warsztatowej nie tylko zespołów artystycznych ale przede wszystkim reżysera, który musi się zdecydować czy chce pokazać to wspaniałe dzieło jako bajkową opowieść o miłości, czy pełen filozoficznych refleksji i symboli moralitet. Natalia Babińska poszła jeszcze inną drogą skupiając się na władzy i jej aspektach. Osiągnęła swój cel przesuwając akcenty w libretcie, co pozwoliło jej stworzyć opowieść o władzy, która deprawuje, nie zapominając przy tym o baśniowych, nieco naiwnych, wątkach libretta, gdzie baśniowa fantastyka przenika mroczną makabreskę, a liryka łączy się z humorem. Pozostając przy tym co od dawna wiadomo, że ta opera to obraz ciągłej walki dobra ze złem. Dobro symbolizuje tutaj świątynia mądrości – królestwo Sarastra. Zło to demoniczny i tajemniczy świat Królowej Nocy, która przy pomocy Paminy chce odzyskać utraconą władzę.
Przyznaję trochę mnie zmroziły zapowiedzi Natalii Babińskiej, że w realizowanym przez nią Czarodziejskim flecie W. A. Mozarta w Operze na Zamku, zamierza się skupić na kwestii władzy. Z tej wypowiedzi wynikało, że reszta ma być tłem, oby w miarę atrakcyjnym – pomyślałem. Na szczęście rzeczywistość okazała się jednak do pełnego akceptowania! Przedstawienie ma właściwy klimat, jest zborne dramaturgicznie, a relacje między bohaterami jasno określone. W tej sytuacji cytaty o władzy – „Żeby sprawować władzę, trzeba mieć w sobie coś z potwora”. Albo: „Celem władzy jest władza”. „Co niestety oznacza, że z reguły ci, którzy tę władzę sprawują, są często osobami, które najmniej się do tego nadają.” wyświetlane na ekranie mają pełne uzasadnienie. Warto przy okazji wspomnieć o interesującej plastycznie scenografii i pełnych fantazji kostiumach Aleksandry Reda, mocno wspierających działania reżysera. Opera była śpiewana w języku oryginału, czyli po niemiecku, ale mówione dialogi po polsku, z czym większości miała niemałe kłopoty – dykcja. Tekst był mówiony tak, że w połowie był słabo słyszalny.
Z całej obsady najlepsze wrażenie pozostawili panowie: obdarzony pięknym w barwie głosem barytonowym Jędrzej Suska jako urwisowaty, budzący sympatię, Papageno i Pavlo Tolstoy zagubiony Tamino, obaj stylowi w śpiewie i frazie. W partii Sarastra dzielnie dotrzymywał im kroku Karol Skwara dysponujący dobrze brzmiącym, w każdym rejestrze, basem. Dobrą, stylowo śpiewaną Paminą, okazała się dziewczęca Julia Pliś, to samo można napisać Maji Melchinkiewicz w partii urokliwej Papageny. O występie Joanny Sojka można powiedzieć, że nie da się zaśpiewać partii Królowej Nocy samą koloraturą, choćby była najpiękniejsza. Tutaj równie ważne jest brzmienie środkowego rejestru oraz dynamika i ekspresja, a tego właśnie najbardziej w tej kreacji najbardziej brakowało. Aktorsko pani też nie potrafiła sobie poradzić z budowaniem wiarygodniej, demonicznej, ciskającej gromy, królowej. No cóż od dawna panuje słuszne przekonanie, że Królowa Nocy to jedna z niewielu u Mozarta partii o specjalnych wymaganiach. Interesujące kreacje stworzyły w partiach trzech Dam: Aleksandra Bałachowska-Jagusz (I), Julita Jabłonowska (II) i Anna Kopytko (III) oraz Paweł Wolski w roli Monostatosa, doby głos wyraziste aktorstwo.
Muzyka Mozarta pod batutą Kuby Wnuka miała właściwy puls, brzmiała lekko i przejrzyście, ujmując prostotą i elegancją. Dyrygent dobrze panuje nad nastrojem, jednak w kilku miejscach przydałaby się większa dynamika i bardziej wyraziste tempa oraz precyzja.