„Czarny Papież” wg scen. Gabriela Michalika i Michała Walczaka w reż. Michała Walczaka w Teatrze Rampa w Warszawie (koprodukcja z Teatrem Łaźnia Nowa w Krakowie). Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Dziś trochę schizofreniczna sytuacja – będę dość dobrze pisać o spektaklu, do którego mam uwag niemało…
Najpierw plusy - mamy fantastycznego Andrzeja Konopkę, który przez prawie dwie godziny mocno trzyma widownię za twarz i robią z nią (widownią, nie twarzą) co tylko chce, cóż, mamy wszak do czynienia z Kaszpirowskim, który miał zdolność wprowadzania widzów w trans, zresztą – proszę się nie śmiać, ongiś półgodzinny seans z odbiornikiem pomógł mi na nieznośną migrenę. Mamy więc wyprawę w czasie do lat 90-tych, które były co prawda nieco pastewne w swojej estetyce, ale piszący te słowa był o 30 lat młodszy, więc siłą rzeczy ten paździerz wspomina ciepło. Ogólnie - jest ogólnie dużo dziejstwa na scenie i poza nią, Czarny papież jest widowiskiem co się zowie, do tego Andrzej Konopka ma dużą lekkość wchodzenia w konstruktywną interakcję z publicznością, która to publiczność jest równorzędnym bohaterem tego spektaklu…
… czego zresztą wprost nie znoszę. Chowałem się w sobie i kuliłem, żeby tylko Kaszpirowski mnie do żadnego zadania nie wywołał (zdaje się, że mój niemy krzyk był słyszany, dziękuję), odczuwam głęboką idiosynkrazję do obściskiwania się z nieznanym mi sąsiadem - współwidzem, nawet jeśli ów akt miałby mnie oczyścić. Zatem na płynący ze sceny apel o bliskość cielesną zacząłem się rozpaczliwie rozglądać za najbliższym wyjściem. A tak bardziej serio (choć to BYŁO serio) wycieczki osobiste w kierunku dyrektorów stołecznych scen wydały mi się żartami dość hermetycznymi, zaś w kierunku TVP – efekciarstwem i jednak pójściem na łatwiznę.
Wracając do publiczności – widzowie wywołani przez Andrzeja Konopkę odnaleźli się w tej konwencji bez zarzutu, zastanawiam się jednak, co byłoby, gdyby któryś z nich (do czego ma święte prawo) zaproponował, żeby – powiedzmy – zostawić go w spokoju? Jestem pewien, że i na taką okoliczność Kaszpirowski jest przygotowany, ale w imieniu socjopatycznych widzów prosiłbym Rampę i pozostałe teatry nie tylko o informację, że na scenie palone są papierosy i używane światła stroboskopowe, ale i że na scenę wywoływana jest publiczność. I to byłby prościutki sposób na uniknięcie pewnych nieporozumień… Słowem - jeśli lubicie „inkluzywne” widowiska – to warto się do Rampy wybrać, ta jazda bowiem jest naprawdę bez trzymanki.