Grzegorz Kondrasiuk: Jakie Fundacja Sztukmistrze ma plany na przyszłość w tzw. „ciekawych czasach”, u schyłku pandemicznego roku 2020?
Jakub Szwed (Fundacja Sztukmistrze): Jeśli chodzi o najbliższą przyszłość, to dziś, 5 listopada, o godzinie 23.13, pod hasłem „Szczęśliwego Nowego Locku” zwołujemy rebelianckie spotkania sztukmistrzów i ogniowców, i zaczynamy odliczanie do wejścia o północy nowego lockdownu. Będziemy radzić, jak dostosować ilość dzieci do ilości laptopów, i tak dalej…
Kółko autoterapeutyczne, jak rozumiem?
Jakub Szwed: Tak, chcemy przepracować narodową traumę poprzez połączenie umiejętności ogniowych z Facebookiem. A już mówiąc poważnie – chodzi o wspólny namysł nad nowymi, atrakcyjnymi formami dla nowego cyrku, które wymusi na nas działalność online.
Joanna Reczek-Szwed: (Fundacja Sztukmistrze): Dla mnie ten rok był czasem namysłu, czasem wewnętrznych debat w naszym zespole. Dużo rozmawialiśmy o tym, jak pogodzić nasze potrzeby bycia w społeczności, organizowania wydarzeń, interakcji artystów z widownią – z odpowiedzialnością społeczną w czasie epidemii.
Udało Wam się zdążyć przed drugim lockdownem, i w październiku bez większych strat przeprowadzić sporą międzynarodową imprezę - Wschodnioeuropejski Festiwal Cyrku Współczesnego Cyrkulacje…
Joanna Reczek-Szwed: Tak, Cyrkulacje się odbyły, przy mocno obciążającej psychicznie świadomości, że nie wszystko będzie pod kontrolą, przy dużej liczbie czynników ryzyka. Zdecydowaliśmy się zrobić tą edycję, dochodząc do wniosku że jest potrzebna wszystkim – i artystom, i publiczności, szczególnie, że nie wiemy, ile jeszcze potrwa ta sytuacja, czy nie rozciągnie się na kolejne miesiące czy lata. To była ważna decyzja, że nie odpuściliśmy, zachowując maksimum możliwych do utrzymania środków bezpieczeństwa, i zakładając że uczymy się nowych sposobów działania w tym nowym reżimie.
Jakub Szwed: Dołączyła do nas publiczność, choć obawialiśmy się o frekwencję. Dziękowaliśmy jej za odwagę, i za zaufanie. Z perspektywy naszej misji – czyli wspierania środowiska nowocyrkowego w Polsce i w Europie Środkowo-Wschodniej – cieszymy się że mogliśmy dać artystom choć trochę możliwości zarobienia pieniędzy, oraz trochę możliwości produkcyjnych poprzez wsparcie nowych premier. A przede wszystkim – dać też trochę nadziei, w sytuacji, kiedy wszystko wokół się sypie, festiwale i występy są odwoływane. Gdzieś przeczytałem, że 2/3 uczniów i absolwentów szkół cyrkowych rozważa zmianę profesji… Nie była to edycja opłacalna finansowa, ale przy wsparciu mecenasów i sponsorów zdecydowaliśmy się ją przeprowadzić. Myślę, że było warto.
Ile osób zatrudnia Fundacja Sztukmistrze?
Jakub Szwed: Nasz zespół – to artyści występujący w spektaklach oraz pedagodzy prowadzący warsztaty. Nie mają etatów, są wynagradzani za udział w naszych różnych projektach. Cyrk jest ich jedynym źródłem utrzymania. Jest też zespół producencki, biuro Fundacji – trzy i pół etatu. Piętnaście osób.
Jaki jest dla Was najgorszy scenariusz na rok 2021?
Joanna Reczek-Szwed: Przebranżowienie… choć stało się to ponurym żartem, może być realną koniecznością - na dłuższą metę nie wytrzymamy bez możliwości występowania i prowadzenia warsztatów. No cóż, zobaczymy – wszyscy w środowisku mamy nadzieję, że pojawi się obiecywane wsparcie Państwa dla kultury. Oprócz kosztów utrzymania organizacji, które nie są małe, już podczas pierwszego lockdownu
priorytetem dla nas było ratowanie całego zespołu. Fundacja działa sprawnie pod warunkiem, że cały zespół jest z nami. Jeśli nasi artyści czy pedagodzy zaczną pracować w Biedronce – to nie będą mogli codziennie ćwiczyć. A jak nie będą ćwiczyć – to nie będą mogli występować.
Dlatego, pomimo znacznego spadku przychodów, w tym roku staraliśmy się zadbać o naszych ludzi, żeby nie musieli szukać innej pracy. A to nie takie proste. To mój największy tegoroczny stres.
Jakub Szwed: Mamy w zespole osoby, które postawiły na Lublin i na pracę z nami. To są ludzie, którzy dla nas przeprowadzili się do Lublina, ponieważ stworzyliśmy im tu warunki do rozwoju. Czujemy się za nich dodatkowo odpowiedzialni.
Joanna Reczek-Szwed: Fundacja do momentu lockdownu działała bardzo sprawnie, ale właśnie kryzys pokazał, jak bardzo jest to delikatna tkanka. Może okazać się on zabójczy i dla nas, i dla cyrku współczesnego w Polsce.
Jakub Szwed: Naszą filozofią jest działanie na rzecz wspólnego dzieła, co nas dodatkowo wzmacnia w trudnych momentach. Za nami już kilka takich kryzysów. Właśnie istnienie zespołu, który ma wspólny cel gwarantuje, że w momencie jakiejś trudności nie zostajesz z tym sam. Jako Fundacja mieliśmy oszczędności, które pozwoliły nam przetrwać – gdyby nie one, już dawno musielibyśmy kończyć działalność. Ale oszczędności się wyczerpują i z dużym niepokojem patrzymy na końcówkę roku.
Opowiedzcie, jak w takim razie dochodziliście do obecnego momentu (a raczej momentu przed kwietniem 2020), kiedy działania firmowane przez Fundację obejmowały wszystkie możliwe obszary w których daje się robić cyrk współczesny? Edukacja – warsztaty z przeróżnych sztuk cyrkowych, dla wielu grup wiekowych dzieci i amatorów, czy też kursy mistrzowskie dla osób zaawansowanych. Animacja polskiego środowiska kuglarskiego – coroczna Żelka, czyli ogólnopolski konwent żonglerski. Cykl prezentacji wszelkiego rodzaju form okołocyrkowych w formie widowiska Variete. Do tego własne produkcje, teatr uliczny i formy sceniczne, w których szukacie języka dla artystycznego cyrku. W końcu – międzynarodowy festiwal Cyrkulacje, czy inne prezentacje uznanych zagranicznych artystów i kompanii. Nawiasem mówiąc, ten program, w połączeniu z wakacyjnym festiwalem Carnaval Sztukmistrzów, organizowanym przez miejską instytucję Warsztaty Kultury – od wielu lat tworzy z Lublina polską stolicę cyrku współczesnego, nie da się ukryć.
Joanna Reczek-Szwed: Fundację Sztukmistrze założyliśmy w 2010 roku, ponieważ potrzebowaliśmy własnej podmiotowości. Jako grupa nieformalna, byliśmy już zaprzyjaźnieni z wieloma miejscami, instytucjami – ale chcieliśmy działać we własnym imieniu, a nie w imieniu tych, goszczących nas, instytucji.
Jakub Szwed: Mówiąc „my”, mamy na myśli środowisko pasjonatów sztuki nowego cyrku w Lublinie, które chciało się sprofesjonalizować, rozwijać się w kierunku, który widzieliśmy na Zachodzie, gdzie możliwy jest zawodowy status artysty-żonglera, pedagoga cyrku, organizatora wydarzeń cyrkowych.
Joanna Reczek-Szwed: To, w jaki sposób się rozwijała Fundacja, było odpowiedzią na potrzeby środowiska. Na początku priorytetem była dla mnie pedagogika cyrku, warsztaty dla studentów z tej metody, bo z takiego środowiska, związanego z Klanzą, wyrosłam. Ale okazało się, że wiele osób poszukuje w innych obszarach, chce występować, pracować jako artysta. Zrozumieliśmy, że tym też trzeba się zaopiekować, więc zaczęliśmy organizować master-classy i spektakle Variete, aby dać ludziom możliwość prezentacji etiud idących w stronę cyrku artystycznego. Artyści cyrkowi w Polsce z konieczności są zorientowani na działalność komercyjną. Brakowało – nie tylko w Lublinie, ale i w całej Polsce – przestrzeni do pokazywania własnych prób, eksperymentów z użyciem technik cyrkowych, i takie etiudy nie powstawały.
Jakub Szwed: Inspirowała nas, po pierwsze rozpowszechniona w Niemczech forma Variete, pokazywana w restauracjach, za dość drogie bilety, a po drugie – tzw. Open Stage na EJC, scena na której może wystąpić każdy, ponieważ jest to platforma wspierająca rozwój członków społeczności. Stąd nasz twór, Variete Fundacji Sztukmistrze, forma atrakcyjnego wieczoru cyrkowo-kabaretowego, gdzie możemy pokazywać i debiutantów, i uznanych, specjalnie zaproszonych artystów.
Kiedy obserwowałem przez dłuższy czas to lubelskie Variete, wydawało mi się że ma ono wymiar wyłącznie społecznościowy. Wydarzenie robione ze społecznością i dla społeczności – co ma swoje konsekwencje: nieco spontanicznej, radosnej, ale jednak amatorskości, jedynie z pewnymi elementami sceny profesjonalnej. Wydawało mi się że to jest już punkt dojścia, że to dalej nie pójdzie.
Joanna Reczek-Szwed: Variete a nasze spektakle „Spektrum”, czy „Gradient” to inne światy, inne potrzeby, nie można ich do końca porównywać, czy ustawiać w rzędzie pod względem „doskonałości”, choć na pewno przy produkcji Variete dużo się nauczyliśmy i te umiejętności wykorzystaliśmy przy produkcji pełnometrażowych spektakli.
Jakub Szwed: Na pewno nie chcieliśmy przenosić 1:1 rozwiązań z europejskiej sceny cyrku współczesnego. Wiedzieliśmy, że sami musimy do tego dojść, we własnym tempie. To nasza stała taktyka - pozwalamy rzeczom rosnąć, obserwujemy, analizując środowiskowe…
Joanna Reczek-Szwed: …skłonności i potrzeby…
Jakub Szwed: …które staramy się diagnozować. Pokazywanie comiesięcznych Variete, a potem festiwalu Cyrkulacje, czy produkcja spektakli, które są w tym momencie naszymi flagowymi produktami – to wszystko są efekty zdiagnozowania potrzeb środowiska w trzech podstawowych obszarach: edukacji, finansowania, przestrzeni. Stąd kursy mistrzowskie, czy funkcjonowanie Akademii Sztukmistrzów, polegającej na zapewnieniu sobie dobrze wyposażonej przestrzeni treningowej.
Joanna Reczek-Szwed: Pewnych kroków w rozwoju społeczności, czy ogólnie cyrku w Polsce, nie da się przeskoczyć. Dopiero po pewnym czasie obok Variete pojawiły się Cyrkulacje, a potem rozwinęliśmy ten konkurs etiud do formuły dużego, międzynarodowego festiwalu.
Jakub Szwed: W 2013, na początku istnienia Cyrkulacji, po prostu jako Polska nie przebilibyśmy się, gdyby to był międzynarodowy konkurs.
Joanna Reczek-Szwed: Byłoby to tylko zapraszanie artystów z zagranicy, po to by ich nagrodzić.
Jakub Szwed: Wtedy skierowaliśmy go do młodych polskich artystów potrzebujących edukacji, pochodzących ze środowisk bez dostępu do narzędzi rozwoju ich drogi artystycznej.
Joanna Reczek-Szwed: …i bardzo szybko okazało się, że – przepraszam za wyrażenie – wstydu nie ma, że rozszerzenie obszaru dla Cyrkulacji nie jest kontrproduktywne dla rozwoju polskiej sceny. Więc to zrobiliśmy, od czwartej edycji. W tym momencie jest to festiwal artystów z Białorusi, Czech, Estonii, Finlandii, Litwy, Łotwy, Polski, Słowacji, Ukrainy i Węgier.
Jakub Szwed: Teraz z kolei dostajemy pytania od naszych zagranicznych partnerów: dlaczego nie otworzyć tego konkursu, żeby był po prostu konkursem międzynarodowym, światowym? I znów pojawia się temat diagnozy potrzeb: zależy nam na prezentacji naszego regionu Europy, gdzie artyści mają mniejsze możliwości, mniejszą widoczność.
Cyrk wschodnioeuropejski – czy jest coś, co go wyróżnia?
Jakub Szwed: Wyróżnia nas to, że jesteśmy na styku silnych wpływów cyrku poradzieckiego, niezwykle mocnego technicznie – i cyrków zachodnich, nastawionych na kreatywność, poszukiwanie nowej formy. Węgry, Słowacja, Czechy, Litwa, Łotwa – jesteśmy takim regionem „pomiędzy”, i potrzebujemy reprezentacji i widoczności w Europie.
Czy w momencie, kiedy poziom wykonawczy i artystyczny właściwie wszystkich etiud pokazywanych na Cyrkulacjach jest wysoki, nie stała się problematyczna sama formuła konkursu?
Jakub Szwed: Formuła konkursu jest tym, co pozwala przyciągnąć uwagę publiczności oraz producentów – i do imprezy, i do zjawiska cyrku współczesnego. Rywalizacja wzbudza pewne, uniwersalne emocje. Sami artyści potrzebują też tych nagród, wyróżnień, legitymizacji – ponieważ w dziedzinie cyrku, inaczej niż w teatrze czy tańcu, nie ma konkursów. Nie mają czego sobie wpisać do CV, kiedy np. ubiegają się o stypendia twórcze.
Joanna Reczek-Szwed: Jak już się jest w środku Cyrkulacji (to mówią nam sami artyści, więc nie jest to tylko nasze pobożne życzenie) – to nie ma tu konkurencyjności, zamiast tego jest nastawienie na realne spotkania, wymianę, rozwój artystyczny. Kiedy rozmawiają aerialowe artystki z Finlandii z akrobatami z Ukrainy… To są tak różne spojrzenia na cyrk, różne sposoby myślenia o performansie… Artyści rozmawiają też z członkami jury - o pracy artysty cyrkowego, kształtowaniu swojej drogi artystycznej, są też przekazywane konkretne korekty, czy pogłębione refleksje na temat budowania numeru. Tak więc – nie tylko wręczanie statuetek, tylko wypełnienie brakującego elementu układanki, czyli wspieranie namysłu: co mogę zrobić lepiej w moim numerze.
Jakub Szwed: Cyrkulacje motywują do tworzenia numerów bardziej artystycznych, takich, które nie zmieszczą się na rynku komercyjnym, gdzie ci ludzie często funkcjonują. To może być też droga wejścia do którejś z uznanych grup cyrkowych, albo do powstania dłuższej formy spektaklowej.
Joanna Reczek-Szwed: Na Cyrkulacjach pokazujemy też spektakle pełnometrażowe – bo w nich chyba najpełniej objawia się cyrk współczesny. Gościmy dobre spektakle zagraniczne, ale przede wszystkim chcemy rozwijać polską scenę, stąd program „Polska Premiera” - w ramach budżetu festiwalu oferujemy wsparcie finansowe, logistyczne, koncepcyjne. To wciąż u nas w Polsce kuleje. W ostatniej edycji wsparliśmy powstanie spektakli „Gradient” i „9.811”.
Zanim przejdziemy do spektakli, dodajmy jeszcze jedną uwagę o etiudach. Na Cyrkulacjach można przekonać się, jak bardzo etiuda cyrkowa, mała forma, może być formą mistrzowską. Nie tylko jako pokaz umiejętności, ale i na poziomie reżyserskim – co w tym przypadku oznacza narzucenie swoim umiejętnościom rygorów czystej, klarownej formy. Czasem też – zetknięcie ich z jakimś tematem, ideą. A czasem – zupełnie odwrotnie, rezygnację z przekazu.
Jakub Szwed: Na pewno ważny jest ten pogłębiony namysł, i nad przekazem, i nad jakością emocjonalną numeru, i nad formą, jakością ruchu która ma wyrażać osobowość artysty. Tegoroczna zwyciężczyni Cyrkulacji, Sini Saari występująca na linie pionowej, skradła serca i jury i publiczności (co nieczęsto się zdarza jednocześnie) tym, że jej emocjonalność, osobowość została przetransferowana bezpośrednio w sceniczny charakter. Jakość ruchu, dynamika, lekka, trochę zwariowana radość – po prostu obecność – została odzwierciedlona w tańcu na linie.
Joanna Reczek-Szwed: Tym, co nas interesuje, to poszukiwanie własnych form wyrazu, a nie kopiowanie trendów, aktualnych mód, czy stylu, kostiumu, muzyki innych, docenianych na konkursach numerów.
Jakub Szwed: Skupiając się na terenie Polski (choć długo by można mówić o wszystkich występujących na Cyrkulacjach): są artyści, którzy aplikują od lat, dostają nagrody, proponując wciąż nowe, ciekawe eksperymenty: żonglerski duet Mateusza Kownackiego i Artura Perskawca, propozycje Tomka Piotrowskiego, ciekawe polskie hula-hoopistki, jak Matylda Górska czy Marta Mądry. Cieszymy się bardzo, że Cyrkulacje doprowadziły do poszukiwań artystycznych w naszej społeczności.
Jakubie, jesteś i wykonawcą, i jednym ze współtwórców spektakli powstających przy Fundacji Sztukmistrze, łącznie z ostatnią premierą – „Gradient”. Wychodząc z poziomu kilkuminutowych etiud, pokazywanych na scenkach, na konwentach środowiskowych – dotarliście do pewnego celu. „Gradient” ma płynną, spójną dramaturgię, opiera się na skomplikowanych, permutujących formach ruchowo-żonglerskich. Nastąpiło w nim utanecznienie żonglera-akrobaty, ma też wysmakowaną warstwę wizualną i muzyczną. To spektakl, który spokojnie można pokazywać w na festiwalach teatralnych i tanecznych…
Jakub Szwed: Zaczęliśmy w roku 2013 – kiedy powstał nasz pierwszy, robiony na poważniejszą skalę spektakl, musical cyrkowy „Cafe Variete”. Uczyliśmy się, i od strony artystycznej, i od producenckiej. Sprawdzaliśmy, gdzie jest rynek dla naszych propozycji, jak dostosować koszty czy logistykę, aby spektakl mógł się sprzedawać, i kto z nas ma czas i siłę żeby się tej pracy poświęcić w 100 %. Refleksje następowały bardzo szybko. Rok później powstał lekki, rodzinny, komediowy „Szafa Show”. Okazał się strzałem w dziesiątkę, jako forma otwarta dla każdego odbiorcy Do dziś zagraliśmy go ponad 100 razy, i spektakl ciągle żyje. Zainwestowaliśmy we własny transport, światło, dźwięk, wiedząc, że musimy być elastyczni, jeśli chcemy wejść na rynek, na którym cyrku współczesnego do tej pory nie było. Tym rynkiem dla „Szafa Show” okazały się wszelkiego rodzaju imprezy plenerowe, święta miast, festiwale teatrów ulicznych, no i nieliczne festiwale cyrkowe.
Później powstał już spektakl opierający się żonglerce, „Spektrum”, nasza pierwsza poważna próba stworzenia spektaklu scenicznego w pełnym wymiarze, z dramaturgią, scenografią. Pracowaliśmy nad tą formą jeszcze długo po premierze. W 2018 roku, jako bodaj pierwszy spektakl cyrkowy, pojechał w trasę w ramach programu Teatr Polska, spotykając się z zainteresowaniem publiczności. Zbierając bardzo dobre oceny też w środowisku organizatorów festiwali teatralnych. Pojawiło się pytanie – co dalej po „Spektrum”. Chcieliśmy stworzyć coś większego, zaawansowaną formę sceniczną. W 2019 roku, dzięki wsparciu katowickiej instytucji Miasto Ogrodów, na pięciolecie festiwalu Inwazja Sztukmistrzów pokazaliśmy premierę „Gradientu”. Mieliśmy już doświadczenie wielu lat obycia scenicznego, umiejętności cyrkowe. Chcieliśmy wejść na scenę, ale używając technik, które na co dzień stosujemy – żonglerka, akrobatyka, ruch sceniczny…
Opanowanie warsztatu, obycie sceniczne – to jedno, a ułożenie tego w strukturę dramaturgiczne – to już kolejne piętro. Może to jest pora, żeby zapytać: czym jest dramaturgia przedstawienia cyrkowego? Czym różni od dramaturgii teatralnej, tańca współczesnego? Czy polega na przekonstruowaniu materiału cyrkowego, najmniejszej jednostki widowiska cyrkowego, czyli etiudy – z typową dla niej strukturą, dynamiką, tajmingiem? Na rozbiciu, zniszczeniu tego materiału, żeby złożyć z niego większą całość?
Jakub Szwed: Na świecie nie ma wielu dramaturgów cyrkowych, w Polsce nie ma żadnego. Mieliśmy świadomość, że ktoś taki jest nam potrzebny. Poprosiliśmy o pomoc Pawła Gralę, tancerza i choreografa związanego z łódzkim środowiskiem tańca współczesnego i improwizacji kontaktowej, wiedząc o tym, że cyrk współczesny nie jest mu całkowicie obcy, że pracował już z Mateuszem Kownackim nad spektaklem „9.811”. Teatr tańca wydawał nam się najbliższy temu, do czego dążyliśmy. Jak zwykle pracowaliśmy kolektywnie, dokonując wspólnego reaserchu, pokazując Pawłowi, jakim językiem scenicznym się posługujemy, co możemy zrobić z ciałem, z przedmiotem. Paweł stworzył pierwszą koncepcję, a potem ją wspólnie rozwijaliśmy, wkładając różne intencje emocjonalne w ruch. Mniej rozmawialiśmy, czasem Paweł zamiast mówić, wolał nam zatańczyć swoje propozycje… To spotkanie dwóch, mocno fizycznych języków scenicznych powołało do życia pewną linię dramaturgiczną, pewien przebieg. Na pewno to wsparcie tak zwanego „trzeciego oka” było niezbędne, pracowaliśmy w ten sposób po raz pierwszy.
Joanna Reczek-Szwed: Myślę, że właśnie to „trzecie oko”, cyrkowi dramaturdzy, choreografowie są teraz współczesnemu polskiemu cyrkowi bardzo potrzebni. Do tej pory wszystko robiliśmy sami (mają na to wpływ też bardzo ograniczone budżety), i ten sposób tworzenia oczywiście ma swoją siłę – ale będąc w środku nie wszystko się da zobaczyć. Potrzebni są też cyrkowi krytycy, recenzenci. Kluczem do rozwoju jest moim zdaniem odwaga do robienia rzeczy nowych i ambitnych, i pokora w procesie, bo jeszcze wiele musimy się nauczyć.
Czego powinien się nauczyć reżyser albo choreograf, żeby pracować z sensem nad cyrkową formą sceniczną?
Jakub Szwed: Przede wszystkim musi zrozumieć, że performowanie cyrku na scenie oznacza posługiwanie się osobnym językiem.
Co to znaczy?
Jakub Szwed: To znaczy na przykład, że poprzez zabawę piłką mogę już opowiedzieć pewną historię czy przekazywać konkretne emocje, bez dodawanie na przykład dialogu czy innych środków teatralnych. Musi wejść w świat cyrku, zrozumieć ten język – aby nie traktować go jako dodatku do historii opowiadanej środkami teatralnymi, pewnego ozdobnika. Powinien, jako swoje główne narzędzie przekazu potraktować właśnie tą piłkę, i tego człowieka który rzuca tą piłką.
Joanna Reczek-Szwed: Reżyser i choreograf musi się też nauczyć praktycznych implikacji, na przykład tego, że żonglowanie odbywa się w konkretnym rytmie, albo uświadomić sobie istnienia grawitacji i innych fizycznych ograniczeń. Moim zdaniem sporo szkody, szczególnie u początkujących artystów, spowodowało posługiwanie się mocno upraszczającą definicją w myśl której nowy cyrk to połączenie cyrku i teatru. Wynikło z tego założenie, że trzeba wymyślić i zainscenizować jakąś historyjkę, i w to włożyć swoje umiejętności – z czego często wychodziły sceniczne potworki. A cyrk jest autonomicznym językiem, choć ze świadomego połączenia języków, na przykład cyrku z teatrem, mogą wychodzić piękne rzeczy.
Jakub Szwed: Cyrk na scenie nie do końca się sprawdza w jako narzędzie do dosłownego opowiadania historii, ale bardzo dobrze spełnia się w metaforach, w budowaniu abstrakcji, autotematyki. Piłka – mała, okrągła, biała piłka do żonglowania – jest pozbawiona znaczenia. To my nadajemy jej znaczenie – poprzez działanie, ruch, stosunek do niej.
Sporo się ostatnio mówi o statusie artysty – w kontekście konsultacji ze środowiskami i związkami, które mają doprowadzić do uchwalenia nowej ustawy o prowadzeniu działalności artystycznej. Jak rozważania o tym, kim jest współczesny artysta sceniczny, wyglądają z Waszej perspektywy?
Joanna Reczek-Szwed: Myślę, że współczesny cyrk nie istnieje w debacie publicznej i to musimy zmienić – bo ma to swoje bardzo praktyczne przełożenie, na przykład na Programy Ministra czy inne formalne rozwiązania. Ważne, by zauważono choćby to, że większość aktualnie tworzących artystów cyrkowych nie ma formalnego cyrkowego wykształcenia: uczyli się samodzielnie, brali udział w warsztatach mistrzowskich. Tymczasem są świetni w tym co robią – są profesjonalistami, występują, produkują spektakle. Dobrze więc, że w projekcie ustawy o statusie artysty nie występuje tylko kryterium wykształcenia– ale z drugiej strony nie ma ciała (stowarzyszenia, ogólnopolskiej reprezentacji), które miałoby mandat do oceniania ich umiejętności. Musimy pracować nad tym, by potrzeby środowiska cyrkowego były dostrzegane przez osoby decydujące o polityce kulturalnej.
Jakub Szwed: Środowisko jest szerokie, ale wciąż niezbadane, przez to trochę niewidoczne. Współczesny artysta cyrkowy jest trudny do zdefiniowania – to zarówno żongler, akrobata, ekwilibrysta, ale wiele osób zajmujących się fire show czy iluzją też definiuje się jako artyści cyrku współczesnego, np. występując na festiwalach dedykowanej tej sztuce. Widzimy potrzebę bliższego zbadania całego środowiska i dlatego zaproponowaliśmy Instytutowi Teatralnemu przeprowadzenie „spisu powszechnego” polskich cyrkowców – mamy nawet roboczą nazwę „Polski cyrk się liczy”. Liczymy, że takie badanie odpowie na wiele ważnych pytań i stanowiłoby podstawę do budowania strategii rozwoju.