EN

11.03.2024, 10:41 Wersja do druku

Chrapkiewicz wystawia Zelenkę. Opowieść o ludziach samotnych

„Opowieści o zwyczajnym szaleństwie” Petra Zelenki w reż. Grzegorza Chrapkiewicza w Teatrze Collegium Nobilium w Warszawie. Pisze Piotr Zaremba w „Polska Times”.

fot. Marcin Almert

Lubię spektakle grane przez studentów warszawskiej Akademii Teatralnej. I lubię inscenizacje Grzegorza Chrapkiewicza. „Opowieści o zwyczajnym szaleństwie” Petra Zelenki musiały więc zatrybić. Mamy zawrotną niemal komedię pozostawiającą fundamentalny smutek.

Lubię spektakle grane przez studentów warszawskiej Akademii Teatralnej. Z jednym, może dwoma wyjątkami od lat się na nich nie zawodzę. Jeśli nawet mam wątpliwości wobec pewnej jednostronności repertuaru Teatru Collegium Nobilium, pomysłowość inscenizacji i zaskakująca dojrzałość ról tych młodych ludzi mi to przeważnie wynagradza. Wyczuwam w nich radość przedstawiania różnych światów, nie zawsze do zauważenia w „dorosłym” teatrze.

I bardzo lubię inscenizacje Grzegorza Chrapkiewicza, skądinąd zasłużonego pedagoga w tejże Akademii. Robiąc spektakle w różnych konwencjach, wystrzega się on ideologicznej publicystyki. Opowiada nam o ludziach, o ich kondycji, wzajemnych relacjach, uczuciach. Chce się napisać: stara dobra szkoła. W ostateczności teatr powinien opowiadać o tym, co w zasadniczych zarysach niezmienne. Chrapkiewicz to jeden ze strażników tej zasady.

Dlatego na „Opowieści o zwyczajnym szaleństwie” Petra Zelenki, spektakl czwartego roku AT w reżyserii Chrapkiewicza (nawet nie dyplom, a produkt fakultetu), szedłem z przekonaniem, że zobaczę coś ciekawego. I nie zawiodłem się.

Zelenka, czeski scenarzysta i reżyser, dziś 57-letni, napisał to jako sztukę w roku 2001. Cztery lata później zrealizował film będący tą samą historią. Tekst sceniczny jest w Polsce popularny. Naliczyłem od roku 2003 aż 14 jego wersji. Sam Chrapkiewicz już to robił – w łódzkiej filmówce. W roku 2016 w Akademii zrealizował „Opowieści” Marcin Hycnar.

Błyskotliwe skecze pełne wariatów

We wszystkich produkcjach Zelenki mamy galerię dziwacznych, chciałoby się powiedzieć pokręconych postaci, często nie radzących sobie ze sobą. Chyba najsławniejszy jest tu jego film „Samotni” – o ludziach niekoniecznie złych, którym życie się rozłazi. Podszyte to jest jakimś niepokojem wobec zgiełkliwej nowoczesności, która nie przynosi rozwiązania problemów ani nawet ukojenia. Takie są też „Opowieści o zwyczajnym szaleństwie”.

Są takie, chciałoby się powiedzieć w szczególnym stężeniu. Główny bohater Piotr szuka rozwiązania problemu rozstania z dziewczyną Janą w rytuałach z wykorzystaniem jej włosów. Ma też wrażenie, że prześladuje go jego własny koc. Jego matka szuka ratunku w prasowych wycinkach i pobieraniu krwi. Ojciec popada w odrętwienie przeplatane wspomnieniami o czasach, kiedy był lektorem komunistycznej kroniki filmowej. Przyjaciel Piotra Mucha gotów jest współżyć z manekinem. Para sąsiadów: Jerzy i Alicja, musi uprawiać seks na oczach innej osoby. Rzeźbiarka Sylwia rozważa samobójstwo, a chcąc się wczuć w swojego byłego partnera chodzi w jego ubraniach. Nawet szef w pracy Piotra zdaje się być pedofilem. Wystarczy?

To stężenie szaleństw, fobii, obsesji jest naturalnie literackie. Świat w skali 1:1 aż tak na ogół nie wygląda. Co ciekawe od czasu do czasu jedni bohaterowie uznają innych za wariatów. Poza wszystkim to kolejny tekst Zelenki o samotności pośród innych ludzi. Poszczególne dialogi śmieszą do łez. Tempo kolejnych skeczów jest modelowo groteskowe. Ale całość pozostawia nas z fundamentalnym smutkiem. Trzeba pomimo smakowitych szczegółów widzieć w tym dojmującą metaforę.

Chrapkiewicz zapełnił niewielką scenę w sali imienia Jana Kreczmara głównie tekturowymi pudłami. To przestrzeń dla kolejnych sytuacji dziejących się w kilku różnych mieszkaniach, a nawet na widowni baletowego widowiska (scenografia Wojciech Stefaniak). Nie ma tu dosłowności, jest teatralna umowność, a jednak przerysowane postaci mają swoje momenty prawdy bez mała psychologicznej (choć nie wszystkie jednakowo klarowne).

To spektakl zgiełkliwy, toczący się szybko, punktowany muzyką (Szymon Wysocki), a jednak widzów te bieganiny i szamotaniny sądząc po reakcjach nie męczą. W każdym razie nie zmęczyły one mnie. Chapeau bas, panie reżyserze.

fot. Marcin Almert

W tym miotaniu pojawić się może nawet i poezja (wątek romansu z manekinem Ewą). Unosi się nad tym duch empatii wobec największych dziwaczności, przy okazji zaś tęsknota do normalnej rodziny czy normalnego męsko-damskiego związku. Mamy też specyficzne czeskie smaczki. Nie wiem, czy w Polsce komunistyczną nowomowę kronik filmowych uznano by za tak malowniczą i wzruszającą jak to się dzieje przy okazji występów ojca Piotra. Ale po latach może i u nas tak by się mogło zdarzyć.

Młodzi aktorzy dają radę

Chrapkiewicz precyzyjnie uruchamia całą tę krzątaninę świrów, a przy okazji bezbłędnie prowadzi młodych aktorów. W ich komediowych gagach nie ma tandety rodem z komercyjnych fars. Jest w nich za to jakaś nieuchwytna perfekcja w odtwarzaniu niemal surrealistycznego świata.

Dopracowane są tu najmniejsze role. Karolina Zawistowska jako Jana, dawna miłość Piotra, jest tylko w pretensjonalny sposób niespójna w swoich uczuciach. Lucyna Frączek (sprzątaczka Anna, potem manekin Ewa) czy Sandra Naum (Alicja) to karykatury pewnej siebie, ekspansywnej kobiecości. Karykatury zagrane brawurowo. W tym sensie zresztą można tę opowiastkę potraktować jako snutą z perspektywy pozbawionych pewności siebie mężczyzn. To kolejny znak czasów.

Jak by się dobrze zastanowić to znak nie całkiem politycznie poprawny. Równoważy trochę to antykobiece wrażenie Julia Piklikiewicz jako emocjonalna, prostolinijna Sylwia, rzeźbiarka na skraju załamania nerwowego.

Z kolei Kamil Owczarek jako nie pozbawiony dobrych manier psychol Jerzy czy Artur Zudzin-Wiśniewski jako może najbardziej przerysowany Szef z pedofilskimi skłonnościami, to czyste ozdobniki. Ich szaleństwo nie jawi się wprost jako efekt zagubienia. Choć ich historii nie poznamy.

Wyjątkowo smaczne, zabawne ale i wielowymiarowe, wydały mi się kolejne pojawienia się na scenie Wojciecha Wereśniaka jako Alesza, nowego narzeczonego Jany. On jest niby najbardziej normalny ze wszystkich bohaterów. I pokazuje sugestywnie, że nawet ta jego normalność jest podszyta szaleństwem generowanym przez innych.

Role rodziców Piotra wymagają przymknięcia oka na różnice wieku postaci i grających ich aktorów. Ale to wychodzi wyjątkowo dobrze. Drobna Maria Kłusek świetnie ujmuje toksyczną, ale i bezradną Matkę. Ta dziewczynka pozostaje dziewczynką, a jednak zmienia się w starą zrzędliwą kobietę. Potęga teatralnej wyobraźni! Postawny Maciej Karbowski jest z kolei Ojcem, może najbardziej delikatną postacią całej tej historii.

Osią całej historii są absurdalne dialogi Piotra z jego przyjacielem Muchą. Brzmią one chwilami zabójczo zabawnie, a przecież można się w nich doszukać czegoś więcej. Jakub Dmochowski (grający od lat w serialu TVP „Barwy szczęścia”) jest Muchą prowadzonym oprócz kilku momentów z niemal kamienną twarzą Bustera Keatona. Z kolei Piotr Adama Stasiaka ma wypisany na twarzy egzystencjalny smutek. To on nas prowadzi przez kolejne kręgi piekła szaleńców. I to są bardzo dobre role.

Opowiadam po kolei o wszystkich aktorach tego spektaklu, bo ten team na to zasłużył. Oczywiście można by tropić pewne niedoróbki wynikające z nie w pełni jeszcze ukształtowanych aktorskich osobowości. To jest jednak logika każdego studenckiego spektaklu. Tu wszystko się ostatecznie domyka, wszystko pracuje. Oni to poczuli, odebrali jako coś własnego.

Wyczuwało się radość grania wariackiego tekstu Zelenki, choć skądinąd wymowa całości nie jest radosna. Kiedy na samym końcu aktorzy wyszli na scenę i nagle pochowali się do tekturowych pudeł, poczułem dreszcz. Jest w tym tekście, w tej scence, coś złowrogiego. Za ten dreszcz podziękowania dla Grzegorza Chrapkiewicza i dla Was wszystkich.

Jesienią z tym samym tekstem Zelenki zmierzy się piątka młodych „motyli”, aktorów, który w ostatnim sezonie błyszczeli w Teatrze Ochoty. Ciekawe, co im z tego wyjdzie. Są aktorsko bardziej doświadczeni. A jednak poprzeczkę zawieszono im wysoko.

Tytuł oryginalny

Chrapkiewicz wystawia Zelenkę. Opowieść o ludziach samotnych

Źródło:

„Polska Times”

Link do źródła

Autor:

Piotr Zaremba

Data publikacji oryginału:

10.03.2024