Każdy kraj ma takiego 07, na jakiego zasługuje - pomyślałem na wieść o śmierci 77-letniego Bronisława Cieślaka, czyli porucznika Sławomira Borewicza z milicyjnego serialu Krzysztofa Szmagiera "07 zgłoś się" (1976-87). My nie powinniśmy narzekać.
Borewicz został „07”, bo zapatrzył się na agenta 007, którego zobaczył w kinie, będąc na policyjnym szkoleniu w Anglii. Poza tym takim numerem wywoływano przez radio jednostki operacyjne Milicji Obywatelskiej. Borewicz był więc jakby w rozkroku.
Cieślak też. Z jednej strony, jako młodzieniec był ministrantem w kościele Bożego Ciała na krakowskim Kazimierzu. Z drugiej, jako człowiek dojrzały był członkiem PZPR i przez dwie kadencje posłem SLD.
Bronisław Cieślak: Coś tam gdzieś zagrałem Zadebiutował właśnie jako ministrant - w kościelnym przedstawieniu w roli św. Tarsycjusza, który wolał zginąć ukamienowany przez pogan, niż oddać im niesiony pod płaszczem Najświętszy Sakrament. Do filmu ściągnął go Roman Załuski, proponując rolę inżyniera Bogdana Zawady wędrującego po peerelowskich budowach, w sześcioodcinkowym serialu „Znaki szczególne” (1976).
Wcześniej przez sześć lat był reporterem Polskiego Radia w Krakowie. Potem pracownikiem tamtejszego ośrodka TVP; prowadził program o słynnych śledczo-sądowych sprawach kryminalnych.
W latach 1985-91 zajmował stanowisko zastępcy redaktora naczelnego TVP Kraków do spraw artystycznych - robił spektakle teatralne z Andrzejem Wajdą, Kazimierzem Kutzem i Jerzym Jarockim. Gdy zwolniono go na wniosek „Solidarności”, zarejestrował się w urzędzie pracy jako bezrobotny. Mówił: "Coś tam gdzieś zagrałem, chałturzyłem na estradzie, prowadziłem program w Polsacie".
"07 zgłoś się". Idol nawet w Bułgarii
Sprawdził się w roli Borewicza, niepokornego luzaka i podrywacza, gdyż sam był podobny. Szmagier wpisywał do scenariuszy „07 zgłoś się”detale z prywatnego życia Cieślaka: złamany nos, bo paru górali było innego zdania niż on; posada ratownika WOPR, stąd serialowa scena skoku z trampoliny na basenie.
W jego ustach dobrze brzmiały teksty takie jak ten, będący odpowiedzią na imprezową propozycję pewnego mecenasa: „Gdzie? Funkcjonariusz milicji? Na wódkę?! W biały dzień? W godzinach pracy? Z największą przyjemnością!”. Za to go kochano, nie tylko w Polsce.
Hotel, w którym spał w Sofii, od rana był oblegany przez fanów („07 zgłoś się” puszczano w Bułgarii w kinie nocnym!). Później też się nie zmienił.
W grudniu 2001 r. w Krakowie jechał samochodem pod prąd. Zatrzymany przez policję próbował zasłonić się immunitetem poselskim. W filmie i w życiu przypominał nieco francuskiego gwiazdora Jeana-Paula Belmondo.
Załuski wziął go do roli kapitana milicji (znów Bogdana Zawady!) we „Wściekłym” (1979) tropiącego maniakalnego seryjnego mordercę, który z ukrycia strzela do ludzi po prostu szczęśliwych. Iście emerytalna fucha trafiła się Cieślakowi w polsatowskim serialu - na niemieckiej licencji - „Malanowski i Partnerzy” (2008-16). Głównie siedział w nim przy biurku jak jego szef z „07 zgłoś się” major Wołczyk (Zdzisław Tobiasz), wysyłając do akcji młodszych wspólników ze swego biura detektywistycznego. Takie paradokumentalne kryminałki to marzenie producentów telewizyjnych: koszty produkcji prawie żadne, a oglądalność kolosalna.
Cieślak przegrał dopiero z leczonym długo nowotworem prostaty. Nie wyobrażam sobie, żeby żegnając go, podczas uroczystości żałobnej nie puszczono wokalizy Grzegorza Markowskiego do muzyki Włodzimierza Korcza z „07 zgłoś się”.