Internetowa wojna między hanysami a góralami - tak można określić to, co dzieje się ostatnio wokół wystawionego na deskach Teatru Polskiego spektaklu "Miłość w Königshütte", mówiącego o powojennej historii Górnego Śląska, którego autorem i reżyserem jest pochodzący z Chorzowa Ingmar Villqist. Setki komentarzy na dziennikzachodni.pl, wymiana oświadczeń i emocje rozgrzane do czerwoności.
- Heca polityczna - mówi historyk dr Jerzy Polak, honorowy prezes Bielsko-Bialskiego Towarzystwa Historycznego. - Sztuka wywołała u mnie mieszane uczucia. Dość zręcznie zagrana, ale treść jest rezultatem przeinaczeń i wybiórczego spojrzenia na historię Górnego Śląska. I to w jednostronny sposób, wyolbrzymiający krzywdy Górnoślązaków, pokazująca prawie że dobrych Sowietów, a złą nauczycielkę Polkę. W moim odczuciu wpisuje się w aktualną politykę Ruchu Autonomii Śląska, czyli żonglowania historią, licząc na to, że ludzie nie pamiętają. Na takie manipulowanie to się nie zgadzam. A kiedy na końcu aktorzy pojawili się z opaskami RAŚ, to przypomniała mi się scena z filmu Boba Fosse'a "Kabaret", gdzie pewien młodzian śpiewał o jelonku, a zakończył włożeniem opaski ze swastyką - komentuje swoje wrażenia z przedstawienia dr Polak. Jerzy Pieszka, naczelnik wydziału kultury bielskiego Urzędu Miejskiego, także uważa, że opaski, które zał