EN

2.12.2020, 09:06 Wersja do druku

Baba-Dziwo

fot. Katarzyna Chmura / mat. teatru

"Baba-Dziwo" Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej w reż. Ewy Domańskiej w Teatrze Polskim w Warszawie, pokaz online. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.

Przed premierą tej tragikomedii jej twórcy podkreślali, że rzecz jest uniwersalna i że nie musi być odczytywana jako komentarz do tu i teraz. Niestety, na scenie tej uniwersalności nie udało się osiągnąć, a za bieżącą publicystyką (oraz publicystyką w ogóle) w teatrze nie przepadam.

Zacznę może od pochwał – dobrze, że spektakl był streamowany, oczywiście zapachu kurzu z kurtyn nie czuliśmy, ale „coś” żywego w tym onlajnowym przekazie jednak było. Coś, czego prawdopodobnie rejestracja by nie pokazała, może świadomość, że aktorzy są na Karasia, że dla nas wychodzą na scenę, że mają tę samą tremę, że nie da się zrobić dubla, jak coś nie wyjdzie. Poza tym – spektakl był ładnie pokazany i takoż nagłośniony, jak nauczyła nas pierwsza fala pandemii – to onlajnowym teatrze to wcale nie takie oczywiste, że dobrze widać i słychać...

Nie zrozumiałem natomiast po co twórcy aż tak przerysowali wszystkich właściwie bohaterów? Czy Valida Vrana bez tej swojej emfazy, bez tych pohukiwań, „strasznych” min, bez karykaturalności, byłaby mniej porażająca? Czy jej dwór bez przesadnej – no właśnie – groteskowej - usłużności przestałby być gremium oślizłym? Raczej nie. Było w tej manierze – jak to w manierze - coś fałszywego, coś, co nie dawało potraktować poważnie niegłupiego przecież ostrzeżenia przed zamordyzmem, i – co nie pozwoliło Validzie współczuć, choć przecież Pawlikowska właśnie tak ją napisała, w sumie przecież niejednoznacznie. Ale coś nie zagrało i chyba zabrakło też konsekwencji.

Bo - w tym trudno znośnym dość przesterowanym towarzystwie były jednak dwie osoby, które mówiły i zachowywały się normalnie, jeśli w takich okolicznościach można mówić o normalności, mianowicie Norman (Dominik Łoś) i Agatika (Katarzyna Skarżanka), tak, jakby byli z innej planety, jakby się tej grotesce tylko przyglądali.

Być może ich „normalność” była zabiegiem celowym. Jeśli tak - to dlaczego dotyczyła tylko ich dwojga? Bo cóż np. zawiniła Petronika, do której Norman mówił, a ona do niego - przemawiała? Czy choćby Halima i Kołopuk, między którymi – choć przecież są parą - chemia była jakby ujemna...

A jeśli - nie?

Źródło:

www.rafalturow.ski
Link do źródła