Pamiętam z dzieciństwa socrealistyczne plakaty z wizerunkiem traktorzystki: w kufajce i gumiakach na traktorze. Te trzy elementy stanowiły, mówiąc językiem dzisiejszym, logo babochłopa. Jego obraz wywołały we mnie z dalekiej niepamięci szalejące dziś na ulicach polskich miast demonstracje - właśnie - babochłopów. Nic to, że bez gumiaków, kufajki i nie na traktorze. Zmiana kostiumu nie oznacza zmiany mentalności ani ideologii, która, jak dziś widzimy, prawie się od czasów stalinowskich, gdy kobieta miała być równa mężczyźnie, nie zmieniła. Ówczesne traktorzystki cierpiały nierzadko z powodu poronienia, wszak „trzęsący” tryb pracy za kierownicą traktora nie pozwalał na donoszenie poczętych w ich łonach dzieci aż do urodzenia. Dla komunistycznych aktywistów nie miało to jednak żadnego znaczenia.
Miało natomiast znaczenie dla owych kobiet, które nierzadko pozostawały niepłodne do końca życia, co było dla nich wielkim cierpieniem psychicznym. Ciąża i macierzyństwo nie były jeszcze wówczas traktowane jako obrzydliwe zło, bycie matką było czymś przez kobiety pożądanym. Zabijanie dzieci poprzez aborcję, owszem, pokątnie zdarzało się, ale przecież nie było powodem do chwalby, nie zyskiwało społecznej akceptacji. Wręcz przeciwnie. Nikt się z tym nie obnosił, bo wiadomym było, że jest to zło. Zabójcze ideologie feministyczne dokonujące zasadniczych zmian w mentalności kobiet pojawiły się - w sensie oficjalnym - później, kiedy to wypełzły na ulice miast. No i dziś widzimy, co owo wypełznięcie przyniosło: maszerujące żołdackim krokiem współczesne bobochłopy, a właściwie jakieś dziwne monstra, które pragną zmieniać swoją tożsamość płciową w zależności od zachcianki, kaprysu, narzuconej ideologii, dla intratnego interesu, kariery bądź celebryckiej sławy. I takie dziwadła, wraz z osobnikami LGBT, stanowią dziś „wojsko” finansowane przez lewicowo-liberalną międzynarodówkę, przygotowane do obalenia już nie tylko obecnych władz, ale w ogóle porządku światowego opartego na etosie podstawowych wartości chrześcijańskich.