„Wstyd” Marka Modzelewskiego w reż. Wojciecha Malajkata z Tito Productions/ Scena Spektaklove w Garnizonie Sztuki w Warszawie. Pisze Paulina Sygnatowicz w Teatrze Dla Wszystkich.
Inne aktualności
- Warszawa. Lutowe działania teatralne Ursynowskiego Centrum Kultury „Alternatywy” 22.01.2025 11:19
- Katowice. „Wieczór Komedii Improwizowanej” na Scenie Gliwicka 120 22.01.2025 10:56
- Kraków. Luty w Nowohuckim Centrum Kultury 22.01.2025 10:56
- Toruń. Teatr Baj Pomorski przygotowuje koncert na Dzień Kobiet 22.01.2025 09:57
- Warszawa. Marzec w Teatrze Collegium Nobilium 22.01.2025 09:54
- Kielce. „Barbaricum” w KTT – w ramach Programu Przestrzenie Sztuki 22.01.2025 09:43
- Łódź. Ukaże się nowa książka Dominiki Łarionow 22.01.2025 09:34
- Toruń. Miłość tematem „Tchnienia" w Teatrze Horzycy. Premiera na Scenie Foyer 22.01.2025 08:59
- Łódź. Tomasz Konieczny wystąpi dzisiaj z recitalem w Łodzi 22.01.2025 08:54
- Radom. Laura Pajor nową aktorką Teatru Powszechnego 22.01.2025 08:53
- Kraków. Teatr Mumerus zaprasza na „Posiew boga wojny” 22.01.2025 08:47
- Warszawa. Wystawa obrazów Kariny Szutko „ROcK SMOKA” oraz spektakl „LUXA” 22.01.2025 08:33
- Kraków. W lutym kolejna odsłona festiwalu Opera Rara 22.01.2025 08:32
- Katowice. Gala wręczenia Nagrody im. Kazimierza Kutza w Teatrze Śląskim – 16 lutego 22.01.2025 08:28
„Wstyd” Marka Modzelewskiego to jeden z najlepszych współczesnych komediodramatów. Jego realizacja przygotowana przez Scenę SpektakLove nie jest jednak ani komedią, ani dramatem. Jest spektaklem zupełnie nijakim. Dlaczego?
Chciałabym wierzyć, że to przedstawienie po prostu jeszcze nie rozegrane. Obawiam się jednak, że jest… niedokończone. Reżyser, Wojciech Malajkat, sięgnął po ten tekst po raz drugi (fenomenalnie zrealizował go w 2019 roku w warszawskim Teatrze Współczesnym). – Kiedy otrzymałem propozycję, żeby wrócić do niego z nową obsadą – to okazało się, że powstało całkiem inne przedstawienie o diametralnie innych psychofizycznych konstrukcjach postaci – mówił przed premierą Malajkat w rozmowie z Polską Agencją Prasową. Premiera pokazała jednak, że te konstrukcje są dopiero ledwo co zarysowane. Do tego bardzo grubą kreską w jednym odcieniu. Brakuje im wielowymiarowości, która wpisana jest w tekst Modzelewskiego.
Siłą „Wstydu” są relacje i napięcia pomiędzy postaciami. Autor, który z wykształcenia jest lekarzem, sztukę osadził w realiach wesela po ślubie, do którego nie doszło. Bohaterami uczynił dwa kompletnie różne małżeństwa – dobrze sytuowanych przedstawicieli klasy średniej (rodziców pana młodego)
i prostych, ale mających swoją godność, rodziców panny młodej. I to na zderzeniu tych dwóch światopoglądów i życiowych postaw oparty jest cały komizm, ale i dramatyzm tego świetnego tekstu. Aby udźwignąć ten ciężar, czwórka aktorów musi być ze sobą zgrana niczym kwartet smyczkowy
w filharmonii. W tej realizacji każdy z instrumentów gra jednak inną partyturę.
Komediowy ton nadaje Szymon Bobrowski. Kreśli postać Tadeusza, pociesznego, małomiasteczkowego ojca, który marzy o tym, aby dobrze wydać córkę za mąż. Świetnie się w tej roli bawi i bawi też widzów. Próbuje mu dorównać Marietta Żukowska jako Wanda – broniąca rodzinnego honoru matka panny młodej. Nie znalazła jednak nowego pomysłu na tę rolę. Trudno oprzeć się wrażeniu, że zamiast być na scenie, próbuje naśladować Izabelę Kunę, która w „Teściach” (filmie, który w 2021 roku powstał na podstawie sztuki) stworzyła fenomenalną kreację. Anna Dereszowska jako Małgorzata – pełna godności pani ordynator i matka pana młodego – udowadnia, że jest świetną aktorką dramatyczną, ale brakuje jej komediowego zacięcia. Nie ma przy tym wsparcia w partnerującym jej Wojciechu Zielińskim (Andrzej), który jako biznesmen mający na sumieniu swoje grzeszki jest kompletnie bezbarwny.
Malajkat jako reżyser i scenograf stworzył aktorom dobre warunki do rozwinięcia skrzydeł. Zabrakło jednak czasu (?) na rozwinięcie i pogłębienie postaci. A przestrzeń w tekście do tego jest ogromna. W efekcie „Wstyd” stał się zderzeniem komediowego, o ile nie prześmiewczego obrazu stereotypowych mieszkańców prowincji z tragiczną historią dobrze sytuowanego małżeństwa. To nie wystarczyło, aby powstał mięsisty, zapadający w pamięć komediodramat, po którym można by powtórzyć za klasykiem: „Z czego się śmiejecie? Sami z siebie się śmiejecie”.