Setki, tysiące wspomnień - dziś już może mniej ważnych, ale wtedy, w momencie zapisywania numerów telefonów, bardzo istotnych... Dzisiaj kolejna spotkana przeze mnie osoba - pisze Sławomir Pietras w „Tygodniku Angora”.
Poznaliśmy się wiele lat temu w Świnoujściu, na plaży. W naszym grajdole znalazło się wiele osób z różnych miast, zaglądał nawet Zbyszek Cybulski. Andrzej był wtedy początkującym aktorem, współpracował ze Studenckim Teatrem Pantomimy „Gest". Już zarośnięty na dzisiejszą modę, szczupły, wciąż gestykulujący. Miałem wrażenie, że w ten sposób coś opowiada, ale jego Krysia uspokoiła mnie, że „on taki jest". Był z Wrocławia, ja z Warszawy, ale ta znajomość owocowała dalszymi kontaktami. Do dziś.
Gdzieś po dwóch latach napisał mi, że „jestem już u Grotowskiego". Nie bardzo wiedziałem, czy to aktorski awans czy wprost przeciwnie. Nazwisko „Grotowski" chodziło mi po głowie, ale nie za bardzo wiedziałem, co to jest ten teatr - Laboratorium Grotowskiego. Słyszałem, że to jest jakiś szaman, podobno twórca jakiejś nowej techniki aktorskiej, niektórzy mówili nawet „Świr". Podzieliłem się tą wiedzą z Andrzejem, a ten powiedział, bym przyjechał do Wrocławia i sam zobaczył. I tak też się stało.
Trafiłem na przedstawienie „Apocalypsis cum figuris", w którym wykorzystano cytaty z Biblii oraz z twórczości Fiodora Dostojewskiego, Thomasa S. Eliota i Simone Weil. Nic nie zrozumiałem... Andrzej próbował mi tłumaczyć,
że Grotowski nie trzyma się tekstu, tylko wplata w ten tekst własne inscenizacje, nie chce tradycyjnie opowiadać fabuły, lecz próbował tak przekształcać dramat, by stworzyć myślowo zwartą inscenizację. Rozumiałem jeszcze mniej. Dopiero po latach przyjąłem do wiadomości, że Teatr Grotowskiego jest nowym, oryginalnym zjawiskiem na teatralnej mapie. A Andrzej na stałe zakotwiczył u Grotowskiego, przemierzając z nim cały świat. USA, Francja, Włochy, Australia... Znalazł też w sobie drugą pasję - fotografię. Fotografował pracę i życie pozaartystyczne Grotowskiego oraz zespołu Teatru Laboratorium. Dokumentował również życie aktorskie w czasie podróży po kraju i świecie, m.in. w Holandii, Belgii, Niemczech, Danii, Włoszech, Francji, Wielkiej Brytanii, USA, Meksyku i Australii. W 1977 wyjechał do Szwecji, gdzie pomieszkuje do dzisiaj, częściej jednak przebywając w Polsce. Jest autorem fotoreportaży prasowych, okładek do książek i zdjęć reklamowych. Swoje prace fotograficzne prezentował w Polsce, Szwecji, Włoszech i USA. Jest to swoisty dokument artystyczno-psychologiczny wykonywany niemal na gorąco, ujawniający od wewnątrz to, co działo się w trakcie prób, wojaży i normalnego, chwytanego w sytuacjach już pozascenicznych życia tej sławnej trupy.
Spotykamy się każdego roku na nowych plażach. W tym roku - w Juracie. Dowiaduję się, że otrzymał nagrodę prezydenta Wrocławia za zdjęcia właśnie Wrocławia - pokazuje to miasto z różnych perspektyw, zwłaszcza miejsca mało znane mieszkańcom miasta.