EN

6.03.2023, 11:45 Wersja do druku

A więc wojna!

„Troja. Wojny nie będzie” wg „Iliady” Homera, „Achilleis” Stanisława Wyspiańskiego oraz „Trojanek” Eurypidesa w reż. Anna Wieczorek w Opolskim Teatrze Lalki i Aktora im. Alojzego Smolki. Pisze Kamil Bujny w portalu Teatrologia.info.

fot. Grzegorz Gajos / mat. teatru

Będzie wojna. Albo nie. A nawet jeśli, to nie tu, nie u nas. Gdzieś tam, na świecie – może. Tu – na pewno nie. Brzmi znajomo, prawda? Czytając te słowa, trudno nie myśleć dziś o Ukrainie: o wojnie, która miała się przecież nie rozpocząć, a gdy już wybuchła, to wydawało się, że potrwa tydzień, najwyżej dwa tygodnie. To, co w naszej szerokości geograficznej odnosi się do agresji Rosji na Ukrainę, w spektaklu – stanowiącym debiut reżyserski Anny Wieczorek – dotyczy Troi. Główna bohaterka przedstawienia, mitologiczna Kasandra (Aleksandra Mikołajczyk), przywołuje opowieści o wojnie trojańskiej, rozliczając jej uczestników z ich bierności i lekkomyślności. Co kto zrobił, by nie ginęli ludzie? Dlaczego doszło do konfliktu? Gdzie kończy się mit, a zaczyna prawdziwe życie? Te pytania dotyczą niby losów mieszkańców starożytnego miasta, ale wybrzmiewają dziś, w 2023 roku, nader aktualnie.

Wieczorek, opracowując scenariusz Troi. Wojny nie będzie!, sięgnęła po aż trzy dzieła opowiadające o wojnie trojańskiej: Iliadę Homera, Achilleis Stanisława Wyspiańskiego oraz Trojanki Eurypidesa. Żaden z tych tekstów nie stanowi jednak kanwy opolskiego widowiska – to, co widzimy na scenie, to raczej autorska interpretacja przywołanych dzieł, próba wyciągnięcia z nich tylko tego, co w szerszym planie opowiada o wojnie jako takiej. Reżyserka nie inscenizuje zatem żadnego z utworów, a traktuje je raczej jako punkty wyjścia; czasem ze sceny słyszymy fragmenty Homera, innym razem Wyspiańskiego lub Eurypidesa, ale postaci są zupełnie współczesne: poetyckie frazy są tu przeplatane językiem ulicy (zanim Grecy zaatakują Troję, wzburzeni wojownicy krzyczą „Śmierć wrogom ojczyzny!”), a porównania homeryckie – ludowymi przyśpiewkami. W rezultacie tego zaskakującego miksu widz odnosi wrażenie, że bohaterowie są tyleż antyczni, co dzisiejsi; przynależą niby do sacrum, do greckiego, mitologicznego porządku, do grona bóstw, herosów i wielkich wojowników, ale nie wydają się historyczni. Kasandra, główna bohaterka, obdarzona darem wieszczenia, z jednej strony rozlicza więc Agamemnona (Zygmunt Babiak), Menelaosa czy Achillesa (w obu rolach – Jakub Kowalczyk) z ich okrucieństwa, a z drugiej pyta o sens wszystkich obecnych konfliktów – w tym tego, który rozgrywa się za naszą wschodnią granicą. Tak jak mitologiczne postaci funkcjonują jako kulturowe archetypy, tak wojna trojańska została w spektaklu potraktowana nie jako wydarzenie, lecz symbol – za jego sprawą twórcy chcą mówić o tragizmie i bezsensie wszystkich wojen.

Widowisko, nie licząc sceny ukazującej konflikt między boginiami o miano „najpiękniejszej”, poprowadzone zostało w całości w planie żywym. Opowieść podzielono na dziesięć zatytułowanych i zapowiadanych przez Kasandrę części (nazywanych przez nią samą „pieśniami”) – każda z nich przedstawia inny etap wojny trojańskiej albo jej odmienne interpretacje. Poszczególne części utrzymane są w różnych konwencjach, dzięki czemu prezentowane zdarzenia są albo ośmieszane i parodiowane, albo dramatyzowane i uwiarygadniane. Żeby nie być gołosłownym: Pieśń II, oparta na dramacie Wyspiańskiego i opowiadająca o konflikcie o wspomniane już jabłko niezgody, przypomina wybory miss (boginie są ukazane jak stereotypowe modelki). Pieśń IV, traktująca o wyprawie posłów greckich do Troi po zniewoloną przez Parysa (Jakub Kowalczyk) Helenę (Barbara Lach), wpisana została w kabaretową estetykę (blisko tej scenie do skeczów Kabaretu Hrabi). A Pieśń VII, ukazująca opisany przez Homera w Iliadzie gniew Agamemnona, skupia się na psychice i szaleństwie bohatera. Raz więc postaci są przerysowane, sztampowe i jednowymiarowe, innym razem – bardzo wiarygodne i nieoczywiste. Reżyserka, mając najpewniej na uwadze wiek widzów, do których skierowany jest spektakl, bawi się konwencjami, estetyką i dramaturgią, tak, by z jednej strony homerycki patos nie zmęczył odbiorcy, a z drugiej – by wprowadzany do widowiska humor nie zanegował powagi poruszanego tematu. Kiedy więc trzeba, śmiejemy się (obśmiewając w ten sposób bohaterów Iliady, których waleczność miała w czytelniku budzić podziw), a kiedy trzeba postaciom współczuć – współczujemy. To uczucie towarzyszy odbiorcy zwłaszcza pod koniec, w przedostatniej części, gdy główna bohaterka opłakuje śmierć brata, Hektora. Sprzeciwia się przy tym opowiadaniu o tym zdarzeniu wierszem, występując przeciwko estetyzacji wojny i przemocy.

Wieczorek nie tak dawno, bo w ubiegłym roku, w podobny sposób, co utwory opowiadające o wojnie trojańskiej, potraktowała Ballady i romanse Adama Mickiewicza. Wraz z Martą Wiśniewską i Jakubem Tabiszem przygotowała bowiem w Instytucie im. Jerzego Grotowskiego we Wrocławiu Bliskie ballady i dalekie romanse, przedstawienie, w którym romantyczne wiersze zderzono z teatrem dokumentalnym – tak, by w nowym kontekście osadzić liryki wieszcza. Wprawdzie omawiane widowisko nie wpisuje się w nurt teatru dokumentalnego, jednak można znaleźć dla niego wiele analogii do wrocławskiego spektaklu. W obu razach kanoniczne teksty potraktowano zaledwie jako pretekst do opowieści – i we Wrocławiu, i w Opolu stanowią one tylko punkt wyjścia, nie są inscenizowane; poza tym w każdej z prezentacji zrównywane są ze sobą opozycyjne porządki: przeszłość i teraźniejszość, legenda i prawda, wyobrażenie i rzeczywistość. W Troi. Wojny nie będzie! twórcy zrobili to w nieoczywisty sposób: przywoływane wcześniej pieśni (czyli kolejne fabularne części spektaklu) zostały skonfrontowane ze współczesnymi piosenkami (muzyka: Magdalena Gorwa). Zdarzenia z odległej przeszłości, opisane przez Homera, Eurypidesa czy Wyspiańskiego, są w ten sposób komentowane przez dobrze nam znane utwory, takie jak Z tamtej strony jeziora; Hej, sokoły czy Był sobie król. Kasandra, która wykonuje te piosenki, wyśpiewuje je jednak ze zmienionymi tekstami. Słyszymy więc, że „z tamtej strony jeziora / stoi Troja zniszczona” i że „żal za potężną Troi siłą”, przez co mamy wrażenie, że opisywane przez nią sytuacje nie przynależą do dalekiej historii, lecz dzieją się tu i teraz. Temu poczuciu sprzyja również zaprojektowana przez Katarzynę Leks scenografia – przestrzeń działań aktorskich wyznaczona jest przez zaledwie zasugerowane ruiny Troi. Na scenie przez znaczną część spektaklu nie ma niczego poza czterema zniszczonymi fragmentami filaru i niedużą stertą gruzu. W tym rumowisku dostrzec można pozostałości po dowolnym mieście lub cywilizacji – tak czasowo odległej, jak i zupełnie współczesnej. Z tego też powodu do przedstawienia wprowadzono rekwizyty i kostiumy z różnych epok – posłowie, którzy wybrali się do Troi po Helenę, mają założone maski, przypominające grobowe z Myken, a rodzice Kasandry, Hekabe (Barbara Lach) i Priam (Zygmunt Babiak), spędzają wolny czas przy panoramicznych krzyżówkach. Podobnie wykorzystano przygotowane przez Agatę Konarską projekcje – niekiedy pozostają one umowne, symboliczne, innym razem osadzają akcję w konkretnych realiach (zwłaszcza pod koniec, gdy wyświetlane są obrazy zniszczonych, zbombardowanych współczesnych blokowisk).

Opolskie widowisko to jednak przede wszystkim aktorski popis dwóch kobiet – wcielającej się w postać Kasandry Aleksandry Mikołajczyk i grającej Helenę Barbary Lach. Pod wieloma względami obie te postaci są ze sobą skontrastowane, co widać nawet na poziomie kostiumów: przerażona skalą zniszczeń i ludzkich cierpień Kasandra ubrana jest na czarno, a nieczuła i próżna Helena – na biało. Związana od początku swojej aktorskiej kariery z opolskim teatrem Mikołajczyk niemal wcale nie schodzi ze sceny, a mimo to i tak nie sposób oderwać od niej wzroku. Jej Kasandra jest bardzo nieoczywista i tajemnicza, pewna swego i silna, a przy tym krucha i zrozpaczona. Aktorce udało się nie tylko zbudować wiarygodną i kompletną postać, lecz także rozpiąć jej osobowość między mitologiczną wieszczką a współczesną nastolatką (co podkreśla jej charakteryzacja: tiulowa sukienka, buty à la martensy i alternatywny makijaż). Wydaje się nieobliczalna, niebezpieczna i dzika (jak sama siebie określa: „wariatka z Troi”), a przy tym, jako jedyna, świadoma niebezpieczeństwa, jakie niesie wojna. Dorośli, a zwłaszcza mężczyźni, którzy w opolskim spektaklu nie są, jak u Homera, wielkimi i silnymi wojownikami, tylko groteskowymi, przekonanymi o swojej wyjątkowości żołnierzykami, postponują jej przepowiednie, twierdząc, że gdzie jak gdzie, ale w Troi wojny na pewno nie będzie. Jak to się skończy – chyba nie trzeba dopowiadać.

Wieczorek udało się przygotować w Opolskim Teatrze Lalki i Aktora zaskakujące i bardzo aktualne przedstawienie, przystępne w odbiorze dla młodzieży, lecz dalekie od powierzchowności i banału. Wiele w omawianym widowisku zaskoczeń, zwłaszcza jeśli chodzi o obraz samego legendarnego konfliktu. Reżyserka, co okazuje się dopiero pod koniec spektaklu, nie chce o nim opowiadać w sposób podobny do Homera czy Eurypidesa; nie ma tu zachwytu nad walecznością wojowników i ich męstwem czy uznania wobec wspomnianego w programie „piękna wojny”. Kasandra, przywołując kolejne etapy walk i rozliczając poszczególnych mitologicznych bohaterów z ich decyzji, uświadamia widzom, że nie trzeba wiele, by wybuchła wojna; zawsze znajdzie się jakiś, mniej lub bardziej poważny, powód. Pytanie – co zrobić, by do tego nie dopuścić?

Twórcy, dekonstruując przebieg wojny trojańskiej i ukazując jej absurd (konflikt między próżnymi boginiami, który doprowadził do porwania Heleny, a w rezultacie – do walk), zmuszają widzów do poszukania odpowiedzi na własną rękę.

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Kamil Bujny

Data publikacji oryginału:

02.03.2023