Logo
Recenzje

Zmory walczą o dusze

14.04.2025, 09:32 Wersja do druku

„Zmory” Emila Zegadłowicza w reż. Jana Jelińskiego w Teatrze Polskim im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy. Pisze Anita Nowak.

fot. Natalia Kabanow/mat. teatru

Spektakl rozpoczyna się filmem niby to rekonstruującym dewastację popiersia Emila Zegadłowicza, której dokonano w rzeczywistości przed szkołą w Wadowicach krótko po ukazaniu się powieści „Zmory”.

Kler i władze miasteczka sposób w jaki autor podjął w utworze temat inicjacji seksualnej chłopców, uznali za pornografię.
Scena ta i komentarze tłumu wywołują przerażenie ciemnotą, panującą w polskim społeczeństwie jeszcze w okresie międzywojnia.

Już na scenie akcja zaczyna się mało obiecująco. A to w efekcie bardzo monotonnie przedstawianego przez Mariana Jaskulskiego monologu o planetach, granicach i miejscu człowieka na ziemi,  tak przecież interesująco i poetycko przedstawionego w tekście Zegadłowicza. Na szczęście ta scena nie jest zbyt długa. A następne aż iskrzą od emocji, poetyckiego klimatu i wspaniale eksplorowanego humoru. Najciekawiej zaprezentowały się na premierze aktorki.

Zwłaszcza Małgorzata Trofimiuk wcielająca się w postaci Wuja i Profesora. Szczególnie bawi jako Wuj wiodący dialog z Profesorem. To koniecznie trzeba zobaczyć. Tym bardziej że zajmująca się tu oprawą plastyczną Dorota Nawrot, ubrała ją przekomicznie i to w jeden kostium dla obu postaci, przewidując, że aktorka doskonale zróżnicuje je za pomocą środków wyrazu. I tak też się stało. Trofimiuk doskonale też odnajduje się w komicznych układach choreograficznych Wojciecha Grudzińskiego. Małgorzata Witkowska  z trzech granych przez siebie postaci- Matki, Księdza i aktorki  Stanisławy Wysockiej, najciekawiej objawiła się jako ta ostatnia. W dużej mierze też dzięki Dorocie Nawrot , która odziała  ją w groteskowo przerysowany kostium przedwojennej gwiazdy i uskrzydloną falbanami na ukośnej linie przesłała przed oblicza głównych bohaterów, z groteskowym patosem recytującą wiersz Tadeusza Micińskiego „Korsarz”.

fot. Natalia Kabanow/mat. teatru

Samą siebie  w tym spektaklu przechodzi Zhenia Doliak. Gra aż cztery postaci. Już w jednej z pierwszych scen śmieszy i wzruszała równocześnie  w roli umierającej Gęsi. Też bardzo pomaga jej kostium doskonale zaprojektowany do sylwetki. Ale i potem jako Dorotka, Roza czy Nowy uczeń prezentuje spory zasób środków aktorskich, różnicując je wyraźnie a zarazem delikatnie. Jej gra jest ciekawie stonowana.

Kreujący głównego bohatera, Mika, Karol Franek Nowiński i jego Kolegę, Michał Surówka, są doskonale zgranym scenicznym duetem, emanującym młodzieńczym urokiem i wdziękiem, zwłaszcza w scenach zbliżeń fizycznych, co można było zauważyć już w „Hamlecie”.

Bardzo osobliwe zastosowano też w spektaklu rozwiązania scenograficzne. Dużo oryginalnych dekoracji, umownych rekwizytów, z których najbardziej zaskakującą była z pewnością złożona m.in. z wiatraków i sieci maszyna do wytwarzania ogromnych różnokształtnych mydlanych baniek, a właściwie wielkich bań, które symbolizowały wymianę poetyckich strof wypowiadanych w dialogu zakochanych- Mika i Dorotki.
Na premierze przedstawienie nikogo nie zgorszyło, przeciwnie, zostało nagrodzone stojącą owacją.

Źródło:

Materiał nadesłany

Autor:

Anita Nowak

Sprawdź także