EN

23.04.2022, 11:52 Wersja do druku

Zmierzyć się z prawdą o sobie samym

Z Michałem Telegą, reżyserem przygotowującym spektakl „Anioły w Ameryce, czyli demony w Polsce” w Teatrze Barakah w Krakowie, rozmawia Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.

fot. mat. Teatru im. Juliusza Słowackiego

Wiesław Kowalski: Spektakl ”Anioły w Ameryce, czyli demony w Polsce”, który przygotowujesz w Teatrze Barakah w Krakowie, nawiązuje, przynajmniej w pierwszej części tytułu, do dramatu Tony’ego Kushnera z 1991 roku. Jak dalece jest ta inspiracja ”Gejowską fantazją na motywach narodowych” (taki jest podtytuł u Kushnera) posunięta? Czy to tylko rzeczywiście  punkt wyjścia go rozważań na temat tego, co dzieje się aktualnie w naszym kraju, czy jednak stymulant znacznie głębszy?

Michał Telega: Inspiracja „Aniołami…” Kushnera nie była od początku tylko inspiracją, ale chęcią wystawienia ważnego dla współczesnej dramaturgii tekstu na scenie Barakah. Droga od początkowych rozmów z dyrekcją teatru, aż do eksplikacji uzasadniających nasze starania o prawa autorskie, przyniosła nowe tematy. Myślę, że „Anioły…” Kushnera stymulują nasze myślenie o spektaklu nadal, ale pozostają punktem zapalnym do opowiedzenia własnych historii, tym bardziej, że do zespołu aktorskiego z premedytacją zaprosiłem głównie osoby rozpoczynające ścieżkę zawodową zaraz po szkole teatralnej, które mierzą się z problemami doczesności: tu i teraz, w Polsce XXI wieku.

W.K.: Zapytałem o to dlatego, albowiem u Kushnera poruszane problemy dotykają szerokiego spektrum tematów: rasizmu, nietolerancji, represji, fanatyzmu politycznego i obyczajowego, homoseksualizmu, miłości, zazdrości, a nawet zemsty tych, którzy zostali odrzuceni. Na co Ty w swoim przedstawieniu chcesz zwrócić szczególną uwagę?

M.T.: Rasizm, nietolerancja, fanatyzm, i to wszystko o czym mówisz, nadal w nas i we mnie rezonują. Stąd podejmuję próbę wpisania tych tematów w poszczególne sceny, traktując je jako zjawisko „wyjścia z szafy” – a zatem ujawnienia czegoś, co w społeczeństwie w naszym kraju, jak również w małych społecznościach, na przykład w środowisku młodych ludzi rozpoczynających drogę aktorską tuż po szkole, okryte jest zmową milczenia lub przemycane pod płaszczykiem czegoś na pozór nieszkodliwego i sankcjonowanego przez to, jak zostaliśmy wychowani od pokoleń.

W.K.: Jak zatem powstawał scenariusz do tego spektaklu? W jego zapowiedziach wspomina się ”o wielu godzinach rozmów”, które odbywałeś z zaproszonymi do tej realizacji twórcami i aktorami. O czym głównie rozmawialiście? Jakie problemy były dla was najważniejsze?

M.T.: Scenariusz powstawał podczas prób lub z materiałów, które pochodzą ze spotkań z całym zespołem. Pracę rozpoczęliśmy w walentynkowe popołudnie tego roku, planując premierę na początek maja. Nasze rozmowy skupiały się na problemach homoseksualności, pojęcia męskości (zatem wszystko, co dotyczy stereotypów mężczyzny, którego zbudowała dotychczasowa tkanka kulturowa oparta na bardzo jednoznacznych fundamentach wychowania i dorastania); jak również kobiet – parawanów, a zatem tych wszystkich oszukanych przez mężów – homoseksualistów kobiet, które przez długi czas ukrywały swoich partnerów, chcąc ich chronić lub wybierając mniejsze zło, by nie rozpętywać rodzinnego, polskiego piekła.

W.K.: Czy to znaczy, że będziesz opowiadał swój spektakl epizodami, bez próby budowania klasycznej struktury dramaturgicznej?

M.T.: Nie posiadam wybitnych zdolności matematycznych. Kushner zapisuje swój dramat dość linearnie i jako serial z życia znajomych i własnego wzięty. Ja decyduję się zastąpić tak zwane „dzieło kreacji” – „komunikatem”. Myślę, że to słowo najlepiej odzwierciedla moje myślenie o teatrze. W miejsce linearności wstawiam kolaże scen, które mają na celu stworzyć wewnętrznie skupiony świat – na tyle, by historia nie była za bardzo hermetyczna, ale by postawiła szereg pytań dotyczących „gejowskich fantazji” i „motywów narodowych” dzisiaj.

W.K.: Co zdecydowało o takim a nie innym wyborze współpracowników? Jeśli ich dotychczasowe doświadczenia i osobiste przeżycia to przede wszystkim z czym związane?

M.T.: Zdecydowałem postawić na scenie ludzi, których prywatne historie splatają się ze sobą dzięki temu, że zostali zaproszeni do ról w „Aniołach w Ameryce” Kushnera. Postaci zostały przetworzone przez Aktorki i Aktorów. Na miejsce tych kultowych, anielskich ludzi… oraz tej jednej, wybitnie cynicznej postaci (z życia wziętej) Roya M. Cohna… postanowiliśmy postawić siebie dokonując wyboru motywów jakie kierowały Belize, Joe, Harper, Priorem, Louisem, Matką, Royem. Motywy zdobywania pracy czy zmagania się z własną tożsamością lub walką o swoje prawa są na tyle uniwersalne, że posłużyły nam za matrycę do zapisania własnych – może mniej efektownych, ale za to na pewno historii bardziej osobistych.

W.K.: Przedstawienie, które przygotowujesz ma mieć charakter teatru dokumentalnego. Jaki to będzie miało wpływ na samą inscenizację i strukturę spektaklu, którą określasz jako anielską? I jaką zatem funkcję, jeśli tylko temat ma być zawiązką konstrukcji, pełnić ma w nim choreografia?

M.T: Dokumentalność wyznaczają świadectwa zaproszonych przeze mnie współpracownic i współpracowników. Anioły nie są niebiańskimi istotami, przynajmniej ja w takie opowieści powątpiewam, ale są tymi wszystkimi ludźmi, którzy mają na tyle siły i odwagi, by zmierzyć się z prawdą o sobie samym. Zjadacze chleba stają się przecież aniołami, ale już nie za pomocą demiurgicznego gestu teatralnego, ale dzięki prostemu dialogowi, jaki – mam nadzieję – nawiąże się między nami a publicznością. Choreografia tworzona przez Piotra M. Wacha, wraz z opracowaniem muzycznym Piotra Korzeniaka, ma na celu stworzyć kolejną warstwę dialogową, wiążącą wrażenia odbiorcy z działaniem aktorskim na scenie. Nie stara się ilustrować lub komentować tego, co zawiera się w słowach, ale wyodrębnić ciało jako dwie osobne narracje: pierwsza jest performatywnym gestem dotyczącym choroby i mierzenia się z własnym ciałem, druga zaś znajduje swoje odbicia w marzeniach, napięciach nerwowych i łaknieniach bliskości.

W.K.: Coming out to dzisiaj bardzo modne słowo. Czym dla Ciebie i zaproszonych do współpracy jest ten proces samodzielnego ujawniania innym swoich poglądów związanych choćby z seksualnością czy tożsamością płciową? I co decydowało o ich wyborze? Czy tylko osobista chęć wyjścia z ukrycia, czy też może sama konfrontacja mniejszości ze społecznymi stereotypami?

M.T.: „Coming out nie jest hitem” - pamiętam takie hasło z początku prób. Właśnie przez to, że wyskakuje z każdej lodówki, kolejny i kolejny, jak grzyby po deszczu. Ale może właśnie dzięki temu, że coming out stał się rodzajem modnego gestu, wręcz trendu promowanego w telewizji, świat staje się nieco bardziej otwarty, a Polska jest nieco bardziej „europejska”. Może to naiwne wierzenie, ale z racji młodego wieku mam do niego prawo. Mam w sobie wiele niezgody i buntu przeciwko ramom w jakim znajduje się dzisiaj dwudziestoparolatek, który kończy studia i wmawia mu się: „no, teraz to dopiero prawdziwe życie”, więc pytam: czy dotychczasowe było „fałszywe”, „kłamane”, „nieprawdziwe”?

W.K.: W swoim późniejszym dramacie ”Słowianie!”, Kushner jako podtytułu użył słów pochodzących z Raymonda Williamsa: ”Rozważania nad odwiecznymi problemami cnoty i szczęścia ”. Jakim zaś rozważaniom  mogą się przysłużyć  ”demony w Polsce” w Twoim podtytule?

M.T.: Rozważaniom nad odwiecznymi problemami kłamstwa, manipulacji i mechanizmu władzy. Wszystkim naszym demonom, oswojonym i zaspokajanym nieuwagą, biernością lub ignorancją.

Och, co za patos na koniec.…

W.K: Na scenie – jak mniemam – wcale patetycznie nie będzie. Zatem zapraszamy na premierę do Teatru Barakah w Krakowie już 7 maja.

Tytuł oryginalny

Zmierzyć się z prawdą o sobie samym

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Wiesław Kowalski

Data publikacji oryginału:

23.04.2022