„AlphaGo_Lee. Teoria Poświęcenia” Natalii Korczakowskiej w reż. Natalii Korczakowskiej w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Marek Zajdler w Naszym Teatrze.
Natalia Korczakowska swym najnowszym przedstawieniem w warszawskim Teatrze Studio postanowiła dać nam nadzieję. Udowodnić, że nie taka straszna sztuczna inteligencja jak ją malują. Że AI posiada ograniczenia, których nigdy nie przeskoczy. Bowiem na pewnych polach, jak choćby w tworzeniu sztuki nigdy nie dorówna człowiekowi. A jednak po obejrzeniu „AlphaGo_Lee. Teoria poświęcenia” ogarnął mnie raczej smutek niż optymizm.
Reporterski w tonie spektakl odtwarza rozegrany w 2016 roku w Seulu pojedynek koreańskiego mistrza starochińskiej gry go Lee Sedola z programem AlphaGo zaprojektowanym przez Google DeepMind z Londynu. Mecz, który uważany jest za prawdziwy początek istnienia myślącej i samorozwijającej się sztucznej inteligencji. O ile bowiem w szachowej rywalizacji DeepBlue z Garrym Kasparowem w 1997 roku algorytmy programu oparte były jedynie na analizach danych z wielu partii zakodowanych na stałe przez programistów, AlphaGo wykorzystywała połączenie uczenia maszynowego i technik przeszukiwania gigantycznej bazy danych z intensywnym szkoleniem opartym początkowo na historycznych pojedynkach doświadczonych graczy, a z czasem na dziesiątkach milionów pojedynków rozegranych z samą sobą. Na tej podstawie imitujące ludzki mózg sieci neuronowe AlphaGo obliczały kolosalną liczbę prawdopodobnych i mało prawdopodobnych wyników dla wielu ruchów w przyszłości, szacowały prawdopodobieństwo wygranej i dobierały odpowiedni ruch. Chodziło tylko o pokonanie rywala, a wygrana jednym punktem była równie dobra, jak miażdżące zwycięstwo. Ilość możliwych konfiguracji zagrań w go przekracza ponoć liczbę atomów we wszechświecie (na planszy znajdują się 361 przecięcia linii, na których zawodnicy mogą naprzemiennie układać kamienie nie wspominając o możliwości bicia), dlatego obliczając je maszyna zorientowana na końcowy sukces całkowicie ignorowała styl wykonując niekiedy z pozoru bezsensowne ruchy pozostające poza pojmowaniem ludzkiego rozumu. Kilka miesięcy wcześniej AlphaGo wygrała 5:0 pojedynek z mistrzem Europy Fan Hui, legitymującym się kategorią 2 dan, ale wciąż popełniała sporo błędów. Arcymistrz, koreańska duma narodowa Lee Sedol z kategorią 9 dan, podobnie jak większość ekspertów, nie dawał sztucznej inteligencji żadnych szans w starciu z ludzkim umysłem. Srogo się pomylił.
Na scenie Studio odtworzono atmosferę i realia historycznego pojedynku w hotelu Four Seasons. Korczakowska podzieliła publikę na dwie części – tych uprzywilejowanych oglądających z bliska rywalizację człowieka z AI oraz całą resztę widowni mającą do dyspozycji głównie telebimy i obraz z dwóch wędrujących po scenie kamer. Przyznam, że gdyby nie udział w próbie medialnej i końcowe ukłony aktorów gdzieś w tyle sceny w ogóle bym o tym nie wiedział, zaś wygodny fotel na widowni cenię sobie znacznie bardziej niż drewniane podesty dla „VIP-ów”. Może gdyby postawiono tam stoliki i serwowano szampana, a wszędobylskie kamery dały odczuć, że tamci mają faktycznie lepiej? Wizualizacje przygotowane przez Marca da Costę we współpracy z Marcinem „Kitty” Kossakowskim, będące istotnym cyfrowym składnikiem scenografii, pełną garścią czerpią z technologii AI, trochę prześmiewczo ukazując na ekranach olbrzymie zainteresowanie i ekscytację głównie azjatyckich mediów czy już całkiem serio technologię wykrywania twarzy, która jest jednym ze współczesnych narzędzi chińskiej władzy do kontrolowania społeczeństwa. Sam pojedynek relacjonują dla nas dziennikarka Cassidy (świetna Maja Pankiewicz) i asystentka Lee Sedola (Ji Yoon Kang), co łamie już faktograficzną konwencję. Komentują one po polsku i angielsku znaczące momenty spotkania, choć dogłębna analiza 37. ruchu AlphaGo w drugiej grze („a move that no human would've ever made”), czy „boskiego, genialnego tesuji” nr 78 Lee Sedola w jedynej wygranej, czwartej rozgrywce, pozostawiają nas trochę z boku, nawet mimo prób bezpośredniego wciągnięcia publiki w historię. Azjaci traktują grę w go jako formę sztuki, my w znaczącej większości nie znamy nawet jej zasad, a sam spektakl nieszczególnie nam je przybliża.
Ciekawiej robi się, gdy zaglądamy do głów głównych protagonistów spotkania obserwując ich narastające emocje, zwłaszcza początkowe rozterki i zdenerwowanie szefa DeepMind, wizjonera AI, Demisa Hassabisa (Daniel Dobosz), przemyślenia głównego programisty AlphaGo, Aji (Hiroaki Murakami), wykonującego ruchy na planszy w imieniu sztucznej inteligencji, czy panikę teatralnego Lee Sedola (Cat Kim), gdy uświadamia sobie swoją bezsilność w starciu z maszyną i łapczywie domaga się większej uwagi. W rolę czarnego charakteru, czyli przedstawicieli żarłocznych korporacji i inwestorów, wciela się Halina Rasiakówna kreująca obraz bezwzględnego biznesu, który zorganizował wielkie PR-owe widowisko, by wrócić na lukratywny chiński rynek wykorzystując przy tym i niszcząc wizerunek żywej legendy. Jednocześnie ten sam biznes ukazuje pojedynek jako symboliczny moment definitywnej porażki człowieka w konfrontacji ze sztuczną inteligencją, co ma dać początek swoistemu kultowi AI i bezrefleksyjną wiarę w jej nieograniczone możliwości w służbie człowiekowi. Służbie, którą kontrolować winien posiadacz technologii ograniczając jej dostępność i torpedując wszelkie idee „open source”. Adwersarzem stanie się wybuchowa Cassidy wykrzykująca retoryczne pytania o koszty kapitałowe i środowiskowe technologicznego rozwoju, zarzucając korporacjom chęć przeprogramowania życia społecznego i bezduszność opartych na AI systemów informatycznych. Protest Mai Pankiewicz, wobec faktycznych i nieuchronnych zmian, brzmi jednak nieco jak głos wołającego na puszczy.
Interesującym, choć poza warstwą wizualną niewiele wnoszącym elementem spektaklu jest obecność koreańskich tancerek: Cynthii Cin Yee, Cheung Jiwon Oh i Sugyeong Won. Układy choreograficzne przygotowane przez Koreankę Sung Im Her wprowadzają do mocno stechnologizowanej przestrzeni uwalniający ruch i stojącą w opozycji do AI cielesność. Ruchoma, silnie scyfryzowana scenografia zaprojektowana przez Marka Adamskiego pozwala przenikać plany dając poczucie uchylania przed widzem rąbka tajemnicy. Nie da się jednak ukryć, że patrząc na całokształt, tym bardziej będąc w Studio, z tyłu głowy wciąż pozostaje wrażenie czerpania pełną garścią z multimedialnych spektakli Łukasza Twarkowskiego.
„Jest piękno w grze go i nie sądzę, by maszyna mogła to piękno pojąć” mówi Lee Sedol przed pojedynkiem z AlphaGo. Natalia Korczakowska ekstrapoluje starochińskie go na wszelką sztukę, która jej zdaniem jest kwestią intuicji, nie zaś inteligencji i jako taka pozostaje poza zasięgiem maszyn. I niby to prawda, ale jedna jedyna wygrana Lee ze sztuczną inteligencją nie była dziełem sztuki. „Musiałem zabić sztukę, by wygrać” – mówi koreański mistrz. Nie grać z polotem i fantazją, otwartym umysłem, lecz wyrachowanie i dostosowując się do nudnego stylu przeciwnika. „One time is enough”, może nie tyle, by udowodnić wyższość człowieka, ale przynajmniej, by obronić honor ludzkości. A jednak Lee Sedol zrezygnował z zawodowej kariery nie mogąc pogodzić się z faktem, że zawsze będzie ktoś, kogo nie zdoła pokonać. Go ze sztuki stała się mechaniczną układanką, w której gracze powtarzają automatycznie pierwsze 50 ruchów zgodnie z niepodważalnymi wyliczeniami algorytmu. AI zabiła więc sztukę, nawet jeśli nie potrafi jej stworzyć.
„AlphaGo_Lee. Teoria poświęcenia” w cyfrowych obrazach, ruchu i towarzyszących historycznemu pojedynkowi emocjach szuka odpowiedzi na pytanie o rolę człowieka w świecie coraz potężniejszej sztucznej inteligencji. O to, czy może ona zastąpić nas we wszystkim, sprostać każdemu wyzwaniu, czy może to jednak ułuda? Czy stworzona rękami ludzi AI jest naszym cywilizacyjnym osiągnięciem, czy raczej porażką? Bo z jej dobrodziejstw korzystać będą zwłaszcza wszechwładne korporacje. Bo automatyzacja procesów będzie prowadziła do stałej redukcji zatrudnienia i postępującego bezrobocia. Bo wykorzystana w złej wierze maszyna jest ślepa na cierpienie i nie waha się podejmując trudne decyzje. Natalia Korczakowska nie boi się o prawdziwą sztukę – procesu twórczego człowieka nie da się zasymulować. Lee Sedol też nie wierzył w przegraną. Oby nie zgubiła nas pewność siebie.