Nasz festiwal może być wsparciem dla polskiej racji stanu, bo kultura naszego regionu to nie jakieś peryferie Rosji, ale rdzeń europejskiej tożsamości – mówi Robert Piaskowski, dyrektor Narodowego Centrum Kultury.

fot. S.Fleury - http://ciurlionis.eu/en/mkc-foto-3/, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=18533041
Jacek Marczyński: Festiwal Eufonie miał wedle początkowych założeń przybliżać kulturę i tradycje naszego regionu. Ale czy w obliczu sytuacji politycznej w 2025 r. ma też stanowić próbę pokazania jedności Europy Środkowo-Wschodniej?
Robert Piaskowski: To bardzo ważne pytanie. Gdy tworzyliśmy Eufonie, nie chodziło nam o powstanie kolejnego warszawskiego festiwalu, ale o ideę o wymiarze makroregionalnym, która ma istotne znaczenie dla dyplomacji środkowoeuropejskiej. Chcieliśmy być nie tylko platformą dla kultury światowej, ale też pokazywać glos własny, kanon polski i środkowoeuropejski. Uważamy, że ten festiwal może być wsparciem dla polskiej racji stanu, że kultura naszego regionu to nie jakieś peryferia Rosji, ale rdzeń europejskiej tożsamości. Dlatego w festiwalowym programie znajdziemy oczywistości, w tym Chopina, którego wpływ na Europę chcemy akcentować. Jest rzecz jasna Szymanowski jako mistrz dialogu z Europą i źródło nowoczesności w muzyce polskiej. A także Lutosławski, Penderecki czy Górecki - twórcy, którzy w XX wieku podejmowali tematy i doświadczenia wojny, totalitaryzmu i duchowości w kontrze do rosyjskiej kulturowej dominacji. Chcemy podkreślać, że w naszym regionie następowała nieustanna wymiana myśli i idei, stąd mocno akcentujemy w obecnej edycji narodowe relacje rodzeństwa Bacewiczów-Bacevićiusów czy z okazji 150. rocznicy urodzin przybliżamy artystę Mikalojusa Konstantinasa Ćiurlionisa, który studiował w Warszawie, a stał się narodowym twórcą litewskim.
Nie będą to tylko rocznicowe wydarzenia, bo na przykład za rok planujemy w Warszawie na Eufoniach prapremierę nieukończonej opery Ćiurlionisa „Łomnica", którą mają zrealizować litewscy inscenizatorzy. Regionalizm, który miał być podstawą Eufonii, gdy je tworzono, w obecnej sytuacji ma zupełnie inną wagę.
To, o czym pan mówi, nie dotyczy tylko naszego festiwalu, ale większości instytucji. Dziś jest czas, gdy sceny narodowe muszą w szczególny sposób poczuć swoją odpowiedzialność za kreowanie repertuaru i udostępnienie sceny dla artystów z Europy Środkowo-Wschodniej. A Eufonie stają się bardzo potrzebne jako festiwal, który ma być ambasadorem polskiej kultury w Europie i musi pokazywać, że Polska i region są równorzędnym źródłem kultury wysokiej.
Chciałbym, aby był to festiwal pojmowany jako laboratorium tożsamości, w którym zestawiamy repertuar polski ze środkowoeuropejskim i pokazujemy dialog, a zamiast imitacji - przenikanie i nieustanną interferencję stylów, tradycji, artystycznych języków. Potrzebujemy festiwalu, który jest silną marką międzynarodową, jak Festiwal Enescu w Rumunii, Salzburg czy festiwal w Lublanie. Poza oczywistym kontekstem środkowoeuropejskim interesują nas także wątki bałtyckie, co potwierdza tegoroczny program. W naszym kręgu zainteresowań są też Bałkany - Chorwacja, Serbia czy Macedonia - oraz Gruzja.
Czy zagraniczni partnerzy, których nie mieliście na początku festiwalu, teraz zaczynają rozumieć siłę tego regionalizmu?
Myślę, że imperializm Rosji spowodował zwiększenie świadomości, że obrona granic to dzisiaj przede wszystkim obrona tożsamości kulturowej. To jest bardzo widoczne na przykład w polityce Litwy, która może poszczycić się najbardziej imponującą, precyzyjną strategią dyplomacji kulturalnej i pozycjonowaniem własnej kultury na licznych festiwalach zagranicznych. Bardzo udany był sezon kulturalny polsko-rumuński, który przyniósł wieloaspektową współpracę naszych krajów, a uroczyste zakończenie tego sezonu odbędzie się i w Krakowie, i w Warszawie koncertem Filharmonii George Enescu z Bukaresztu. Bardzo zainteresowana jest takimi regionalnymi kontaktami Chorwacja, gdzie dobrze znanym kompozytorem jest Zygmunt Krauze, a my z kolei na Eufoniach zaprezentujemy teraz „Pasję" Berislava Śipuśa.
Zaczynaliście jako impreza czysto warszawska, w tym roku festiwalowe wydarzenia organizujecie w dziewięciu polskich miastach i również za granicą.
Często możliwość takiego działania wynika z zamówienia konkretnego projektu, bo wówczas dla naszego partnera bardziej korzystne jest, również ze względów ekonomicznych, by odbył się on także u niego na miejscu, a my uruchamiamy jego pozyskanych wcześniej partnerów. Tak było choćby w przypadku współpracy z filharmonią w Bukareszcie, która sama zabiegała, by program festiwalowego koncertu zagrać również u siebie, i otrzymała mocniejsze dofinansowanie ministerstwa w swoim kraju. I choć Narodowe Centrum Kultury nie może ze swej natury finansować wydarzeń organizowanych za granicą, bo tym zajmuje się Instytut Adama Mickiewicza, to współpraca z partnerami pozwala te ograniczenia przekraczać. My mogliśmy zorganizować finał Sezonu Kulturalnego Polska-Rumunia w Krakowie, czego z kolei nie mógł zrobić IAM działający głównie za granicą. Doświadczenia pierwszego sezonu polsko-rumuńskiego są arcybogate, a takie wzajemne projekty uczą, że niezbędne staje się partnerstwo z instytucjami, które mają statutowe możliwości, by nas wesprzeć. Przy Ćiurlionisie działamy razem z Filharmonią Narodową Litwy i innymi podmiotami, choćby Instytutem Kultury Litewskiej w Warszawie. Tak rodzą się więzi, które potem okazują się znacznie trwalsze niż jednorazowy event.
A w kraju łatwo jest Eufoniom znaleźć partnerów?
Bardzo o to zabiegamy i poszukujemy sytuacji, w których także partnerom zależy na współpracy i współorganizacji. Eufonie to silna marka. Wiele instytucji traktuje jako zaszczyt współpracę pod tym szyldem. Ja tak rozumiem także rolę Narodowego Centrum Kultury, które powinno dawać impulsy do powstawania rozmaitych sieci w różnych dziedzinach. A finansując część festiwalowych projektów, uzyskujemy dzięki temu trzykrotnie więcej. Gdy planowaliśmy wykonanie „Pasji" Krzysztofa Pendereckiego, powstała w rezultacie trasa koncertowa współorganizowana przez filharmonie - Narodową i Krakowską, a obejmująca także Dębicę i Lusławice. Filharmonia Śląska swój koncert zagra w Katowicach, ale przyjedzie też do Warszawy i Opola, gdzie dotąd Eufonie nie były obecne. Razem jesteśmy w stanie zrobić więcej, a publiczności nie brakuje. Jest to wyjście poza ograniczenia festiwalu organizowanego wyłącznie w jednym miejscu. Niemal wszystkie ważniejsze polskie instytucje kulturalne mają w szyldzie przymiotnik „narodowy", co często jest odbierane jako obowiązek reprezentacyjny. Ale instytucja narodowa powinna też czuć konieczność po prostu docierania do ludzi, by razem poczuli pewną wspólnotę.
Kiedy jeżdżę po kraju, jestem mile zaskoczony, jak pozytywnie jest postrzegana marka Narodowego Centrum Kultury. Wspieramy rozwój kultury lokalnej i nawet jeżeli ten festiwal powstał jako impreza o znaczeniu nie tylko artystycznym, ale i politycznym, to polską rację stanu powinniśmy także rozumieć jako pozyskiwanie do niego jak największej liczby ośrodków, które wierzą w ideę środkowoeuropejską i ją pielęgnują. Inną sprawą jest, że tak duże przedsięwzięcie, jak wykonanie „Pasji" Pendereckiego, jest trudne do udźwignięcia finansowego i logistycznego dla jednej instytucji. Natomiast staje się możliwe, kiedy ten wysiłek rozkłada się na kilku partnerów i dochodzi do bardzo kreatywnych montaży budżetu. Opowieść o finansowaniu takich projektów mogłaby być tematem osobnego wywiadu, bo kultura i jej rozwój zależeć będą w najbliższym czasie nie od komfortowego finansowania centralnego, ale od impulsów, jakie się odbiera z całego otoczenia.
W zeszłym roku wykonaliśmy „Siedem bram Jerozolimy" Pendereckiego w Dębicy i było to autentyczne święto dla miasta. Słuchacze mówili, że ten koncert był dla nich wielkim przeżyciem. Słysząc ich podziękowania, można czuć się spełnionym.
Tegoroczny program Eufonii zawiera wiele ciekawych nazwisk. Znaczna ich część nie jest zbytnio znana polskiej publiczności. A na co pan czeka szczególnie?
Na muzykę George Enescu, którą lubię, ale mam mało możliwości posłuchania jej u nas na żywo. Czekam na znaną mi do tej pory tylko z płyty „Pasję" Śipuśa. Ten kompozytor przyjaźni się z Zygmuntem Krauzem i tak się skontaktowaliśmy. Z utworem Śipuśa przyjeżdża Chór i Orkiestra Chorwackiego Radia i Telewizji z Zagrzebia. Od dawna chciałem też pokazać w Polsce projekt „Makedonissimo", ale nie mogliśmy dopasować terminów. Teraz się udało, to jest niesamowite wielobarwne opracowanie macedońskich pieśni i tańców, po które sięgnął wybitny pianista Simon organami, które zostaną wykorzystane. Z kolei środkowoeuropejski minimalizm muzyczny stał się tematem instalacji „Natura świata" opracowanej przez Katarzynę Mikołajczyk i Iwona Jedyneckiego w reżyserii Tomasza Cyza. Będzie miał ciąg dalszy, bo w przyszłym roku pojedzie najprawdopodobniej do Stambułu i Wilna. Eufoniom chyba ciągle brakuje możliwości, by pewne pomysły nie stały się jednorazowymi wydarzeniami, ale by potem wiodły samodzielne życie. Ale staramy się to rozwijać i „Natura świata" jest tego przykładem.
Za rok chcemy przypomnieć operę Aleksandra Nowaka „Głos potwora", wspólne przedsięwzięcie Malta Festival, Opery Bałtyckiej i NCK-u, którego nie uda się w tym roku pokazać w Warszawie. Znam dobrze różne problemy artystycznych efemeryd z czasów mojej działalności w Krakowie, gdzie narodziło się wiele zamówionych przez nas dzieł, a które z powodu różnych kłopotów nie miały dalszego ciągu. Czasami jest to także kwestia ambicji kuratorów, którzy chcą mieć u siebie ambitne projekty, coś niepowtarzalnego, tylko wtedy każdy, kto po nich to powtórzy, będzie epigonem. Odpowiedzialność za obieg dzieła stworzonego dla festiwalu jest niezwykle ważna. Robienie tego z partnerami pozwala pokazywać wartościowe spektakle, koncerty, instalacje większej grupie odbiorców. Publiczność jest niezmierzona, więc w ten sposób zyskujemy szansę, by ją stale powiększać. Spada też na nas odpowiedzialność za dzieła, które są wartościowe i powstały przy nakładzie twórczym wielu osób, zatem powinny żyć w żywym dialogu z publicznością, tym bardziej jeśli nie doszło do ich rejestracji filmowej czy radiowej. Wierzę, że uda się w przyszłości zrealizować w ramach Eufonii kilka takich świetnych powrotów.
MATERIAŁ POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z NARODOWYM CENTRUM KULTURY